[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Po tych wszystkich zmarnowanych latach. Nareszcie cię mam.
Kosztowałeś mnie więcej, niż kiedykolwiek będziesz to wiedzieć. Głupia,
żałosna kobieto. Jakie to absurdalne, że coś takiego jak ty, było mi solą w oku.
To mnie brzydzi.
- 112 -
Sara wycofała się od niego, wracając drogą, którą przyszła, aż jej nogi
uderzyły w skałę. Z wielką godnością po prostu usiadła na kamieniu i patrzył na
niego w milczeniu; jej wykręcane razem palce były jedyną oznaką strachu. To
był potwór, który zamordował jej rodzinę, zabrał każdego kogo kochała,
praktycznie odebrał jej, jej życie. Ten wysoki, wychudły mężczyzna z
zapadniętymi policzkami i pełnymi złości oczami.
- Mam niemal nieograniczoną moc, lecz trochę potrzebuję robaka takiego
jak ty, aby ukończyć studia. Smród Falcona jest teraz na całej tobie. Jak to mnie
obrzydza. - Wampir zaśmiał się cicho, szyderczo, ślina pryskała w powietrzu,
zanieczyszczając wiatr. - Nie pomyślałaś, że wiem kim jest, ale znałem go
dobrze w dawnych czasach. Pachołek na rozkazy Księcia. Vladimir żył długo z
Saranthą, mimo to odesłał nas do życia w samotności. Jego synowie zostali,
chronieni przez niego, jednak nas wysłano na samotną śmierć. Ja nie wybrałem
śmierci, ale zagarnąłem życie i dużo studiowałem. Są też inni tacy, jak ja, ale ja
będę jedynym rządzącym. Teraz mam. Książę mi się pokłoni. Wszyscy myśliwi
będą drżeć przede mną.
Sara podniosła głowę.
- Teraz widzę. Mimo, że myślisz o sobie, że jesteś wszechmocny, że
jesteś Bogiem, nadal mnie potrzebujesz. Podążasz za mną od piętnastu lat, za
mizerną ludzką kobietą, dzieckiem - kiedy mnie znalazłaś, jednak nie mogłeś
mnie dogonić.
Syknął, paskudny, przerażający dzwięk, obietnica brutalnego odwetu.
Sara skrzywiła się na niego, nagle wiedza pojawiła się w jej oczach.
- Potrzebujesz mnie do znalezienia czegoś dla siebie. Czegoś, czego nie
możesz zrobić samodzielnie. Zabiłeś wszystkich, których kochałam, lecz
myślisz, że ci pomogę. Nie wydaje mi się. Zamiast tego zamierzam cię
zniszczyć.
- Nie masz żadnego pojęcia o bólu, który mogę ci zadać. O rzeczach,
które mogę ci zrobić. Będę czerpać przyjemność z naginania cię do mojej woli.
Nie masz pojęcia jaki jestem potężny. - Wampirza parodia uśmiechu odsłoniła
poplamione, wyszczerbione zęby. - Będzie mi się podobało patrzenie na twoje
cierpienie, ponieważ tak długo byłaś dla mnie utrapieniem. Nie martw się, moja
kochana, będę cię utrzymywał przy życiu przez bardzo długi czas. Znajdziesz
grobowiec mistrza czarodziei i książkę wiedzy, która da mi nieopisaną moc.
Zdobyłem kilka jego rzeczy, a ty będziesz wiedzieć, gdzie jest książka, gdy
będziesz je trzymać. Ludzie nigdy nie rozpoznają prawdziwego skarbu przez to,
czym są. Zamykają go w muzeach, które zawsze odwiedzają nieliczne osoby i
- 113 -
nikt nie widzi, co jest naprawdę wartościowe. Wierzą, że czarodzieje oraz magia
to tylko bajki i żyją w niewiedzy. Ludzie zasługują na to, by rządzić nimi
żelazną ręką. Są tylko bydłem, niczym więcej. Tylko zdobyczą, żywnością dla
Bogów.
- Być może takie jest twoje wrażenie na temat ludzi, ale jest ono błędne.
W przeciwnym razie, jak mogłam unikać cię przez piętnaście lat? - zapytała
łagodnie Sara. - Nie jestem aż tak nieistotna, jak chcesz bym w to uwierzyła.
- Jak śmiesz drwić ze mnie! - Wampir syknął, rysy jego twarzy
wykrzywiły się z nienawiści, gdy nagle rozejrzał się ostrożnie wokół. - Jak to się
stało, że jesteś sama? Czy twoi strażnicy są tak nieudolni, że pozwalają ci na
spacer w okolicy bez ochrony?
- Dlaczego myślisz, że mnie nie strzegą? Są wszędzie wokół mnie. -
Wydawała się prawdomówna, szczera.
Jego oczy zwęziły się i wskazał na nią jednym sztyletowatym
paznokciem. Gdyby temu zaprzeczyła, byłby o wiele bardziej ostrożny, ale zbyt
szybko wydała myśliwych.
- Nie sprawdzaj mojej cierpliwości. %7ładen Karpacki myśliwy, nie
wykorzystałby swojej partnerki życiowej jako przynęty do pułapki. Ukryłby cię
głęboko w ziemi, jak tchórz, którym jest, wiedząc, że jestem zbyt potężny, żeby
mnie zatrzymać. - Zaśmiał się cicho, dzwiękiem szkaradnego pisku. - Twoja
własna arogancja spowodowała twój upadek. Zignorowałaś jego rozkazy i
wyszłaś w noc bez jego wiedzy czy zgody. To jest słabość kobiet. Nie myślą
logicznie, zawsze narzekają i chcą własnej drogi. - Jego ostry jak sztylet palec
wabił ją. - Chodz do mnie teraz. - Użył swojego umysłu, ostry, twardy przymus
przeznaczony, żeby zranić, wywrzeć ogromny nacisk na mózg, nawet jeśli
wymagało tego posłuszeństwo.
Sara nadal siedziała spokojnie, lekko wykrzywiła swoje miękkie usta.
Westchnęła i potrząsnęła głową.
- To nigdy wcześniej na mnie nie działało. Dlaczego miałoby teraz?
Przeklinając, wampir podniósł rękę, a następnie zmienił zdanie. Drgania
mocy mogły natychmiast wydać go Karpackim myśliwym. Kroczył ku niej,
przebywając niewielką odległość między nimi, jego kroki były stanowcze, twarz
wykrzywiona wściekłością na jej zuchwalstwo.
Sara siedziała całkowicie nieruchomo i przyglądała się, jak do niej idzie.
Wampir pochylił swój chudy szkielet, wyciągając sztyletowate końcówki
swoich kościstych palców w jej kierunku. Sara ruszyła do działania, tylko że to
była pięść Falcona, trzaskająca mocno w zagłębienie klatki piersiowej
- 114 -
nieumarłego, kiedy wrócił do swojej prawdziwej formy. Gdy Falcon to zrobił,
wampir, z wyrazem czystego niedowierzania, potknął się do tyłu tak, że pięść
ledwo zagłębiła się w tarczy jego klaki piersiowej.
Ponad ich głowami, Jacques, pod postacią sowy, wystrzelił z gałęzi i
poleciał prosto na nieumarłego z wyciągniętymi szponami. Mały lis zyskał na
posturze, zmieniając kształt w wysokiego, eleganckiego męskiego myśliwego i
ręce Michaiła zaczęły już tkać wiążące zaklęcie, aby uniemożliwić wampirowi
przesunięcie się czy zniknięcie.
Dociskany z powietrza, schwytany pomiędzy myśliwymi i niezdolny do
ucieczki, wampir rozpoczął swój własny atak, ryzykując wszystko, w nadziei na
pokonanie jednego Karpatianina, którego śmierć może zmusić dwóch
pozostałych do zatrzymania się. Wzywając każdą uncję mocy i wiedzy, jaką
posiadał, uderzył pięścią w kolano Falcona, roztrzaskując kość. Potem
zawirował z dala, jego ciało powielało się w kółko, dopóki nie było stu klonów
nieumarłego. Połowa klonów rozpoczęła atak za pomocą palików lub ostrych
włóczni, pozostałe uciekły w różnych kierunkach.
Jacques, pod postacią sowy, przejechał szponami prosto przez głowę
klonu, przechodząc przez puste powietrze, tak, że był zmuszony szybko się
wycofać przed uderzeniem w ziemię. Powietrze wibrowało mocą, z przemocą i
nienawiścią.
Każdy z atakujących klonów tkał inne zaklęcia i pryskał krwią, zalewając
otaczające powietrze toksycznym szkarłatem. Umysł Falcona wyłączył ból
roztrzaskanego kolana, gdy ocenił sytuację w ciągu jednego uderzenia serca. To
było wszystko, co miał. Wszystko, co będzie miał. W mgnieniu oka, minęły
wieki jego życia, ponure i jałowe, rozciągające się w nieskończoność, aż do
Sary.
To jest mój dar dla ciebie. Ona była jego życiem. Jego duszą. Jego
przyszłością. Jednakże był honor. Było to czym i kim był, co reprezentował. Był
[ Pobierz całość w formacie PDF ]