[ Pobierz całość w formacie PDF ]
niczym nie uzasadnione wzruszenie.
- Zaraz zaparzę herbatę - powiedziała Henrietta. Midge usłyszała w jej głosie
tę samą radość, którą wcześniej dostrzegła na twarzy.
Było w tym coś dziwnego, ale Midge szybko o tym zapomniała, bo widok
pudełek z zapałkami obudził w niej wspomnienia.
- Pamiętasz zapałki, które dostała Veronica Cray?
- Lucy wcisnęła jej aż pół tuzina pudełek.
- Czy ktoś sprawdził, czy rzeczywiście nie miała u siebie zapałek?
- Sądzę, że policja się tym zajęła. Są bardzo dokładni.
Na ustach Henrietty pojawił się dziwny, triumfalny uśmiech. Midge była
zdziwiona i odrobinę zirytowana.
Czy Henrietta rzeczywiście kochała Johna? - zastanawiała się. - Czy to
możliwe? Chyba nie.
Nagle przeszył ją zimny dreszcz. Edward nie będzie musiał długo czekać -
pomyślała.
To małostkowe, ale ta myśl wcale się jej nie spodobała. A przecież życzyła
Edwardowi szczęścia. Wiedziała, że nie ma u niego żadnej szansy. Dla Edwarda
zawsze będzie tylko małą Midge i nikim więcej. Nigdy nie zobaczy w niej kobiety,
którą mógłby pokochać. Na nieszczęście, Edward należy do mężczyzn stałych w
uczuciach, którzy zazwyczaj dostają to, czego chcą.
Edward i Henrietta w Ainswick& Tak powinna się zakończyć ta historia.
Edward szczęśliwy u boku Henrietty. Midge wyobrażała to sobie bez trudu.
- Rozchmurz się, Midge - powiedziała Henrietta. - Nie możesz pozwolić, żeby
to morderstwo psuło ci humor. Może zjemy dzisiaj razem kolację gdzieś na mieście?
Midge odparła, że chciałaby już wrócić do siebie. Ma jeszcze dużo pracy, musi
napisać kilka listów. Szybko wypije herbatę i chciałaby już jechać.
- Odwiozę cię.
- Mogę wziąć taksówkę.
- Bzdura! Możemy przecież wziąć mój samochód, skoro stoi przed domem.
Na zewnątrz powietrze było wilgotne. Kiedy dojechały do końca Mews,
Henrietta pokazała Midge stojący na poboczu samochód.
- Ventnor 10. Zobaczysz, że pojedzie za nami.
- To wstrętne!
- Tak sądzisz? Mnie to nie przeszkadza.
Henrietta odwiozła Midge, wróciła na Mews i odstawiła samochód do garażu.
Potem wróciła do pracowni. Przez chwilę stała zamyślona, bębniąc palcami w gzyms
nad kominkiem. Potem westchnęła i mruknęła do siebie:
- Trzeba się zabrać do pracy. Nie powinnam tracić czasu.
Przebrała się w kombinezon. Pół godziny pózniej cofnęła się nieco, żeby
spojrzeć na swoje dzieło. Policzki miała pobrudzone gliną, włosy zmierzwione, ale na
widok modelu stojącego na podeście z zadowoleniem pokiwała głową.
Było to coś podobnego do konia. Poprzylepiane były do niego wielkie bryły
gliny. Gdyby porucznik kawalerii zobaczył takiego konia, dostałby apopleksji, nie był
on bowiem podobny do żywego zwierzęcia. Irlandzcy przodkowie Henrietty byliby
oburzeni. Mimo to bez trudu rozpoznawało się w tej rzezbie takiego konia, jakim
widział go abstrakcyjny umysł.
Henrietta zastanawiała się, co pomyślałby o rzezbie inspektor Grange, gdyby ją
kiedyś zobaczył. Wyobrażając sobie jego minę, uśmiechnęła się pod nosem.
XXIV
Edward Angkatell stanął niepewnie w tłumie ludzi spieszących Shaftesbury
Avenue. Zamierzał wejść do sklepu z wypisanym na witrynie złotymi literami
nazwiskiem madame Alfrege. Instynkt podpowiedział mu, że lepiej zrobi nie
dzwoniąc do Midge i nie uprzedzając o swoich zamiarach. Fragment rozmowy
telefonicznej, który słyszał w The Hollow, zaniepokoił go. W głosie Midge była
uległość i uniżoność; rozzłościło go to.
Pomyśleć tylko, że Midge, taka radosna i wygadana, była zmuszona do takiej
uległości; że z pokorą znosi nieuprzejmość i bezczelność kobiety, z którą rozmawiała
przez telefon. To nie w porządku; nie można patrzeć na to z założonymi rękami.
Kiedy powiedział jej o tym, Midge bez ogródek stwierdziła, że nie może stracić tej
pracy, że nową byłoby bardzo trudno znalezć i że w pracy trzeba pogodzić się z
rzeczami o wiele bardziej nieprzyjemnymi niż wypełnianie nudnych obowiązków.
Edward wiedział, że w dzisiejszych czasach wiele młodych dziewcząt
podejmuje pracę. Jeśli się nad tym zastanawiał, dochodził do wniosku, że pracują,
ponieważ to lubią; praca daje im poczucie niezależności i urozmaica życie. Nigdy nie
przyszło mu do głowy, że praca od dziewiątej do osiemnastej z godzinną przerwą na
obiad uniemożliwia dziewczętom korzystanie z wielu przyjemności. Dopiero teraz z
przykrością uświadomił sobie, że Midge musi zrezygnować z obiadu, żeby pójść do
galerii sztuki; że nie może wysłuchać popołudniowego koncertu, wyjechać za miasto
w pogodny dzień, spokojnie zjeść obiadu w jakiejś ustronnej restauracji; że musi
poprzestać na sobotnich i niedzielnych wycieczkach za miasto i zadowolić się
szybkim posiłkiem w zatłoczonym barze. Bardzo lubił Midge. Mała Midge - tak
nazywał ją w myślach. Przyjeżdżała do Ainswick onieśmielona i małomówna; dopiero
po pewnym czasie nabierała odwagi i zaczynała okazywać uczucia i interesować się
światem.
Edward żył przeszłością. Chwilę obecną traktował podejrzliwie, jak coś, co
jeszcze nie zostało sprawdzone; dlatego dotąd nie myślał o Midge jak o dorosłej
kobiecie.
Dopiero tego wieczoru w The Hollow, kiedy wrócił do salonu zziębnięty i
drżący po dziwnej wymianie zdań z Henriettą, kiedy Midge uklękła, żeby rozpalić
ogień w kominku, po raz pierwszy zauważył, że Midge nie jest już wrażliwym
dzieckiem, lecz dojrzałą kobietą. Zmartwiło go to; przez chwilę miał wrażenie, że
stracił coś, co było częścią Ainswick. Pod wpływem nagłego impulsu powiedział z
gniewem: %7łałuję, że tak rzadko się widujemy, mała Midge .
Kiedy stał na tarasie zalanym światłem księżyca i rozmawiał z Henriettą, która
niespodziewanie okazała się kimś innym niż kobieta, którą od dawna znał i kochał,
ogarnęła go panika. Potem zmienił się kolejny element stałego wzoru, w jaki splatała
się nić jego życia. Mała Midge była częścią Ainswick, ale przestała być tamtą małą
Midge; wyrosła na odważną, ale smutną kobietę, której właściwie nie znał.
Od tego czasu czuł się niespokojny i miał do siebie żal, że wcale się nie
troszczył o szczęście i dobro Midge. Myśl o niewdzięcznej pracy u madame Alfrege
nie dawała mu spokoju, aż postanowił tu przyjechać i na własne oczy zobaczyć, jak
wygląda sklep.
Edward rzucił podejrzliwym spojrzeniem na wystawę, na której wisiała skąpa
czarna sukienka z cienkim złotym paseczkiem, nieprzyzwoicie obcisłe sweterki i
suknia wieczorowa z tandetnej koronki. Edward nie znał się na kobiecych strojach,
odniósł jednak wrażenie, że te tutaj są krzykliwe i nieeleganckie.
Nie - pomyślał - to miejsce nie jest jej godne. Ktoś (może lady Angkatell?)
powinien coś z tym zrobić.
Z trudem pokonując nieśmiałość, wyprostował skulone ramiona i wszedł do
środka. Czuł się skrępowany. Dwie wyzywające dziewczyny o platynowych włosach i
skrzekliwych głosach oglądały sukienki, wystawione w gablotach; obsługiwała je
sprzedawczyni o ciemnej karnacji. W głębi sklepu jakaś drobna kobieta z wydatnym
nosem i o nieprzyjemnym głosie kłóciła się z zaskoczoną klientką o jakieś poprawki
w wieczorowej sukni. Z przymierzalni obok dał się słyszeć podniesiony kobiecy głos:
- Okropna, po prostu okropna. Nie może mi pani przynieść czegoś
porządnego?
Midge odpowiedziała głosem cichym, pełnym szacunku, przekonującym:
- Ta w kolorze wina jest bardzo przyjemna. Powinno być w niej pani do
twarzy. Może zechce pani&
- Nie zamierzam tracić czasu na przymierzanie czegoś, co nie nadaje się do
niczego. Niech się pani trochę postara. Już pani mówiłam, że nie chcę nic
czerwonego. Gdyby pani słuchała, co się do niej mówi&
Szyja Edwarda poczerwieniała. Miał nadzieję, że Midge ciśnie tej babie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]