[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przypuszczam, nasze panie raczej nie pozwolą ci cieszyć się spokojem.
- Dziękuję, panie - powiedział Holger, nieco niezadowolony. W tej chwili rzeczywistość
niezbyt go obchodziła.
Nieśpiesznym krokiem wyszli do ogrodu, znalezli ławkę, skrytą pod świecącymi gałęziami
wierzby i usiedli. Przed nimi pląsała woda w fontannie, z tyłu śpiewał słowik.
- Powiedz, co chciałeś rzec, sir `Olgerze - zachęcił Alfrik.
Nie było powodu, \eby cokolwiek ukrywać. Je\eli Faryzeusz posiadał moc, która jego,
Holgera, mogła wysłać z powrotem do domu, to powinien dokładnie orientować się w sytuacji.
Tylko jak zacząć? Jak mo\na opowiedzieć cały świat?
Holger starał się, jak potrafił. Alfrik od czasu do czasu pomagał mu jakimś bardziej
szczegółowym pytaniem. Ani razu nie okazał zdziwienia, jednak gdy Holger skończył, zamyślił
się głęboko. Oparł łokcie na kolanach i wyjął sztylet z białego metalu, który nosił przy pasie.
Obracał go jakby bezwiednie w palcach i Holger przeczytał wygrawerowaną na nim inskrypcję.
"Płomienne Ostrze". Zastanawiał się, co to mo\e znaczyć.
- Dziwna opowieść - powiedział Alfrik. - Najdziwniejsza z tych, które dotąd słyszałem.
Jednak myślę, \e jest w niej prawda.
- Czy... czy mo\ecie mi pomóc, panie?
- Nie wiem, sir `Olgerze - zwracanie się do ciebie w ten sposób w dalszym ciągu wydaje się
najbardziej odpowiednie. Nie wiem. W przestrzeni jest wiele światów, czarownicy i astrologowie
od dawna zdają sobie z tego sprawę, ale wielość wszechświatów to całkowicie odrębna
koncepcja, o której tylko niejasne wzmianki mo\na znalezć w pewnych staro\ytnych pismach.
Je\eli słuchałem cię, nie popadając w obezwładniające zdumienie, to tylko dlatego, \e ja sam
czyniłem pewne spekulacje na temat istnienia innej Ziemi, takiej, jaką ty opisujesz. To ona mo\e
być zródłem pewnych mitów i legend, jak opowieści o Fryderyku Barbarossie czy wielkie,
epickie pieśni o cesarzu Napoleonie i jego herosach. - Jakby do siebie Alfrik wymruczał kilka
linii:
Gerard li vaillant, brigadier magrees,
tres ans tut pleins ad este an Espagne
combattant contre le Grande - Bretagne.
Wstrząsnął się i ciągnął dalej nieco \ywszym tonem:
- Le\y w mej mocy przywołanie duchów, które mogą udzielić rad. Zajmie to bez wątpienia
trochę czasu, zrobimy jednak co będziemy mogli, \eby okazać ci gościnność. Myślę, \e mo\emy
mieć powa\ne nadzieje na ostateczny sukces.
- Naprawdę jesteście, panie, a\ nadto dla mnie uprzejmi - powiedział Holger zakłopotanym
tonem.
- Nie - Alfrik machnął ręką. - Wy, śmiertelni, nie wiecie jak nu\ące mo\e się stać \ycie nie mając
końca i jak chętnie wita się w nim takie, jak to, urozmaicenia. To ja powinienem ci podziękować.
Wstał, uśmiechając się.
- A teraz, jak sądzę, chętnie wrócisz na tańce - powiedział. - Baw się dobrze, przyjacielu.
Holger wracał w upojnym nastroju. Zbyt pochopnie oceniał ten Zrodkowy Zwiat. Nikt nie
mógłby być równie układny i uprzejmy jak Faryzeusze. Lubił ich!
Gdy wszedł do sali balowej, Meriven oderwała się od grupy kilku innych pań. Zawisła mu na
ramieniu i powiedziała kokieteryjnie:
- Sama nie wiem dlaczego to robię, panie rycerzu. Odszedłeś, nie mówiąc ani słowa i
zostawiając mnie zupełnie samą.
- Teraz postaram się to nadrobić - powiedział Holger.
Elfia muzyka otoczyła go, wdarła się w niego. Nie znał majestatycznych układów tanecznych,
które obserwował wokół siebie, ale Meriven szybko nauczyła się kroku foxtrota i Holger
stwierdził, \e nigdy nie miał lepszej partnerki. Nie bardzo wiedział jak długo trwał ten bal. W
pewnej chwili wymknęli się we dwoje do ogrodu, pili z fontanny, z której tryskało wino, śmiali
się i ju\ nie wrócili. Reszta nocy była równie przyjemna jak najlepiej wspominane z tych, które
miał ju\ za sobą, albo nawet bardziej.
Rozdział 8
W tej krainie nie istniały prawdziwe poranki czy wieczory, jasne dni ani ciemne noce. Jej
mieszkańcy zdawali się regulować te sprawy według własnego widzimisię. Holger budził się
powoli i w znakomitym nastroju. Stwierdził, \e jest znowu sam. W idealnie właściwym
momencie drzwi się otworzyły i wszedł goblin, niosąc tacę ze śniadaniem. Musieli chyba u\yć
magii, \eby poznać jego gust kulinarny - \adnych kontynentalnych nonsensów, tylko dobre,
amerykańskie śniadanie: jajka na szynce, grzanki, gryczane ciastka, kawa i sok pomarańczowy.
Gdy ju\ wstał i ubrał się, przyszedł Hugi. Minę miał dość zafrasowaną.
- Gdzie ty byłeś? - spytał Holger.
- Och, spałem tamoj w ogrodzie. Wydało mi się, \e najwłaściwiej tak będzie, gdy ty...
hmmm... byłeś zajęty, - Krasnolud usiadł na podnó\ku - brązowa plama, zupełnie nie na miejscu
w tym złocie, szkarłacie i purpurze. Pogładził się po brodzie. - Cosik tu wisi w powietrzu i mnie
się to nie podoba.
- Po prostu jesteś do nich uprzedzony - powiedział Holger. Myślał przede wszystkim o tym, \e
umówił się z Meriven na polowanie z sokołami.
- Och, oni potrafią pięknie się pokazać i w głowie ci zawrócić ró\nymi winami i pannicami
wielce chętnymi - wymamrotał Hugi - jeno \e przyjazni między ludzmi a Faerie nigdy za wiele
nie było, a nynie, kiej Chaos k wojnie się zbiera to ju\ najmniej. Ja tam swoje wiem. A i
zobaczyłem co nieco, kiej w onym ogrodzie le\ałem. Wielkie błyski światła na najwy\szej wie\y
i postać jakoby demona odlatującą w dymie, a smród czarnoksięstwa był taki, \e mało, a krew by
mi się w \yłach ścięła. A pózniej jeszcze inna postać z zachodu w pośpiechu nadleciała, lądowała
na wie\y i wlazła do środka. Tak mi się widzi, \e ksią\ę dziwadło jakoweś nieczyste na pomoc
zawezwał.
No có\, pewnie tak - powiedział Holger. - Mówił mi, \e tak zrobi.
- Baw się, baw - mamrotał dalej Hugi. - Raduj się w paszczy wilka siedząc. A kiej twoje
martwe ciało krukom na po\arcie wywloką, nie gadaj \em cię nie ostrzegał.
Holger wyszedł na schody i zaczął schodzić w dół. Resztki obiektywizmu zmusiły go do
rozwa\enia słów krasnoluda. To rzeczywiście mógł być podstęp, który miał go tu tutaj
zatrzymać; a\ będzie za pózno... Za pózno na co? Przecie\ gdyby planowali coś złego, mogli go z
łatwością zasztyletować albo otruć. Potrafił stawić czoła jednemu z ich rycerzy - który
zaatakował go prawdopodobnie tylko dlatego, \e Holger miał tarczę jakiegoś tajemniczego
paladyna o herbie z trzech serc i trzech lwów - ale przecie\ nie dałby rady tuzinowi. Dałby im
radę? Opuścił dłoń na rękojeść miecza. Dobrze było mieć coś takiego przy sobie.
Meriven nie ustaliła dokładnej godziny - chyba nikt tu nie mierzył upływu czasu. Holger [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pumaaa.xlx.pl
  •