[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Miałem w tym swój udział.
Przez chwilę patrzyli sobie w oczy. Poznała, że Adam mówi
szczerze i coś w niej zmiękło. Gdy szeptem wypowiedziała
słowo przepraszam, twarz Adama rozpogodziła się.
- Już od kilku dni usiłuję ci to powiedzieć.
104
Skinęła głową, na znak, że rozumie, a on ścisnął jej rękę.
Wendy zachichotała i Laura wyrwała dłoń z uścisku, a Adam
usiadł prosto, odchrząknął i przybrał obojętny wyraz twarzy.
- MuszÄ™ już iść - oznajmiÅ‚ rzeÅ›ko. - Jestem dzisiaj umó­
wiony z pewnym panem, z którym staram się spotkać od
dwóch tygodni. Pogoda pokrzyżowała nam szyki. - Wstał
i spojrzał na Laurę. Dziwnie ją to speszyło, więc skupiła uwagę
na dzieciach.
- Chłopcy, kończcie śniadanie. Wendy, czas szykować się
do szkoły. Pożegnajcie się z tatą.
Dziewczynka przełknęła ostatni kęs grzanki, wytarła usta
serwetkÄ…, jeszcze bardziej rozmazujÄ…c wokół nich dżem, i nad­
stawiła buzię do pocałunku. Adam rozważnie pocałował ją
w czoło, a potem cmoknął w czoło chłopców. Zatrzymał się
przy Laurze i przez jednÄ… okropnÄ… chwilÄ™ myÅ›laÅ‚a, że jÄ… rów­
nież pocaÅ‚uje. On jednak tylko siÄ™ uÅ›miechnÄ…Å‚ i odszedÅ‚. Chcia­
ło jej się śmiać z samej siebie.
Dobry humor nie trwaÅ‚ dÅ‚ugo. Wendy grzebaÅ‚a siÄ™ jak mu­
cha w smole i znów spózniła się do szkoły. Zapinanie pasów
w fotelikach chłopców zajęło dziś dwa razy więcej czasu. Na
domiar zÅ‚ego tuż przed granicÄ… miasta malcy uwolnili siÄ™ z pa­
sów i zaczęli ze śmiechem szturchać się i przekomarzać. Laura
próbowała ich uspokoić, jednocześnie szukając dogodnego
miejsca, by się zatrzymać. Chłopcy nie zwracali na nią uwagi
i bili siÄ™ w najlepsze. Ryan z krzykiem spadÅ‚ na podÅ‚ogÄ™ sa­
mochodu, więc Laura uniosła się lekko w fotelu, by sprawdzić,
czy nic mu siÄ™ nie staÅ‚o, przez co samochód przejechaÅ‚ nie­
wielki odcinek drogi zygzakiem. Już po chwili usłyszała syrenę
wozu policyjnego.
105
- O nie! - jęknęła.
Robbie ukląkł na siedzeniu i spojrzał przez tylną szybę.
- Policja! - krzyknÄ…Å‚ i natychmiast wróciÅ‚ na swoje miej­
sce w foteliku.
Ryan przestał zawodzić i wgramolił się na siedzenie, by
się przekonać, czy to prawda. Gdy zobaczył policyjny wóz,
pisnął ze strachu, włożył palce do buzi i ukrył się za oparciem
fotela.
Laura w lekkiej panice dojechała do miejsca, gdzie mogła
bezpiecznie zaparkować. Szybko otworzyła torebkę, wyjęła
portfel i schowaÅ‚a go pod fotelem. Nie chciaÅ‚a pokazywać po­
licjantowi swego prawa jazdy z Kolorado. W niektórych re­
jonach kraju policja rutynowo sprawdzała w komputerze dane
na temat kierowców z innych stanów. Gdyby ją to spotkało,
Doyal mógłby się dowiedzieć o miejscu jej pobytu, jeśli złożył
zawiadomienie o jej zaginięciu. Wiedziała, że zrobił tak kiedyś,
gdy zniknął jeden z jego tak zwanych  przyjaciół". Po jakimś
czasie dostał informację z policji, że jego  przyjaciel" jest cały
i zdrowy. Podano mu też jego adres. Doyal natychmiast wysłał
tam z wizytą Calvina. Kiedy Laura zapytała go, o co chodzi,
wyjaśnił, że ów  przyjaciel" jest mu winien znaczną sumę,
którą teraz, dzięki wysiłkowi policji w Denver, będzie mógł
odzyskać. Takie postępowanie nieco zdziwiło Laurę, ale wtedy
jeszcze nic nie podejrzewała.
Kurczowo zacisnęła dłonie na kierownicy i czekała na
przyjście policjanta, nie zauważywszy nawet, że Wendy uklękła
na tylnym siedzeniu i krzyczy na chÅ‚opców. Po chwili za ok­
nem samochodu zobaczyÅ‚a policyjny notatnik na twardej pod­
kÅ‚adce i kaburÄ™ z pistoletem. Policjant, z twarzÄ… osÅ‚oniÄ™tÄ… sza­
likiem, nachylił się i zastukał, więc opuściła szybę. Ku jej za-
106
skoczeniu zsunÄ…Å‚ szalik z brody, zdjÄ…Å‚ lustrzane okulary, wsunÄ…Å‚
gÅ‚owÄ™ do Å›rodka i gromkim gÅ‚osem przywoÅ‚aÅ‚ dzieci do po­
rządku. Dopiero wtedy Laura zdała sobie sprawę, jaki hałas
panował w samochodzie. Zwróciła się do dzieci, zadowolona,
że przez chwilę nie musi patrzeć w oczy policjantowi.
- Wendy, siadaj. Wiesz, że tak nie wolno.
- Przez Ryana nas aresztujÄ…! - zawoÅ‚aÅ‚a dziewczynka. Po­
wrót do poprzedniej pozycji zajął jej trochę czasu, ponieważ
jej ruchy krępowały pasy bezpieczeństwa.
- Wcale nie! - wrzasnął Ryan na całe gardło.
- A właśnie że tak! - odwrzasnął Robbie. - Godiva też
tak mówiła.
- Spokój! - rozkazaÅ‚a Laura i odpięła pas, by zyskać swo­
bodÄ™ ruchów. - Ryan, wracaj na fotelik. Skoro umieliÅ›cie z bra­
tem rozpiąć sobie pasy, to teraz je sami zapnijcie.
- Już chyba wiem, dlaczego jechaÅ‚a pani zygzakiem - ode­
zwał się policjant.
Laura wolno odwróciła się ku niemu. Przywołała uśmiech
na twarz, chociaż serce waliło jej jak oszalałe.
- Przepraszam. Nie mogę sobie z nimi dzisiaj dać rady.
Policjant okazaÅ‚ siÄ™ zaskakujÄ…co mÅ‚ody i przystojny, w do­
datku miał miły uśmiech.
- Widać, że to kłopotliwa gromadka. - Zajrzał głębiej do
samochodu. - Czy to pani dzieci?
- Nie, nie moje.
UÅ›miech, którym jÄ… tym razem obdarzyÅ‚, byÅ‚ wprost osza­
łamiający. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pumaaa.xlx.pl
  •