[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Ale nie jest pani pewna - bystro zauważył książę. - Pani
mąż jest człowiekiem czynu. Violet mówi mi, że pani chciała
studiować w Oksfordzie. Czy to prawda? Jest pani zbyt urocza,
właśnie urocza, a nie urodziwa, aby marnować się w klasztorze.
- Rozsiadł się wygodniej i z uśmiechem przyjrzał rumieńcowi
na jej twarzy. - Czyżby nie podobało się pani, że powstrzyma
Å‚em siÄ™ przed nazwaniem jej urodziwÄ…?
- Nie, sir, jeśli istotnie tak pan myśli. - Trochę jednak po
czuła się dotknięta.
- Rozsądna z pani dziewczyna, co? Niewiele kobiet dałoby
mi taką odpowiedz. Nie, nie jest pani urodziwa, ale rośnie w pa
ni piękno, a to jest lepsze niż uroda i trwa dłużej. Mądry czło
wiek z tego pani męża.
Było to dość zawiłe rozumowanie, ale Dinah zdawało się, że
pojęła, o co chodzi księciu. To Cobie ją przemienił i wciąż prze
mieniał.
- Jestem tego samego zdania, sir.
- Na pewno jest dumny ze swojej młodej żony.
O tym Dinah nie była przekonana, odpowiedziała jednak
uprzejmie:
- O, tak, a ja jestem dumna z niego. Nie chciałabym zrobić
niczego, czym mogłabym sprawić mu przykrość. Mąż jest dla
mnie bardzo dobry, sir.
W czasie tej rozmowy podano podwieczorek, więc książę
wskazał Dinah miejsce obok księżnej, która gorliwie się nią za
jęła. Udzieliła jej pochwały za jedzenie z umiarem, a potem
spytała, czy Dinah wybiera się nazajutrz do Doncaster. W ten
sposób jeszcze bardziej rozbudziła wśród zebranych zazdrość
o tę nieokrzesaną pannę, która została królową sezonu, pozosta
wiajÄ…c w tyle nawet swojÄ… siostrÄ™.
Konwersacja zeszła na tematy ogólne. Książę wstał, więc
wszyscy natychmiast wzięli z niego przykład. Dinah wdała się
w rozmowę z Van Deusenem, który spokojnie siedząc przy og
niu naprzeciwko niej, rozkoszował się jadłem. W życiu nie wi
działa kogoś, kto mógł tyle zjeść.
- Czy dobrze siÄ™ pani bawi, lady Dinah?
- Chyba wolałabym inne pytanie, panie Van Deusen.
Wybuchnął gromkim śmiechem.
- Widać to po pani.
- Pozory często mylą.
PrzeniknÄ…Å‚ jÄ… badawczym spojrzeniem. W swej niechlubnej
przeszłości dzielonej z Cobiem - bo Dinah nie wątpiła, że była
ona niechlubna - bez wątpienia musiał słyszeć to zdanie. Za
pewne niejeden raz.
Zanim zdążył odpowiedzieć, dodała:
- To zależy od tego, co kto rozumie przez zabawę.
Przez jego szeroką twarz przemknął uśmiech.
- O, tak, lady Dinah. Trochę szermierki na słowa dobrze
nam zrobi. Co za odmiana od typowej konwersacji w takich
miejscach jak to. Widzę, że uczy się pani od... Jacobusa.
Omal nie powiedział od Jumping Jake'a", bo patrząc na nią,
nie mógł pozbyć się myśli, że widzi jego pilną uczennicę.
- Tak, od Jacobusa. Nigdy nie powiedział, dlaczego nosi to
imiÄ™. Czy pan to wie, panie Van Deusen?
Smutno pokręcił głową.
- Niestety nie. - Nie wyjawił jej, że poznał Cobiego pod zu
pełnie innym imieniem i że do Jacobusa trudno mu się przyzwy
czaić. - Pewnie po kimś z rodziny.
- Ale jakiej rodziny? - dopytywała się Dinah, zaraz jed
nak zrezygnowała z odpowiedzi. - Och, nie powinnam pana
drażnić. Zresztą zbliża się sir Ratcliffe, więc muszę zrobić
jak najuprzejmiejszą minę i uważać, żeby niczym go nie spro
wokować.
Było to niełatwe, jako że sir Ratcliffe zagiął na nią parol,
a tymczasem Dinah skupiła się na obserwacji jego żony. Lady
Heneage przedwcześnie się zestarzała. Stała samotnie przy wy
sokim oknie, a wpadające do środka promienie słońca były dla
niej bardzo okrutne. Czas obszedł się z nią znacznie brutalniej
niż z mężem. Dwadzieścia lat nieudanego małżeństwa miała
wyraznie wypisane na twarzy.
Współczucie dla lady Heneage sprawiło, że Dinah powitała
jej męża znacznie chłodniej niż powinna. Tymczasem Van Deu-
sen szybko się oddalił, licząc na to, że sama stawi czoło sir Rat
cliffe'owi. Był pewien, że jest do tego zdolna.
- A któż to jest, u diabła, że się tu kręci? - spytał władczym
tonem sir Ratcliffe, spoglądając w ślad za panem Van Deuse
nem. - Wie pani coÅ› o tym, lady Di?
Nie spodobało jej się, że skrócił jej imię, toteż odpowiedz
zabrzmiała lodowato:
- Ten ktoś jest przyjacielem mojego męża, a poza tym ma
kontakty z amerykańskim konsulem i, jak sądzę, również z lor
dem Kenilworthem. To ma zwiÄ…zek z jakÄ…Å› misjÄ… handlowÄ…
w Stanach Zjednoczonych sprzed kilku lat. Lord Kenilworth za
warł z nim wtedy znajomość.
- To przykre, że musimy się zadawać z takimi nuworyszami
- westchnął sir Ratcliffe, zapominając, że jego rozmówczyni
jest żoną jednego z nich.
- Zwięta prawda - podchwyciła bystro Dinah - a jeszcze
przykrzejsze, że z powodu ich bogactwa z przyjemnością wy
chodzimy za nich za mąż. Dla dolarów, rzecz jasna.
Sir Ratcliffe przypomniał sobie, że o Dinah właśnie tak mó
wiono, powiedział więc uprzejmie:
- Dużo lepiej byłoby mieć dolary i nie musieć znosić ich
obecności, he, he!
- Czymś trzeba zapłacić za otrzymane przywileje - odpo
wiedziała Dinah, wzdychając. - Wątpię, czy byłabym tutaj,
gdybym nie poślubiła swojego męża. I niech pan pomyśli, ile
bym straciła.
Rozmowa brzmiała bardzo dwuznacznie, zupełnie jakby pro
wadził ją Cobie. Naturalnie Dinah wcale nie była przekonana,
czy wstęp do eleganckiego towarzystwa stanowi jakikolwiek
przywilej. O prawdziwych korzyściach, jakie czerpała z mał
żeństwa, nie zamierzała rozmawiać z sir Ratcliffe'em.
- Prawda, prawda - odrzekł, myśląc jednocześnie, że siostra
przerasta Violet bystrością i nie jest taką sekutnicą. Akcje Su
sanny natychmiast poszły w dół. Była zbyt natrętna, a poza tym
gdyby udało mu się nawiązać romans z żoną Granta, śmiertelnie
znieważyłby tego przeklętego jankesa. Grant znany był z do
trzymywania towarzystwa cudzym żonom, a nie zostawiania
swojej na łasce przyjaciół.
- Widzę, że coraz bardziej przypomina pani swoją siostrę,
lady Dinah, i to pod niejednym względem. - Zmierzył ją wzro
kiem pełnym nadziei.
Na szczęście Cobie, bardzo niezadowolony z tego, że żona
rozmawia z sir Ratcliffe'em, podszedł do nich, przeprosił i wy
prowadził Dinah z sali na jeszcze jeden korytarz bez końca. Po
zornie bezcelowa konwersacja, którą przy okazji rozpoczął,
miała naturalnie swój cel.
- Markendale jest architektonicznym monstrum - powie
dział niefrasobliwie. - Agent zajmujący się nieruchomościami
lorda Kenilwortha pokazał mi plany tego budynku. To istna ła
migłówka, w dodatku gigantyczna. Skrzydło, w którym miesz
kamy, jest stosunkowo nowe, powstało w ciągu ostatniego pół
wiecza dla pomieszczenia gości niedawno zmarłego lorda Ke
nilwortha. Podobnie jak obecny miał opinię wspaniałego gospo
darza, a jego żona niezastąpionej pani domu. Jego następcy chcą
zaćmić te wspomnienia, ale mają trudne zadanie, bo jak zbudo
wać coś bardziej skomplikowanego od tego nowego skrzydła,
którego wszystkie schody prowadzą zupełnie nie tam, gdzie się
człowiek spodziewa.
Dinah skinęła głową.
- Obawiam się, że można tam nieodwracalnie zginąć. Do
piero po wielu latach ktoś znajdzie twój szkielet na jakimś nie
używanym podeście. Czy nie sądzisz, że powinnam nosić ze so
bą nitkę niczym Tezeusz wchodzący do labiryntu, aby uniknąć
[ Pobierz całość w formacie PDF ]