[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mogę o nim donieść kończąc dokładał pułkownik nie wiem, czy to
jest ten sam, którego książę tak usilnie szuka, ale rad bym, żeby tak
było i żebyśmy obydwa odzyskać go mogli, bo to waleczny jest i nie-
pospolity człowiek.
Reszta listu księcia Melsztyńskiego, do dziada jedynie, napełniona
była radością, w której serce jego opływało myśląc, że wkrótce znaj-
dować się będzie w Krzewinie.
W istocie samej tak był tym przyjazdem zajęty i tak tego momentu
niecierpliwie żądał, że tym samym odsuwał go, bo chwili nie mając
spokojnej, do zdrowia i do sił przyjść nie mógł. Nieraz w życiu te tak
gwałtowne namiętności księcia Melsztyńskiego były zródłem zmar-
twień dla niego. Ale co przynajmniej w tym go ratowało, to że częste
te namiętności równie bywały nietrwałe jak gwałtowne.
Zdzisław dzielił szczerze i radość, i niecierpliwość wnuka swego,
ale Malwina spokojną będąc względem życia księcia Melsztyńskiego i
wiedząc, że tylko czasu trzeba mu było, żeby do zupełnego przyszedł
zdrowia, w skrytości serca swego żałowała pośpiechu, z którym dała
była swoje zezwolenie na jego przyjazd do Krzewina: przewidywała
znowu niejedno przykre uczucie, a osobliwie stratę tej swobodnej spo-
kojności, którą ledwo zaczęła była odzyskiwać, a która przyjazdem
księcia Melsztyńskiego dla wielu przyczyn (bała się) znowu przerwaną
zostanie. Przy tym jednak dobre serce Malwiny napełnione było
wdzięcznością dla tego walecznego rycerza, któremu książę Melsztyń-
ski życie był winien, i los nieszczęśliwy tego nieznajomego i niepospo-
litego jestestwa czule zajmował ją często.
Mimo tej rozmaitości w sposobie myślenia i czucia mieszkańców
Krzewina chwila nadeszła jednak, która na koniec księcia Melsztyń-
skiego do niego sprowadziła, i Zdzisław po długich dniach trosków i
tęsknoty otrzymał pociechę uściskania ukochanego wnuka. Trzeba być
oddalonym przez czas jaki od tego, co się kocha, trzeba drżeć o życie
jego w oddaleniu i niepewności, żeby pojąć szczęście widzenia go
znowu. Musi być, że radość wielka i szczera ma coś zarażającego w
sobie, bo tego doświadczyła Malwina, i to musiało być przyczyną, że
na pierwszym wstępie powrotu Ludomira nie przykre zmieszanie (jak
się tego obawiała), ale miłe rozrzewnienie, jakie by przybycie lubego
brata sprawić mogło, serce jej napełniło, zastępując w tych pierwszych
dniach jakiekolwiek inne uczucia. Książę Melsztyński, który bez tego
NASK IFP UG
Ze zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG
117
długo smutnym być nie mógł, wtedy gdy tyle przyczyn miał do radości,
wesołością tylko oddychał zapominając nawet trochę owej troski nad
losem swego wybawiciela. Przywożąc zaś wiadomość, że pokój wkrót-
ce miał być ogłoszonym i że rozejm już stanął, uciechą najprawdziwszą
upoił wszystkie serca w Krzewinie. Zwyczajna wesołość Wandy, którą
powszechne strapienia ledwo przytłumić mogły, tą wspólną radością
podwoiła się jeszcze i to podobieństwo w humorach między nią a
księciem Melsztyńskim, ten stosowny sposób bycia zbliżył ich do sie-
bie wkrótce. Wanda, szanując zalecenie Malwiny, nie wspomniała
księciu o pierwszej bytności jogo w Krzewinie; ale inaczej widząc w
tym jak siostra, tegorocznego wesołego, pustego Ludomira szczerze
przekładała w myślach swoich nad owego, któremu w liście swoim do
ciotki (przed rokiem pisanym) wymawiała, że się nadto rzadko śmie-
je .
Teraz jednak nieraz śmiać się zaczął i w pierwszych dniach bytno-
ści swojej jedynie szukał Wandy (a przynajmniej rozumiał sam, że je-
dynie jej szukał) dlatego, żeby o Malwinie z nią mówić i wynurzać
przed tą młodą zwierzycielką wszystkie troski serca swego. Ale w dość
krótkiej chwili coraz mniej będąc strapionym, co dzień mniej żalami ją
swymi zatrudniał, a co dzień więcej nią samą się zajmował. Wanda, tą
myślą uspokojona, że w nim przyszłego widzi brata, bez żadnej obawy
i doświadczenia niewinną poufałość mu okazywała nie domyślając się
nawet, że pod pozorem tej dziecinnej przyjazni miłość już jej sercem
kierowała.
Malwina zaś, domyślniejszą trochę będąc i trochę więcej mając do-
świadczenia, lepiej rozumiem czytała w sercach Ludomira i Wandy
jak może oni sami. Ale upewnić o tym nie mogę; tyle tylko mogę zarę-
czyć, że nic o tym nie wspomniała siostrze, zostawując może losowi
sposobność ułożenia dla nich wszystkich przyszłości, która często
szczęśliwszą wtedy bywa, niż kiedy usilnie ludzie chcą nią kierować.
Gdy książę Melsztyński miłości od Malwiny nie wyciągał, każde inne
tkliwe uczucie łatwo dla niego w sercu swoim znajdowała i wdzięcz-
ność, uprzejmość, przyjazń najchętniej mu poświęcała. Te uczucia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]