[ Pobierz całość w formacie PDF ]

również, ludzie najlepsi z najlepszych. Zawiodło nas coś innego  metoda. Tej roboty nie powinni wykonywać ludzie
zrzucani na spadochronach. To jest praca na dłuższy czas, bez samolotów, bez artylerii przeciwlotniczej, bez
spadochronów.
 Powinni to robić ludzie przebywający na miejscu bądz przysłani na przykład z terenu Polski czy Czechosłowacji.
Taką grupę można przecież powolutku zaaklimatyzować, dostarczyć broni, sprzętu i w odpowiednim momencie rzucić na
obiekt.
 Jedno osiągnęliśmy, mianowicie z pierwszego rajdu mamy dobre zdjęcia. Wiemy przynajmniej, że w określonym
miejscu coś się święci. No i druga korzyść, wprawdzie bardzo drogo opłacona: poznaliśmy lepiej metody działania wroga, a
zarazem własne słabe punkty.
Generał wstał z fotela.
 Rodziny poległych otrzymają zaopatrzenie, na razie wstrzymamy się z odznaczeniami. Załatwi się to po wojnie. A
teraz głowa do góry, pułkowniku! Jak nie z tej, to z innej strony postaramy się dobrać im do skóry. Niewykluczone zresztą,
że nasi sojusznicy, nic nie mówiąc, również starają się dostać tej sowie do ogona i wypruć trochę piór.
 Kto wie, może nawet próbują podobną metodą co i my?  powiedział generał po chwili już do siebie samego.
*
Cysterny zatrzymują się jedna za drugą w hali rozjazdowej. Zawarty w nich ciekły cement wlewany jest do wielkich
nosiłek, a następnie przenoszony przez ludzi odzianych w pasiaki do lewej bocznej hali.
Rośnie z dnia na dzień olbrzymia komora. Między jedną pionową warstwą cementowej ściany a drugą kładzione są
ścianki z materiału, który przypomina wyglądem metal, ale jest znacznie cięższy od zwykłego żelaza lub stali.
Komora ma około czterech metrów wysokości. Znajduje się w niej otwór podobny do żelaznej okiennicy, wyglądający
jak oczko obiektywu w kamerze fotograficznej.
Ledwie stwardnieje jedna warstwa cementu, już więzniowie nalewają w drewniane formy następną porcję. Przez
okrągłą dobę trwa praca. Nie opózniają jej ani słota, ani zimno, ani upały. Tu, głęboko pod ziemią, czas liczy się według
specjalnych norm. Nie ma dla ludzi  robotów ani dni, ani nocy, nie ma świąt ani odpoczynków. Pojęcie  człowiek chory"
jest nieznane. Mówi się po prostu: więzień żywy  więzień martwy.
*
 Zdążą zrobić to, co chcą, czy nie zdążą, jak myślisz?
 Myślę, że kto jak kto, ale my nie będziemy mieli okazji się o tym przekonać. Nie doczekamy. Ale prócz nas są inni
jeszcze, na zewnątrz, którzy robią wszystko, żeby ci tu nie zdążyli.
  O kim myślisz?
 O wszystkich, którym nie odpowiada Hitler i jego banda. Jeszcze zanim nas tu sprowadzili, Rosjanie dali im
porządnego łupnia pod Stalingradem i przegonili jak psów... Nie martw się, Hersz, dożyjemy czy nie, to wcale nie najważ-
niejsze... Wiem na pewno, że zostaniemy pomszczeni... To tylko kwestia czasu.
 Co mi z tego, jak mnie już nie będzie?.
 Uważaj, idzie...
Do murarzy podszedł opasły funkcjonariusz OT i sprawdził zawartość nosiłek.  Dlaczego nie nabieracie nowej
porcji? Przecież tu nie ma już cementu! Nie chce wam się robić?!  wrzasnął i kopnął nosiłki.  Jazda po nową porcję, bo
was zatłukę, wy żydowska hołota...
Wokół cementowej komory murarze tynkują ściany zbrojone żelaznymi prętami. Nadzór techniczny sprawdza co
kilkanaście minut stan prac i postępy.
 Poszedł?
 Tak, poszedł. Pytałeś, co nam z tego przyjdzie, jeśli sami nie doczekamy klęski tych morderców? Rzeczywiście
niewiele. Cóż, nie tylko my tu jesteśmy. Ten sam los dzielą wszyscy więzniowie. Codziennie morduje się Rosjan,
Francuzów, Polaków, a nawet jeńców włoskich, którzy do niedawna byli sojusznikami Hitlera. Tu nie ma. lepszych ani
gorszych. Jedna dola, jedna śmierć... Hitlerowcy tam, na powierzchni, opowiadają o rasach, że jedna lepsza, a druga gorsza.
Tu, na dole, nie mówią już tego. Tu zabijają wszystkie rasy bez różnicy...
Ilu było przeciwników?
To, co się wydarzyło w ciągu ostatnich kilku godzin, zelektryzowało dyrekcję budowy i całą służbę bezpieczeństwa.
Popłynęły meldunki do Berlina, na miejsce przybyła inspekcja. W Sowich Górach zaroiło się od funkcjonariuszy organów
wywiadu i kontrwywiadu.
Daleko jeszcze było do świtu. Cisza panowała na całej przestrzeni od Jugowic do Sierpnicy i jedynie szczekanie psów
przypominało, że w tych stronach istnieją nie tylko bunkry betonowe i korytarze podziemne, ale także zwyczajne ludzkie
osady, gospodarstwa i pola uprawne.
W pobliżu głównego tunelu w Sierpnicy esesmani  ulokowani na grubych plandekach, chroniących od wilgoci 
trzymali broń skierowaną na drogę wiodącą do Jugowic. Mniej uwagi zwracano na kierunek wiodący na szczyt, gdzie w
ciągu dnia trwała budowa na ściętym stożku góry.
 Sturmscharfqhrer  zwrócił się szeptem do dowódcy jeden z esesmanów  chcę pójść na chwilę za swoją potrzebą...
 Tylko zachowaj się cicho i nie pal papierosa.
 Jawohl, Sturmscharfqhrer. Powiało nocnym chłodem i dowódca mocniej owinął się plandeką.
 Co mu się stało, że tak długo nie wraca? Chyba nie połknął liny stalowej...
Sturmscharfqhrer nie zdążył dokończyć. Wszystko nastąpiło nagle jak z bicza trząsł. Cios był dobrze obliczony.
Esesman zwinął się w kłębek i osunął bez jęku na ziemię.
Rozprawa z pozostałymi uczestnikami nocnej zasadzki była podobna  nie padł ani jeden strzał, nikt nie krzyczał ani
nie prosił o litość. Napastnicy posługiwali się wyłącznie białą bronią, napadnięci nie byli w stanie bronić się. Atak był
zupełnie niespodziewany, zwłaszcza że przyszedł ze strony, która była doskonale chroniona.
 Gotowe?  zadał ktoś w ciemności pytanie.
 Gotowe, szefie.
 Przypominam jeszcze raz: posługujemy się tylko językiem niemieckim.
 Tak jest.
 Naprzód!
Na tle nocy słabo rysowały się cienie mężczyzn, zdążających w stronę wejścia do tunelu. W ciągu kilku minut grupa
dotarła do celu. Przed nią rysowała się wielka brama z zawieszonymi na niej tabliczkami, z których na skutek panujących
ciemności trudno było cokolwiek odczytać.
Mężczyzni przykucnęli w trawie i wsłuchiwali się w ciszę nocy.
 Trzeba przeciąć druty tu z boku. Bierz się do roboty.
 Tak jest.
Jedna po drugiej znikały przeszkody. Odstawiono na bok kozły omotane drutem kolczastym, zdjęto dwie deski, do
których przymocowane były połączone przewodem granaty, wykręcono żarówki przy wielkiej bramie...
Kontruderzenie przyszło nagle z dwóch stron. Od tej, z której zjawili się nocni goście, i ze1 szczytu wzgórza. Z góry 
wystrzelono kilka rakiet, które opadając powoli, oświetliły cały plac.
Zaskoczeni gęstym, krzyżowym ogniem przybysze zajęli stanowiska w łopianach i odpowiedzieli natychmiast
strzałami. Trwająca do niedawna cisza zamieniła się w piekło. Ze wszystkich stron trzeszczały krótkimi seriami pistolety
maszynowe, biły raz po raz ręczne kaemy, eksplodowały z ogłuszającym hukiem rzucane na oślep granaty.
Próba przedarcia się do lasu, skąd przyszli, okazała się niemożliwa. Pierwszy, który próbował pójść tą drogą, padł
skoszony seriami broni maszynowej.
 Szefie, zdaje się, że trudno będzie się stąd wydostać  zauważył któryś.
 Ja też tak myślę.
Szybko zacieśniał się teraz krąg nacierających. W pewnym momencie rozwarła się brama tunelu i posypał się z niej
grad pocisków.
Już trzech z grupy dywersyjnej leżało nieruchomo na trawie, nie dając znaku życia.
 Uwaga  dowódca grupy zwrócił się szeptem do swoich kolegów  kończy się amunicja, nie ma na co czekać. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pumaaa.xlx.pl
  •