[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Wiem, ale dziś dosyć się namęczyłaś. Usiądz i odpocznij sobie.
- Lubisz porządzić w kuchni, co?
- Wcale nie. Ale masz iść stąd i usiąść. Bo inaczej zadzwonię do Charlie i
naskarżę jej, że się przemęczasz.
- To szantaż.
- Tak, i co z tego - odpowiedział z uśmiechem. Resztę wieczoru spędzili
razem na sofie, tuląc się
do siebie, słuchając muzyki i odpoczywając.
Przyszła pora na położenie się spać. Po kąpieli pod prysznicem Jane
zanurkowała pod kołdrę i poczuła się dziwnie. Była przyzwyczajona do
swojego wąskiego łóżka, a to olbrzymie łoże małżeńskie wprost
przytłaczało swym ogromem.
- Wszystko w porządku? - zapytał Mitch, pakując się obok niej.
- Jasne. Tylko że nie jestem przyzwyczajona do tak wielkiego łoża.
- A ja przyzwyczaiłem się do wszystkich rodzajów łóżek. Prawie każda
noc spędzona w innym motelu. Jedne łóżka są lepsze, inne gorsze.
Podłożył sobie wysoko poduszki pod plecy i wziął do rąk coś, co
wyglądało jak naukowe manuskrypty, i czerwony długopis.
- Będziesz pracował?
- Co? Ach, przepraszam. Czy przeszkadza ci światło?
257
- Nie, tylko że... - Jane nie spodziewała się, że bn zacznie teraz pracować.
Poprzednie noce spędzali zupełnie inaczej. Zawsze on utulał ją do snu.
Gdy Jane znowu poprawiła poduszkę i po raz dziesiąty zmieniła pozycję,
Mitch wreszcie odłożył swoje papiery.
- No dobrze, dotarło do mnie.
- Nie robiłam tego celowo, tylko... - Jane dotknęła ręką pleców.
Mitch dostrzegł ten ruch.
- Okej. Połóż się, zrobię ci masaż.
Dotyk jego palców przyniósł ukojenie. Mitch dokładnie wiedział, jak
masować i które miejsca uciskać. Ostatai raz, gdy jej to robił, to się
kochali.
- Odpręż się, dobrze?
- Poprzednio, gdy mnie masowałeś...
- To było tamtego dnia, a dziś jesteś zmęczona. Owszem, powiedziałem,
że byłoby miło ochrzcić mieszkanie, ale jutro też jest dzień, do tego
niedziela. Nie musimy się śpieszyć. I jutro na pewno będziesz czuła się
lepiej.
Dotrzymał słowa. Jane spędziła cały dzień z uśmiechem na twarzy.
Wieczorem odpoczywała na sofie z książką, słuchając muzyki. Mitch
pojawił się w salonie po jakieś papiery.
- Pracujesz? To ściszę muzykę.
- Nie, jest okej. Zrobię to w samolocie.
- W samolocie? - Jane odłożyła książkę i poszła za nim do sypialni. Mitch
właśnie się pakował. - Dokąd lecisz?
258
- Do pracy. Powiedziałem ci, że będę tu teraz tylko przez tydzień.
Ale... przecież znalazł dla niech mieszkanie... Czy nie mógłby zostać
odrobinę dłużej?
To pytanie musiało odbić się na jej twarzy, bo Mitch odpowiedział:
- Nie martw się, niedługo wrócę.
- Kiedy masz samolot?
- Jutro, o jedenastej.
Nie będzie mogła mu pomachać ręką na pożegnanie. I nie ma szansy na
zwolnienie lekarskie.
- No to świetnie.
- Jane, nie rób z tego sprawy. Wiedziałaś, że tak będzie.
Może i wiedziała, ale już w środę czuła się tak samotnie, mimo że Mitch
dzwonił codziennie. Mimo że wysyłał do niej mejle i zdjęcia.
Nawet praca nie przynosiła ukojenia. Projektowała wystawę i wybierała
dokumenty, które miały być umieszczone w kluczowych miejscach.
Popołudniami współpracowała z agencją reklamową, by wypełnić sobie
czas, ale gdy tylko w domu włączała laptopa, od razu czuła wokół siebie
pustkę i ciszę. Samotność.
- Co słychać? - zapytała Hannah, gdy spotkała się z Jane przed kolejnymi
badaniami kontrolnymi.
- Nic, wszystko w normie - dopowiedziała Jane z szerokim uśmiechem.
- Znam cię wystarczająco długo, by wiedzieć, że jesteś czymś
zaniepokojona. Więc o co chodzi?
- Czuję się jak samolubna zołza.
- Dlaczego?
- Bo to Mitch znalazł mieszkanie.
259
- I już ci się tu nie podoba? Masz okropnych sąsiadów?
- To nie to. Jestem przyzwyczajona do waszego towarzystwa. Mitcha nie
ma już od dwóch tygodni i nie mam zielonego pojęcia, kiedy się pojawi i
jak długo zostanie. Głupio mi to mówić, ale czuję się tak samotnie.
- Nie marudz. Przecież wiesz, że bardzo lubimy twoje odwiedziny, a i my
możemy do ciebie częściej wpadać. Choć to raczej leczenie objawów, a
nie zródła problemu.
Jane skinęła głową.
- I tak już zawsze będzie. Przyjedzie na tydzień, będzie cudownie, i
znowu wyjedzie na nie wiadomo jak długo. Nie chcę takiego życia. I nie
chcę takiego życia dla mojego dziecka.
- Musisz z nim o tym porozmawiać.
- Zrobię to, jak tylko wróci.
Tydzień pózniej Jane pracowała nad przygotowaniem materiałów na
wystawę, gdy usłyszała odgłos przekręcanego klucza w zamku. Po chwili
trzaśnięcie drzwi i głos:
- Jest ktoś w domu?
- Tak - odpowiedziała, po czym usłyszała stuknięcie walizki odkładanej
na podłogę. Mitch stanął w drzwiach salonu.
260
Serce szybciej jej zabiło. Zapomniała już, jaki on jest przystojny.
Szczególnie gdy się tak uśmiecha
- ciepłym, seksownym wykrzywieniem ust, które są obietnicą czystej
rozkoszy.
Jane wstała, a Mitch objął ją ramionami. Pocałował. Choć był to
pocałunek delikatny, przemienił się w namiętny i wyrażający pragnienie.
Mitch zaniósł Jane prosto do łóżka. Wszystkie jej plany poważnej
rozmowy spaliły na panewce, gdy Mitch zaczął ją pieścić i całować po
całym ciele, rozpalając do białości.
- Mmm, to było bardzo przyjemne powitanie
- oświadczył już po wszystkim.
- Nawet nie powiedziałeś  cześć".
- Oczywiście, że powiedziałem, ale nie słowami. I to nie w taki sposób,
jak witam się z innym.
- Dobrze wiedzieć.
Nigdy wcześniej o tym nie pomyślała. Przecież Mitch dużo podróżował i
ciągle musiał widywać jakieś kobiety, i to takie, które nie miały pękatego
brzucha, i które, widząc jego atrakcyjność, też pewnie chciałyby się z nim
bliżej poznać.
- Nie musisz się ze mną drażnić. W czym rzecz? Coś nie tak?
- Nie dałeś znaku, kiedy przyjedziesz.
- Chciałem zrobić ci niespodziankę. Zapomniałem tylko kupić kwiaty na
lotnisku. Ale, ale... za to mam dla ciebie coś innego.
Włożył bokserki i boso wyszedł z pokoju.
261 [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pumaaa.xlx.pl
  •