[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Poczułem nagły przypływ odrazy. Wyrafinowany hipokryta!
- Spieszę się - powiedziałem i ucieszyłem się, gdy nie padło pytanie: dokąd?
W kilka minut pózniej zastukałem do drzwi Leastway Cottage. Odpowiedziało mi milczenie, więc
zakołatałem mocniej. Wówczas uchyliło się na piętrze okno i wyjrzał sam Poirot.
Na mój widok dał wyraz zdziwieniu, wobec czego powiedziałem zwięzle, co zaszło, i że liczę
na jego pomoc.
- Momencik, mój drogi - odrzekł. - Zaraz cię wpuszczę, opowiesz wszystko po kolei, a ja będę
się ubierał.
Niebawem otworzył drzwi, poprowadził mnie na piętro i w swoim pokoju posadził na krześle.
Następnie przystąpił do starannej toalety, ja zaś relacjonowałem przebieg wydarzeń -
szczegółowo, nie pomijając najbłahszych nawet okoliczności. Mówiłem o moim przebudzeniu. O
ostatnich słowach zmarłej, o nieobecności jej męża. Mówiłem o kłótni z dnia poprzedniego,
podsłuchanym przeze mnie urywku rozmowy między Mary Cavendish a jej świekrą, o
wcześniejszych nieporozumieniach pani Inglethorp z Eweliną Howard i niedwuznacznych aluzjach
tej ostatniej.
Szkicowałem możliwie przejrzysty obraz. Czasem się powtarzałem, to znów musiałem wracać do
pominiętych szczegółów. Kiedy skończyłem,
Poirot uśmiechnął się pobłażliwie.
- Masz zamęt w głowie, co? Nie spiesz się, mon ami. Jesteś wzburzony, podniecony. To
zrozumiałe, naturalne. Uspokoiliśmy się trochę, więc teraz
uporządkujemy fakty: ładnie, każdy na właściwym miejscu. Będziemy je badać, segregować,
odrzucać. Istotne odłożymy na pózniej. Te bez
znaczenia... puf!... - Poirot wykrzywił się pociesznie i dmuchnął - niech idą z wiatrem.
- Piękny plan! - zawołałem tonem protestu. - Ale skąd będziesz wiedział, co jest istotne, a co bez
znaczenia? Taka segregacja to, moim zdaniem, główna trudność.
Poirot troskliwie doprowadzał wąsy do nienagannego stanu. Na moje słowa obruszył się
energicznie.
- Nic podobnego! Vayons! Jeden fakt prowadzi do drugiego. A następny pasuje? Tak, i to
cudownie! Dobrze. Jedziemy dalej. Kolejny drobiazg? Nie. Coś tu nie w porządku, brak ogniwka w
łańcuchu. Zastanawiamy się, badamy, no i znajdujemy ten drobny fakcik - zrobił szeroki gest ręką. -
A może mieć on wagę, wielką wagę!
- Aha - wtrąciłem.
- Strzeż się, mon ami! - Poirot wykonał palcem wskazuj ącym ruch tak groznie ostrzegawczy, że
się wzdrygnąłem. - Niebezpieczeństwo! Biada detektywowi, który powie: Ten fakt jest tak
drobny, że nie może mieć znaczenia. Nie pasuje do całości. Nie ma co zawracać nim sobie głowy .
Tak wygląda prosta droga do zamętu, bo, mon ami, wszystko się liczy.
- Wiem. Nieraz mi powtarzałeś. Dlatego właśnie zaznajomiłem cię ze wszystkimi faktami. Nie
zwracałem uwagi, czy według mnie się liczą, czy też nie.
- Tak. Zwietnie się spisałeś. Masz dobrą pamięć i fakty relacjonujesz wiernie. Ale kolejność, w
jakiej je przytaczasz... muszę wyznać, jest fatalna. Trudno cię winić z tej racji. Jesteś wzburzony,
wytrącony z równowagi. Dlatego pewnie pominąłeś szczegół pierwszorzędnej wagi.
- Jaki? - zapytałem.
- Nie powiedziałeś nic o apetycie pani Inglethorp w czasie kolacji.
Szeroko otworzyłem oczy. Przyszło mi na myśl, że wojna podziałała zgubnie na umysł małego
Belga, który teraz starannie szczotkował marynarkę i na pozór był całkowicie pochłonięty tym
zajęciem.
- Nie pamiętam - bąknąłem. - A w każdym razie nie rozumiem.
- Nie rozumiesz? Przecież to ma wielką wagę.
- Niby dlaczego? - rzuciłem cierpko. - O ile sobie przypominam, pani Inglethorp jadła bardzo
mało. Była przygnębiona, zdenerwowana. Widać to zle wpłynęło na jej apetyt. Skojarzenie
zupełnie naturalne.
- Słusznie. Zupełnie naturalne. - Poirot wyjął z szuflady małą walizeczkę. - Jestem gotowy. Teraz
pójdziemy do pałacu i na miejscu zbadamy sprawę. Przepraszam, mon ami. Ubierałeś się w
wielkim
pośpiechu. Krawat masz przekrzywiony. Pozwolisz? - Sprawnym ruchem doprowadził mój
krawat do porządku. - O tak - powiedział. - Teraz
możemy iść.
Szybko minąwszy wioskę skręciliśmy w stronę bramy wjazdowej Styles
Court. Mały Belg przystanął na moment, smętnym spojrzeniem objął park,
piękny o tej wczesnej godzinie, wilgotny jeszcze od rosy.
- Uroczo tu, spokojnie... A nieszczęśliwa rodzina pogrążona w rozpaczy,
w nieutulonej żałobie.
Mówiąc to przyglądał mi się bacznie, a ja czułem, że rumienię; się lekko
pod wpływem jego spojrzeń.
Rodzina pogrążona w rozpaczy? Czy żałoba po pani Inglethorp jest rzeczywiście nieutulona?
Uprzytomniłem sobie, że całej atmosferze brak emocjonalnych akcentów. Nieboszczka nie budziła
wokół siebie miłości. Jej śmierć stanowiła nieoczekiwany wstrząs, katastrofę, nikt jednak nie
bolał naprawdę.
Słynny detektyw zdawał się śledzić bieg moich myśli. Z wielką powagą pokiwał głową.
- Tak - podjął. - Masz słuszność, Hastings. Nie jest tak, jak mówiłem. Pani Inglethorp traktowała
[ Pobierz całość w formacie PDF ]