[ Pobierz całość w formacie PDF ]
niej, niż przypuszczała. Zbiegła na parter, wyszła na dwór i zro
biła obchód ogrodu. Trzeba przede wszystkim wyplewić chwa
sty i skosić trawę.
Chciała jak najszybciej zabrać się do roboty. Niestety, jej
narzędzia spoczywały w przechowalni wraz z resztą dobytku.
Wsiadła więc do auta i w najbliższym sklepie ogrodniczym
zaopatrzyła się w rydel, grabie oraz plastikowe wiadro do wy
noszenia chwastów.
Do odjazdu elektryka o piątej po południu zdążyła oczyścić
kilka różanych kęp. Z satysfakcją popatrzyła na swe dzieło. Na
dziś wystarczy. Była brudna i spocona. Marzyła o prysznicu.
Podniosła się i poszła z pełnym chwastów kubełkiem w kąt
ogrodu. Wracając do domu, ścięła kilka róż, które wstawiła do
butelki i umieściła na parapecie.
Dobiegły ją nagle dziecięce głosiki, a gdy wyszła przed dom,
w oknie chatki na drzewie ujrzała twarzyczki Toma i Sama.
Pomachała im ręką. W tej samej chwili zobaczyła Nicka. Stał
za płotem z niewyrazną miną.
- Jak idzie robota? - zawołał.
- Niezle. Elektryk pracował przez cały dzień, a ja zaczęłam
plewić ogród. Przydałoby się skosić trawę, ale nie mam czym.
- Jeśli pozwolisz, chętnie przejadę się kosiarką.
Zwlekała z odpowiedzią, niepewna, czy powinna korzystać
z jego uprzejmości.
- Nie zastanawiaj się. Powiedz po prostu, że się zgadzasz.
- No dobrze, zgadzam się - odparła, uśmiechając się bez
przekonania. - Dziękuję, Nick.
Znikł i po chwili pojawił się, prowadząc kosiarkę.
- Wybrałaś miejsce na kompost? - spytał, a ona wskazała
mu kÄ…t ogrodu.
- Bardzo dobrze - pochwalił.
Włączył silnik i zabrał się niezwłocznie do koszenia. Po każ
dym jego przejściu w porastającej ogród gęstwinie powstawały
równe, głębokie tunele. Nie chcąc tracić czasu, wróciła do ple
wienia róż. Po półgodzinie łąka zmieniła się w trawnik, a ogród
przestał przypominać dżunglę.
- Załatwione - oświadczył, obdarzając Helen swoim filuter
nym półuśmiechem, który przyprawiał ją niezmiennie o lekki
zawrót głowy.
- Serdeczne dzięki. Od razu wygląda inaczej.
Myślała, że Nick pójdzie sobie, on jednak kręcił się nadal po
ogrodzie. Nie wiedząc, jak go wyprosić, zabrała się na powrót
do usuwania chwastów. Nagle przykucnął obok niej.
- Myślę, że zasłużyłaś na prysznic i porządną kolację - po
wiedział czule. - Zapraszam cię do łazienki, a ja przez ten czas
przygotujÄ™ coÅ› do zjedzenia.
Pokusa była silna, ale postanowiła się jej oprzeć.
- Coś przecież ustalaliśmy - przypomniała mu surowym to
nem.
- Tak, ale tylko w sprawie całowania się. O sąsiedzkich
przysługach nie było mowy.
- Jesteś niemożliwy... - Spojrzała mu w oczy, w których
czułość mieszała się z figlarną zachętą, i skapitulowała. -
A niech tam! Jestem brudna od stóp do głów, umieram z głodu,
i mam dość jedzenia po pubach.
Nie masz krzty charakteru, upomniała się surowo, przebie
rając się w łazience w przywiezione z przychodni jasne baweł
niane spodnie i odziedziczonÄ… po Nicku koszulkÄ™. Starannie
rozczesała włosy i nałożyła lekki makijaż.
Potem wyszła z łazienki i z bijącym sercem zapukała do
pokoju Nicka. Okazało się, że on także przebrał się do kolacji.
- Noszę, jak widzisz, twoją koszulkę - pochwaliła się.
- Widzę. Bardzo ci w niej do twarzy - stwierdził, obrzuca-
jąc ją pełnym uznania spojrzeniem. - Chodzmy do kuchni. Mu
szę jeszcze przygotować sałatę. Sam jest u Toma.
A więc znów spędzimy wieczór sami, pomyślała Helen i ser
ce mocniej jej zabiło.
- Aadnie pachnie - oznajmiła, wchodząc do kuchni.
- To marynata do grilla - wyjaśnił. - Mamy kebab, skrzy
dełka kurczaka na ostro i bardzo niezdrowe kiełbaski.
- Mniam, mniam - mruknęła, siadając odruchowo na tym
samym co zawsze stołku przy bufecie.
- Podobno umierasz z głodu - zauważył, otwierając plasti
kowy woreczek z gotową sałatą. - Przepraszam za swoje leni
stwo, ale wolę kupować gotową mieszankę, niż dobierać kilka
gatunków sałaty.
- Nie musisz przepraszać. Ja też tak robię. Czy mogę ci
w czymś pomóc?
- Dziękuję, właściwie nie ma nic do zrobienia. Wystarczy,
że mam twoje towarzystwo.
A to ważne, przyznała w duchu. Dokuczyły jej ostatnie wie
czory, spędzane samotnie w pokoiku w przychodni. Dawniej
samotność bynajmniej jej nie przeszkadzała. Dopiero odkąd
poznała Nicka, bycie samą stało się trudne do zniesienia.
- Gotowe. Najwyższy czas rzucić mięso na ogień. Będę ci
wdzięczny, jeżeli poniesiesz tacę.
Wyszli na patio za domem, gdzie Nick zawczasu rozpalił
ogień pod grillem i wkrótce w powietrzu zaczęły się rozchodzić
smakowite zapachy. SiedzÄ…c w wygodnym ogrodowym fotelu,
z kieliszkiem białego wina w ręku, Helen obserwowała w za
myśleniu zajętego pieczeniem mięsa Nicka.
Po paru minutach uznał, że wszystko jest gotowe, i nałożył
jej kopiaty talerz cudownie pachnących smakołyków.
- Jesteś po prostu nadzwyczajny - wymamrotała z pełnymi
ustami.
- Nie bardzo zrozumiałem, ale chyba powiedziałaś mi kom
plement - roześmiał się Nick.
- Tak. Mówiłam, że jesteś nadzwyczajny.
- Miło mi, że ci się podobam. - Po oczach Nicka poznała,
że się z nią droczy, niemniej puls znowu jej podskoczył.
- Komplement dotyczył wyłącznie twoich kulinarnych
osiągnięć. Poza nimi nie dostrzegam w pobliżu niczego nad
zwyczajnego - odcięła się.
Nic nie odrzekł, tylko popatrzył na nią spod oka i na powrót
zajÄ…Å‚ siÄ™ grillem.
Na deser podał cudownie soczyste i aromatyczne truskawki
z bitą śmietaną. Helen zjadła pełną miseczkę.
- Uff! - westchnęła przeciągle. - Rozchoruję się, jeżeli
zjem jeszcze jednÄ….
- Tego bym nie doradzał. Nie jestem na dyżurze.
- Sam byłbyś sobie winien - odparła, rozsiadając się wy
godnie w fotelu. - Ale kawy nie odmówię.
- Co za wymagająca osóbka! - sarknął żartobliwie, zrywa
jąc się z fotela. Helen też podniosła się, pozbierała naczynia
i zaniosła je do kuchni. - Gdzie wypijemy? W domu czy na
dworze? - zapytał.
- Chyba w domu - uznała. - Na dworze robi się chłodno.
Nick postawił na tacy kubki z kawą oraz pudełko miętowych
czekoladek i zaniósł wszystko do saloniku. Helen zrzuciła pan-
tofle i z podwiniętymi pod siebie nogami umościła się w jednym
z foteli, a Nick zajÄ…Å‚ miejsce w sÄ…siednim.
Popijali kawę, nic nie mówiąc, w miłym, spokojnym nastro
ju, wolnym od niedawnych napięć. Po ciężkiej fizycznej pracy
i obfitym posiłku Helen zaczęła ogarniać senność.
- Miałabyś ochotę pójść spać?
- Zgadłeś - odparła. - Powinnam już jechać, ale nie chce
mi się wychodzić z prawdziwego domu.
- Zwietnie cię rozumiem. Pokój w przychodni, chociaż bar
dzo niekiedy przydatny, nie nadaje siÄ™ na mieszkanie. Ale mam
nadzieję, że remont domu nie potrwa zbyt długo.
- Chyba nie. Myślę, że wkrótce się wprowadzę, tyle że
kuchnia jeszcze długo nie będzie gotowa.
- Póki jest lato, możesz robić jedzenie na grillu.
- Przy moim szczęściu, na pewno zacznie padać. Zwłaszcza
podczas naprawiania dachu.
- Niedługo zaczynają się wakacje, więc jeżeli z góry mnie
uprzedzisz, postaram się w odpowiednim momencie wysłać Sa
ma na tydzień do dziadków.
Wymienili porozumiewawcze uśmiechy, a Nick rzucił jej
miętówkę. Ssała ją powoli, aby opóznić moment wyjścia, lecz
cukierek w końcu się rozpuścił.
- To był naprawdę uroczy wieczór, Nick - powiedziała czu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]