[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Nie mogę cię stracić, teraz bym tego nie zniósł.
- Nie stracisz mnie. - Objęła go za szyję. - Dzisiaj wieczorem nigdzie się nie wybieram.
Ostatni rzut. Doskonała szóstka.
Mario twierdził, że Gino nie podał godziny przyjazdu.
- Może w ogóle się nie pojawi - zauważyła Ruth nazajutrz rano. - Może stchórzy w ostatniej chwili, jak
poprzednio. Mam nadzieję, że nie. Chcę to mieć z głowy.
- A jeśli nie przypomnisz sobie wszystkiego?
- Poradzę sobie. - Uśmiechnęła się. - Gdybyś wiedział, jakie to wszystko wydaje mi się teraz
nieważne.
- Zadzwonię do Maria i powiem, że nie przyjdziemy.
Wciąż się martwił. Ruth wiedziała, że tylko jedno mogłoby go od tego uwolnić. Gdy ruszył do
telefonu, wyjęła książki, by popracować. Ale potem jakiś dzwięk kazał jej podnieść wzrok.
Przed nią stał Gino. Ile to razy w snach - w koszmarach
- widywała go tak jak teraz. Teraz był tutaj, żywy, niezmieniony: wysoki, szczupły, uśmiechający się
z wahaniem. Ten uśmiech stanowił o jego uroku. Takiego właśnie Gina pamiętała.
A jednak coś się zmieniło, chociaż nie potrafiła tego nazwać. Jej serce waliło ze strachu. Nie
rozumiała tego. Gino wyglądał na zdziwionego.
- To ty, Ruth?
- Tak, to ja. Witaj, Gino.
Odnosiła wrażenie, że jej umysł podzielił się na kilka części, a każda zauważała co innego. Gino
patrzył na nią z niedowierzaniem. Za nim stała młoda kobieta, nawet ładna, gdyby nie ciężki makijaż i
zbyt obcisła suknia. Piętro obserwował ich zdenerwowany.
- Chcę ci kogoś przedstawić - rzekł Gino z dziwnym uśmiechem. - To Josie, moja narzeczona.
Podkreślił ostatnie słowo i pociągnął dziewczynę naprzód, jakby miała go zasłaniać i bronić.
Ruth mało się nie zaśmiała. Kiedyś go podziwiała, a teraz on się jej boi. W tej samej chwili
zidentyfikowała ową zmianę, która dręczyła ją od początku. Gino wygląda na krętacza. Widziała to w
jego oczach i uśmiechu. W tym, że podczas tego spotkania wykorzystał drugą kobietę. Pewnie zawsze
taki był, ale ona była zaślepiona. Za fasadą rycerza krył się tchórz.
Nagle Ruth otoczyła ciemność.
- O Boże! - krzyknęła. - Nie, nie, nie!
Jak przez mgłę zdawała sobie sprawę z przerażenia Pietra, który do niej podszedł. Ale to nie jego
twarz widziała, tylko przystojną, czarującą twarz Gina z tamtej nocy, zanim świat spadł im na głowę.
- Nie! - krzyknęła. - Nie wierzę, to nieprawda. Gino patrzył na nią spięty.
- Ty - wydyszała. - Uciekłeś i zostawiłeś mnie.
Była znów na parkingu i nagle wszystko stało się przera-
żająco jasne. Chuligani ją przewrócili, kopali. Wołała Gina, ale uciekł. W ostatniej chwili obejrzał się
na nią, a potem pognał jeszcze szybciej. Pózniej straciła przytomność.
- Zostawiłeś mnie - powtórzyła powoli.
- Ruth, o co chodzi? - zapytał Piętro.
- Zostaliśmy zaatakowani na parkingu, a on uciekł.
- Nieprawda! - wybuchnął Gino. - Pobiegłem po pomoc, kazałaś mi.
- Ratowałeś własną skórę. - Patrzyła na niego tak, jakby widziała go po raz pierwszy, co poniekąd było
prawdą.
- Nie wiesz, co się działo, nie pamiętasz.
- Właśnie sobie przypomniałam. Mogłam stracić życie. Nie zbliżaj się do mnie! - krzyknęła, bo Gino
wykonał taki ruch, jakby chciał do niej podejść.
Piętro zastąpił mu drogę.
- Odejdz - rzekł stanowczo.
- To nie tak...
- Tak było - rzekła ze złością Ruth. - Dziwię się, że w ogóle przyszedłeś do mnie do szpitala.
- Ja... Musiałem wiedzieć, jak się czujesz - wyjąkał.
- Chciałeś wiedzieć, czy żyję, czy cię wydam. Kiedy okazało się, że straciłam pamięć, pomyślałeś, że
masz szczęście. I uciekłeś do Włoch.
- Dla twojego dobra. Denerwowałaś się na mój widok.
- Ty kłamco! - zawołała tym razem Josie. - Twierdziłeś, że ona złamała ci serce.
- Nic dziwnego, że trzymałeś się daleko stąd - warknął Piętro. - Bałeś się, że jak się dowiem, jakim
jesteś draniem, wyrzucę cię na zbity pysk. Miałeś rację. Im szybciej stąd znikniesz, tym lepiej. Nie
chcę cię więcej widzieć.
- Bądz rozsądny...
- Rozsądny? - powtórzył groznie Piętro.
- Piętro, daj spokój. - Ruth dotknęła jego ramienia.
- Mam mu odpuścić po tym, co ci zrobił?
Ciemne chmury, które ją nagłe otoczyły, rozpierzchły się równie szybko, gdy poznała prawdę.
Mówiła stanowczo, wciąż trzymając się Pietra.
- On się nie liczy. Odkryliśmy to, na czym nam zależało, a teraz możemy zacząć życie na nowo.
- Jesteś pewna? - Spojrzał na nią bacznie.
- Nigdy niczego nie byłam tak pewna. Kocham cię, i tylko ciebie. Czy teraz już w porządku?
- Jeśli dla ciebie jest w porządku, dla mnie też. Przytulił ją, a kiedy znów się rozejrzeli, byli sami.
- Poszedł - rzekł Piętro.
- No i dobrze.
Gdzieś z głębi budynku dotarł do nich głos Josie:
- Odczep się.
I odpowiedz Gina:
- Wysłuchaj mnie. Au! A to za co?
- Jak myślisz? Głosy ucichły.
- Przejrzała na oczy - zauważył Piętro.
- Możesz przestać się martwić? - spytała czule Ruth. Potrząsnął głową z uśmiechem.
- Nie, teraz mam nowe zmartwienia. Co zrobię, jak mnie opuścisz, jeśli przestaniesz mnie kochać, jeśli
za mnie nie wyjdziesz...
- Co do tego mogę cię uspokoić. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pumaaa.xlx.pl
  •