[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Mattowi przyszło do głowy, żeby się sprzeciwić. Nie mogła go zmusić, żeby wsiadł, nie tuż
przed wejściem do redakcji gazety w ruchliwym miasteczku targowym. Ale nagle poczuł się
wyczerpany. Pani Deverill nie myliła się. Nie miał nawet pieniędzy na autobus. Nie miał się
gdzie podziać. Co innego mógł zrobić?
Wsiadł do samochodu.
Pani Deverill wsiadła za nim i zamknęła drzwi.
Noah z chrzęstem wrzucił bieg i wszyscy troje odjechali.
Nexus
Słońce właśnie chowało się za horyzont i znów zapadał zmierzch. Pani Deverill rozpaliła
ogień na kominku i usiadła przed nim, okrywszy plecy włóczkowym szalem. Asmodeusz
zwinął się w kłębek na jej kolanach. Z wyglądu przypominała zwykłą babcię. Nawet portret
jej przodkini miał wyraz twarzy bardziej przyjazny niż zwykle. Fryzura była bardziej
zadbana, a spojrzenie oczu może odrobinę mniej okrutne. Matt stanął w drzwiach do pokoju.
- Myślę, że musimy porozmawiać, Matthew - powiedziała. - Usiądz.
Gestem wskazała na fotel naprzeciw siebie. Chłopak zawahał się, a potem usiadł. Minęło
sześć godzin, odkąd znalazła go w Greater Mailing. Tego popołudnia nie przydzieliła mu
żadnej pracy. W milczeniu zjedli razem obiad, a teraz chciała mu pewnie przemówić do
słuchu.
- Mam wrażenie, że ty i ja niezupełnie się rozumiemy - zaczęła pani Deverill łagodnym,
pełnym perswazji głosem. - Mam wrażenie, że jesteś przeciwko mnie. Zupełnie nie wiem
dlaczego. Nie wyrządziłam ci żadnej krzywdy, mieszkasz w moim domu i daję ci jeść. Co
właściwie jest nie tak?
- Nie podoba mi się tutaj - wypalił chłopak prosto z mostu.
- Ależ wcale ci się tu nie ma podobać. Przysłano cię tu za karę, a nie dlatego, że zasłużyłeś
sobie na wakacje. A może już o tym zapomniałeś?
- Chcę wracać do Londynu.
- Czy nie to właśnie powiedziałeś ludziom w Greater Mailing? Ludziom z gazety? Co
właściwie im powiedziałeś?
- Prawdę.
Polano zapadło się w głąb paleniska, wzbijając snop iskier. Asmodeusz mruknął, a pani
Deverill jednym palcem pogłaskała kota po grzbiecie.
- Nie powinieneś był tam iść. Nie lubię dziennikarzy i nie podobają mi się gazety. Zawsze
wpychają nos w nie swoje sprawy. Co ty sobie myślisz, Matthew? Rozpuszczasz plotki o
mnie, o wiosce... Nic dobrego ci z tego nie przyjdzie. Uwierzyli ci przynajmniej?
Matt nie odpowiedział. Pani Deverill wzięła oddech i spróbowała się uśmiechnąć, lecz jej
oczy ani na chwilę nie przestały emanować surowością.
- Opowiedziałeś im o Tomie Burgessie? - spytała.
- Tak. - Nie było sensu temu zaprzeczać.
- Właśnie o to mi chodzi. Najpierw angażujesz we wszystko policjantów. Tak... Panna Creevy
powiedziała mi, co zaszło. A kiedy z nimi ci się nie udaje, biegniesz do gazety.
I przez cały ten czas jesteś w zupełnym błędzie. Nie masz zielonego pojęcia, co tu się dzieje.
- Wiem, co widziałem!
- Nie sądzę - odparła pani Deverill. - W pewnym sensie to moja wina. Kazałam ci posprzątać
chlew i nie miałam pojęcia... Część chemikaliów, z których korzystamy, jest bardzo silna.
Dostają ci się do nosa, a stamtąd do mózgu. Komuś dorosłemu, takiemu jak na przykład
Noah, coś takiego nie zaszkodzi. Oczywiście trudno podejrzewać, że ma jakikolwiek mózg.
Ale młody chłopak, jak ty...
- Co pani wygaduje? - obruszył się Matt. - Twierdzi pani, że wymyśliłem sobie to, co
widziałem na własne oczy?
- Właśnie to twierdzę. Myślę, że odkąd tu przyjechałeś, zacząłeś wyobrażać sobie całe
mnóstwo niestworzonych rzeczy. Ale nie martw się. Już nie będziesz musiał sprzątać w
chlewie. A przynajmniej nie środkiem dezynfekującym. Od teraz będziesz używał do tego
tylko mydła i wody.
- Kłamie pani!
- Nie toleruję takich wyrażeń w moim domu, młody człowieku. Może twoja ciotka w Ipswich
pozwalała ci na to, ale ja na pewno nie pozwolę!
- Sam wiem najlepiej, co widziałem! Leżał nieżywy w swoim pokoju, a cały dom był
przewrócony do góry nogami. Tego sobie nie wymyśliłem. Byłem tam!
- Jak cię mam przekonać, że jest zupełnie inaczej? Co mam zrobić, żebyś mi uwierzył?
Zadzwonił telefon.
- Co za punktualność - skomentowała pani Deverill. Nie ruszyła się ze swojego miejsca, tylko
machnęła dłonią. - Myślę, że to do ciebie.
- Do mnie?
- Dlaczego sam się nie przekonasz?
Matt wstał pełen złych przeczuć, podszedł do telefonu i podniósł słuchawkę.
- Halo?
- Matthew, to ty?
Chłopak poczuł, jak ciarki przebiegają mu po grzbiecie. Wiedział, że to niemożliwe. To
musiała być jakaś sztuczka.
Mówił Tom Burgess.
- Chciałem cię przeprosić - powiedział farmer. Nie. To nie był farmer, tylko jego głos. W
jakiś sposób go skopiowano. - przykro mi, że dzisiaj rano nie mogliśmy się zobaczyć.
Musiałem jechać na targ do Cirencester. Nie będzie mnie przez parę tygodni, ale zajrzę do
ciebie, jak wrócę...
Czy to tylko wyobraznia Matta, czy w pokoju naprawdę nagle zrobiło się bardzo zimno?
Ogień nadal płonął, ale płomienie nie dawały ciepła. Ani słowem nie odezwał się do osoby -
albo rzeczy - po drugiej stronie linii. Z trzaskiem odłożył słuchawkę.
- Zachowałeś się dość nieuprzejmie - skomentowała pani Deverill.
- To nie był Tom Burgess.
- Poprosiłam go, żeby do ciebie zadzwonił. - Migocące ogniki z paleniska zatańczyły w
oczach pani Deverill. Matt spojrzał na portret i zadrżał. Uśmiechał się do niego, tak samo jak
siedząca pod nim kobieta. - Stwierdziłam, że najlepiej będzie, jeżeli sam z tobą porozmawia.
- Jak pani...? - wyjąkał Matt.
Ale nie było sensu zadawać pytań. Przypomniał sobie labirynt krętych dróg, z którego nie
można się było wydostać, zastrzelonego kota, który nagle ożył. A teraz na dodatek martwy
farmer telefonował do niego z Cirencester. Matt znalazł się w szponach mocy znacznie
silniejszej niż on sam. Był bezradny.
- Mam nadzieję, że to zakończy całą sprawę, Matthew - mówiła dalej pani Deverill. - Poza
tym uważam, że powinieneś się dobrze zastanowić, zanim zaczniesz znów rozpowiadać te
swoje historie. Każdy kto chociaż trochę cię zna, raczej ci nie uwierzy. Dodałabym jeszcze,
że ostatnią rzeczą, jakiej ci potrzeba, są następne kłopoty z policją.
Chłopak nie słyszał dalszych słów kobiety. Przestał zwracać uwagę na to, co do niego mówi.
W milczeniu poszedł na górę do swojego pokoju. Przegrał i dobrze o tym wiedział. Rozebrał
się, wśliznął pod kołdrę i zapadł w niespokojny sen.
*
Budynek znajdował się w Farringdon, blisko centrum Londynu. Pochodził z epoki [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pumaaa.xlx.pl
  •