[ Pobierz całość w formacie PDF ]

sugestia spotka się z aprobatą. - Wskazał na Dana i Perry'ego, którzy odeszli już dość daleko.
- O Boże! Dan będzie miał z zimna sine nogi. Oby się nie przeziębił. Zawołam go.
Chłopiec przybiegł natychmiast, ale jak przewidywał lord, nie chciał jeszcze wracać. Wówczas,
widząc nachmurzoną twarz Prudence, wtrącił się Perry:
- Nie możemy jeszcze odjeżdżać. Nie zagraliśmy na plaży meczu krykieta.
- Rzeczywiście - przyznał Sebastian - ale do tego potrzeba piłki.
- Pomyślałem o tym - odrzekł z wesołą miną jego młodszy brat. - Hokus, pokus... - Wyciągnął z
kieszeni piłkę do krykieta. - Teraz tylko znajdzmy jakieś pniaki i jeden większy kij dla miotacza. Dan,
będziesz grał ze mną. Ty odbierasz, ja serwuję.
- To znaczy, że ja i Prudence tworzymy drużynę przeciwników? Co wolisz, moja droga? Wolisz
stać w bramce, czy w najdalszej części boiska?
Oszołomiona Prudence patrzyła na Sebastiana, ten jednak zdejmował już surdut i podwijał
rękawy. Rozbawiona stwierdziła, że gra już się zaczyna. Cóż za para z tych braci Wentworthów! Nigdy
nie przestaną jej zaskakiwać.
- Zostaję tutaj - zaśmiała się. - Potrafię łapać piłkę, ale nie mam pojęcia, co się robi w bramce.
- Perry, proszę, aby pan nie serwował na mnie, jeśli jesteśmy w jednej drużynie. - Dan trzymał już
naprędce przysposobiony kij i ustawił się przy pniakach.
- W grze w krykieta na plaży obowiązują inne reguły - poinformował go poważnym tonem Perry.
- Brakuje nam ludzi do pełnej drużyny. Jesteś gotów? - I bez dalszych wyjaśnień rzucił Danowi kilka
łatwych piłek.
Dan odbijał je bez trudu i Prudence zaprotestowała:
- Perry, nie zrobiłeś żadnej próby! To nie w porządku!
Poczekajcie! - Zrzuciła płaszcz oraz czepek i wzięła piłkę z rąk Perry'ego.
Pierwszym rzutem, dokonanym w biegu, pokonała Dana. Pniaki imitujące bramkę przewróciły się
i Perry spojrzał na nią z udanym przestrachem.
- Ta dziewczyna ma prawdziwy talent - powiedział z uznaniem do brata. - Nic dziwnego, że
wziąłeś ją do swojej drużyny.
Prudence zaczerwieniła się, a Perry i Sebastian zaczęli jej klaskać.
- Miałam po prostu szczęście - wyjaśniła zażenowana. - Teraz kolej na Perry'ego. Czy będzie
serwował pan do niego, lordzie?
- Nie, Prudence, ty musisz to dokończyć! - W oczach Sebastiana igrały wesołe ogniki.
Dziewczyna rzuciła jeszcze raz, lecz Perry miał się na baczności i odbił pięć kolejnych piłek
prawie już w wodzie.
- Nie potrafię go pokonać, ale jeśli pan sprowokuje go do nierozważnego ciosu, wtedy
przechwycę jego piłkę.
- Nic z tego! - oznajmił Perry, bardzo pewny siebie po odniesionych sukcesach. Wyrzucił piłkę
wysoko w powietrze i Prudence pobiegła za nią przez plażę. Złapawszy piłkę w locie, szybko zawróciła i
wtedy potknęła się o rąbek swojej długiej spódnicy, po czym runęła jak długa na ziemię.
Perry odrzucił kij i szybko pobiegł w jej kierunku, ale Sebastian był pierwszy. Ukląkł na piasku i
delikatnie ją uniósł.
- Czy się nie zraniłaś?
Coś w jego tonie kazało Perry'emu spojrzeć na twarz brata, po czym szybko się odwrócił. Wyraz
prawdziwego wzruszenia powiedział mu więcej niż jakiekolwiek słowa. Sebastian zakochał się w
Prudence, choć może nie był jeszcze tego w pełni świadomy.
- Nic mi nie jest, sir, ale dałam radę Perry'emu. - Prudence potrząsnęła piłką. - Powinnam była
włożyć spodnie, nie spodziewałam się jednak, że będziemy grać w krykieta...
- Myślałem, że ustaliliśmy już raz na zawsze, że nigdy więcej nie włożysz spodni! - uciął krótko
Sebastian.
- Ale zaplątałam się w spódnicę, a w spodniach...
- Prudence! Nie chcę dłużej o tym dyskutować. - Pomógł jej wstać i otrzepywał piasek z jej
ubrania. - Masz pełno śmieci we włosach. - Doprowadził jej przycięte loki do porządku i podał czepek. -
Włóż płaszcz. Konie zbyt długo na nas czekają.
Oczywiście Dan nie zrozumiał, co naprawdę się działo między lordem a dziewczyną, więc tylko
spoglądał na nich ze zdziwieniem. Wtedy Perry mrugnął do niego i powiedział:
- Chodzmy, bo będziemy mieć do czynienia z Samem...
Z rozbawieniem w oczach obserwował, jak Sebastian i Prudence, trzymając się za ręce, przebyli
już połowę drogi w górę urwiska.
- Za szybko pan idzie - zaprotestowała. - Nie mogę nadążyć...
W odpowiedzi usłyszała grozny pomruk, lecz jej towarzysz zwolnił kroku. Wentworth wyraznie
stracił humor, lecz co było tego przyczyną, Prudence w żaden sposób nie potrafiła dociec.
Zdezorientowana, westchnęła głęboko.
- O co chodzi tym razem? - zapytał.
- Zastanawiam się, dlaczego pan tak się zdenerwował. Przepraszam za moją niezdatność, nie
jestem wprawnym graczem. Przecież nie przewróciłam się specjalnie.
- Mogłaś się poważnie poranić.
- Na piasku?
- Nie zauważyłaś tam kamieni? Jeden był tak blisko twojej głowy, że zląkłem się, iż się o niego
uderzyłaś.
- Lordzie Wentworth, nie jestem z porcelany...
- Oczywiście, że nie i chcę, żebyś o tym pamiętała! - Powiedziawszy to, niemal wrzucił ją do
powozu.
- Proszę się na mnie nie gniewać - powiedziała pojednawczo. - To był wspaniały dzień. Będę go
pamiętać całe życie.
- Aatwo cię zadowolić. - Uśmiechnął się z przymusem. - Coś mi się wydaje, że masz kilka twarzy.
Ile z nich już pokazałaś? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pumaaa.xlx.pl
  •