[ Pobierz całość w formacie PDF ]
które nie przestały jej prześladować. Około dziewiątej zdjęła słuchawkę z wide-
łek. Teraz nie będzie oczekiwać żadnego telefonu!
Słuchawka była odłożona przez całą noc i przez całą noc gniew Laury nie słabł.
Przeciwnie - była jeszcze bardziej zirytowana tym, że również sobotni poranek
nie przyniósł żadnej wiadomości od Maksa. Nie miała wprawdzie powodu, aby
się spodziewać, że ujrzy go na progu mieszkania, ale mimo to nie traciła nadziei.
Kładąc słuchawkę na swoje miejsce, przyrzekła sobie, że będzie miała
pracowity dzień. Po wykonaniu kilku telefonów przystąpiła do realizacji swego
postanowienia, przeplatając zakupy zajęciami w szkółce tenisowej i lunchem, a
następnie, znacznie później - obiadem u przyjaciół. Przyjemnie było spotkać się
z Davissonami, małżeństwem, z którym nawiązała bardzo bliskie stosunki od
czasu swego przyjazdu do Northampton przed trzema laty. Amanda była jej
koleżanką z klasy w Mount Holyoke i wyszła za Marka zaraz po ukończeniu
szkoły, podczas gdy Laura rozpoczęła studia prawnicze. Teraz Amanda i Mark
byli dumnymi i zaaferowanymi rodzicami sześciomiesięcznego niemowlęcia, co
jeszcze bardziej niż dotychczas wiązało ich z domem, a Laura była ich częstym i
mile widzianym gościem. Wystarczało, by po prostu uprzedziła telefonicznie, że
jestw drodze, a drzwi domu Davissonów stawały przed nią otworem.
Wizyty te zawsze sprawiały Laurze przyjemność -pełne entuzjazmu rozmowy z
przyjaciółmi i wspólne z nimi gruchanie nad łóżeczkiem maleństwa.
Jednak tej szczególnej soboty było inaczej.
Nie ulegało wątpliwości, że Amanda i Mark są w sobie głęboko zakochani.
Laura złapała się na tym, że oczami wyobraźni w roli szczęśliwego małżeństwa
widzi siebie i Maksa, pochylających się z niepokojem nad brązowookim
maleństwem o kasztanowej czuprynce. Myślała o tym nawet wtedy, gdy
dziękowała przyjaciołom za przyjęcie i żegnała się z nimi w drzwiach, by z
niechęcią wrócić do samotni, jaką było jej mieszkanie. Ów obrazek zaczął się
rozpadać, gdy stwierdziła, że Max nie uczynił najmniejszej próby, aby się z nią
skontaktować - żadnej kartki w drzwiach, żadnej poczty czy kolejnego
telegramu, żadnej wiadomości u pani Daniels.
Włączyła telewizor, by obejrzeć ostatnie wiadomości. Pierwsze informacje
dotyczyły kłopotów z zatrudnieniem, co w tym stanie było poważnym
problemem. Następna informacja bez reszty przyciągnęła jej uwagę.
- Rozpoczęło się dochodzenie w sprawie śmierci dziesięcioletniego Larry'ego
Porotsky'ego, pensjonariusza schroniska Wilkinsa dla dzieci opóźnionych w
rozwoju - mówił spiker. - To poważnie upośledzone dziecko zostało dziś rano
znalezione martwe w swym łóżku. Zrozpaczeni rodzice, w tym również rodzice
ofiary, zgromadzili się dziś rano w budynku władz stanowych, żądając
wszczęcia śledztwa. To tragiczne wydarzenie nastąpiło tuż po złożeniu przez
rodziców chłopca skargi na występujące w tej instytucji zaniedbania.
Dzisiejszego wieczoru naszej wysłanniczce Mary Hall udało się porozmawiać
z bostońskim adwokatem, Maxwellem Kraigiem. -Puls Laury zaczął łomotać jak
szalony. - Będzie on reprezentował w tym procesie rodziców jako oskarżyciela
zbiorowego.
Nastąpiło przejście do materiału reporterskiego. Na ekranie widniała twarz
człowieka, którego kochała. Dziennikarka usiłowała uzyskać od niego ko-
mentarz.
- Ciało tego dziecka zostanie poddane sekcji. Aż do otrzymania wyników nie
mam nic do powiedzenia
- oznajmił niskim, spokojnym głosem Max. Siedząc na krawędzi fotela, Laura
pochłaniała każde jego słowo. Mimo natarczywości bystrej dziennikarki, nie dał
się wciągnąć w pułapkę. Choć dwukrotnie jeszcze próbowała zarzucić nań sieci
poprzez sprytne zmiany w formułowaniu tego samego pytania
- dwukrotnie uniknął skomentowania sprawy. Jakby w przewidywaniu, że z
prawnika nie uda się wydobyć jakichkolwiek konkretnych wypowiedzi, kamera
cofnęła się, pokazując szerszy plan i wtedy Laura wstrzymała oddech.
Ekipa telewizyjna najwyraźniej złapała Maksa w drodze na jakąś wieczorną
imprezę. Jego strój był uroczysty i nieskazitelny; pod płaszczem można było
dostrzec ciemny smoking i biały szalik. Max był świeżo ogolony, przed
obiektywem kamery zachowywał się niezwykle swobodnie. Kiedy kamera
pokazała jeszcze szerszy plan, Laura bezskutecznie spróbowała ustalić miejsce
tego zdarzenia. Nie miała natomiast najmniejszej trudności z identyfikacją
stojącej w pobliżu Maksa oszałamiającej blondynki - była to Sara Beth Wilson,
wybitny krytyk teatralny pracujący dla konkurencyjnej stacji telewizyjnej, co
tłumaczyło po- mijanie jej w bliższych ujęciach. Nagle Laura zmartwiała,
słysząc, jak Mary Hall dziękuje Maksowi za poświęcenie jej prywatnego czasu i
kończy sprawozdanie druzgoczącą kwestią:
- Mamy nadzieję, że państwo nie spóźnią się z naszego powodu na dzisiejszą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]