[ Pobierz całość w formacie PDF ]
czeka w stajniach na naszego gospodarza. - Nicholas odnosił
się do Stephena grzecznie, ale z dystansem, jakby próbował
oszacować młodego człowieka. Gdyby nie fakt, że między
nim i Camillą wszystko było skończone, mogłaby pomyśleć,
że jest zazdrosny. Niemożliwe. Raczej jest tak, że swoją an-
typatię do niej przenosi na jej przyjaciół i krewnych, pomy-
ślała z goryczą.
Ku jej ogromnej uldze na ścieżce pojawił się lord Ellwo-
od w towarzystwie lorda Corshama.
- Jesteś, Nick! - wykrzyknął Freddie, a po wzajemnych
prezentacjach spytał: - Panno Knight, pan Knight jest pani
bratem?
Tylko Camilla usłyszała, jak Nicholas mruknął:
- A jakże, bratem!
Najwyrazniej całkiem opacznie wytłumaczył sobie scenę
miłosną, której świadkiem był w amfiteatrze. Serce zabiło jej
gwałtowniej. Czyżby jednak był zazdrosny?
- Pan Knight jest moim kuzynem, lordzie Corsham. Dłu-
go pan zamierza zabawić na wsi? Pogoda piękna, wszystko
się zazieleniło. Mieszkamy w Bath i przyjazd tutaj to dla nas
bardzo miła odmiana.
Towarzystwo ruszyło w stronę domu. Freddie szedł obok
S
R
Camilli. Nie należał do najbardziej spostrzegawczych, ale coś
uderzyło go w pannie Knight, kogoś mu przypominała. Tylko
kogo? Przecież taka piękność z pewnością utkwiłaby mu w
pamięci, gdyby spotkał ją wcześniej. Widać jednak nie spo-
tkał. Lecz ten tembr głosu, pełne wdzięku ruchy, sposób
trzymania głowy...
Przestał szukać w pamięci i wracając do rzeczywistości,
odpowiedział na jej pytanie:
-Jeszcze nie zdecydowałem, jak długo zostanę, ale matka
narzeka, że zaniedbuję nasz majątek, więc na jakiś czas
przyjdzie się pożegnać z rozkoszami Bath i Londynu. Szczę-
śliwie Nick przyjechał ze mną, a mama bardzo go lubi. W
dyskrecji powiem pani, że koniecznie chce go ożenić. Dla
niej to prawdziwe wyzwanie, bo Nickowi żadna panna się nie
podoba. Każdej czegoś brak, a to rozumu, a to wdzięku, a to
urody, jego zdaniem, oczywiście - zastrzegł się szybko. -
Mama twierdzi, że jest zupełnie niemożliwy, ale nie poddaje
się w swoich wysiłkach. Też zresztą uważam, że Nick prze-
sadza z tym wybrzydzaniem, ale...
- Och, ciszej, lordzie Corsham, bo hrabia Ashby usłyszy i
gotów pomyśleć, że pan, jego przyjaciel, go obgaduje - za-
śmiała się Camilla, spoglądając na idącego kilka kroków
przed nią Nicholasa. Widziała, jak mu kark poczerwieniał
gwałtownie, a więc jednak słuchał. Był tak samo świadom jej
obecności jak ona jego.
Lady Ellwood przyjęła gości serdecznie. Każdego chętnie
witała w progach Fullbrook, a do swojego chrześniaka miała
szczególną słabość. Freddie ucałował ją w policzek,
S
R
po czym usiadłszy obok niej, zaczął opowiadać, co u jego
matki.
Natomiast lord Ellwood, Stephen i Nicholas wdali się w
rozmowę na temat psów myśliwskich. Nicholas, niby to ży-
wo rozprawiając o zaletach legawców i gończych, co chwilę
zerkał w stronę Camilli, a ona czuła się wyjątkowo osamot-
niona, bo pozostałe damy, to znaczy mama, Ophelia oraz pa-
nie Ellwood, udały się na poranną przejażdżkę. Musiały zro-
bić to akurat teraz, kiedy tak bardzo potrzebowała ich obec-
ności!
Podeszła powoli do drzwi wiodących na taras, chwilę w
nich stała, po czym wyszła do ogrodu. Nikt jej nie zawołał.
Schroniła się w rosarium. Usiadła na ławce, ukryła rozpaloną
twarz w dłoniach i jęknęła cicho. Jak to możliwe, że tak bar-
dzo pragnie Nicholasa, a jednocześnie tak bardzo gniewa się
na niego? Jak może go kochać i jednocześnie podejrzewać o
nieczyste motywy? Dlaczego miłość musi sprawiać aż tyle
bólu, wprawiać człowieka w takie pomieszanie?
- Nie możesz przede mną ciągle uciekać, Camillo.
Stał w odległości kilku kroków od jej ławki, ręce zaplótł
na piersi, jego głos brzmiał wyjątkowo oschle. Zerwała się na
równe nogi.
- Nie uciekam - stwierdziła równie oschle. - Nie mam tyl-
ko ochoty na pańskie towarzystwo.
- A ja myślałem, że przeciwnie, że będzie pani szukała
okazji do rozmowy i zaklinała mnie, bym dochował jej sekre-
tu.
S
R
Przynajmniej był szczery. Bez ogródek powiedział, że
poznał jej skandaliczna tajemnicę.
- Uznałam to za całkiem zbędne, założyłam bowiem, że
mam do czynienia z dżentelmenem, człowiekiem honoru, co
powinno stanowić wystarczającą gwarancję pańskiego mil-
czenia. Widać zle pana oceniłam, milordzie.
Nicholas uśmiechnął się zimno.
- Madame, zawsze jestem gotów uczynić wszystko, co w
mej mocy, gdy trzeba chronić reputację damy.
Camilla zatchnęła się z oburzenia na tę jawną potwarz.
- Ty... ty... - Podeszła do niego, unosząc dłoń z zakrzy-
wionymi palcami.
- O nie, wściekła kocico. - Nicholas chwycił ją za nad-
garstek i mocno przytrzymał. - Gdybyś dała mi dokończyć,
usłyszałabyś, co mam na myśli. Mówiąc o reputacji damy,
miałem na myśli twoją matkę i siostrę.
- A ja mogę iść sobie do diabła! - sapnęła wściekle Ca-
milla.
- Cóż, madame, wyraznie zmierzasz w tamtym kierunku,
bez jakiejkolwiek pomocy z mojej strony. Nie oczekiwałem,
że będziesz płakała po naszym rozstaniu, ale nie przypusz-
czałem też, że tak szybko znajdziesz sobie kolejny obiekt.
Pan Stephen Knight odziedziczył rodzinne włości, czyż nie
tak? Nie ma tytułu, ale jego sytuacja finansowa jest całkiem
zadowalająca.
Trzymał ją zbyt mocno, żeby miała się szarpać. Oznaj-
miła więc tylko lodowato:
- Z kim się przyjaznię, to nie pańska rzecz, ale chyba wy-
S
R
jaśniłam panu dość jasno przy pierwszym spotkaniu, że nie
jestem do kupienia.
- Pieniądze, rzeczy materialne, jak mniemam, rzeczywi-
ście nie robią na pani wrażenia i w jej wypadku nie stanowią
koniecznego argumentu. Pani wystarczy jedno moje dotknię-
cie. - Natychmiast zademonstrował, co ma na myśli.
Camilla uniosła dłoń, po raz drugi gotując się do ataku, i
po raz drugi Nicholas zdołał ją powstrzymać.
- Nie, Camillo, nie dam ci drugiej szansy. Pocałował ją.
Tym razem jednak miała to być kara, miara jego gniewu i
złości, dowód, że to on jest panem sytuacji, nie zaś kimś tak
[ Pobierz całość w formacie PDF ]