[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Nie musisz mi mówić. Vera chce pomagać na erce,
Hester co chwila zrywa się z łóżka, a strażacy próbują uciekać
z izby przyjęć.
Declan uśmiał się, słuchając tego skrótowego opisu
sytuacji.
- Ludzie po prostu chcą się na coś przydać. Ale
spisaliśmy się dobrze. Powiem więcej, na medal.
- Jeszcze nie koniec! - jęknęła Lila. - Teraz musimy
uporać się z dokumentacją.
Telefon zadzwonił tak przerazliwie, aż oboje podskoczyli.
- Obawiam się, że dokumentacja będzie musiała poczekać
- oznajmił Declan, bacznie śledząc wyraz twarzy Lili, która
podniosła słuchawkę. - O co chodzi? - spytał, kiedy skończyła
rozmawiać.
- Zaraz przywiozą tego malucha - rzekła ze łzami w
oczach.
- W ciężkim stanie?
- Nie. - Uśmiechnęła się szeroko. - Najwyrazniej wydostał
się tylnymi drzwiami i schował w szopie. Zawiadomili nas, że
możemy odblokować łóżko na erce. Dziecko wymaga tylko
przebadania.
- Widzisz? Cuda się zdarzają, nawet jeśli wydaje się, że
nie ma już nadziei.
- Przywożą dwóch strażaków i matkę. Noc jeszcze młoda,
więc lepiej nie filozofuj.
- To dopiero jest życie! - westchnął Declan, zdejmując
krawat i biorąc z rąk Jeza kubek kawy nalanej właśnie przez
Verę. - Jak tego dokonałaś, Lilo? Patrz, wschodząca gwiazda
chirurgii zabawia się w kelnera.
- Praca zespołowa. Jez, jak wszyscy na oddziale, rwał się
do pomocy, a ponieważ akurat tak się dziwnie złożyło, że
nikogo nie przywieziono z bólem brzucha, Sue
zaproponowała, żeby zaopiekował się Verą. A wiecie, jacy
dobrzy byli dziś pacjenci w izbie przyjęć? - dodała. - Nikt się
nie uskarżał, że długo czeka.
- Bo ludzie wcale nie są zli. A ciepła kawa i dobre słowo
czynią cuda - podsumował Declan.
- Kawa na pewno - zgodziła się Lila, wstając. - Zajrzę do
Kobyły.
- Może jutro będziemy mogli wypuścić ją ze stajni?
- zażartowała Sue i zaczęła się śmiać z własnego
dowcipu.
W wejściu do boksu Hester, Lila minęła się z Verą.
- Przepraszam za nią, ale tak bardzo chciała się na coś
przydać, więc zgodziłam się, żeby zrobiła nam wszystkim coś
do picia - zaczęła tłumaczyć. - Ale Jez jej pilnował
- dodała. - Nikomu z pacjentów się nie naprzykrzała.
- Nie ma obawy. A kawy napiłam się z prawdziwą
przyjemnością - uspokoiła ją Hester. - Aha - dodała - Vera
właśnie mi opowiedziała, że zawsze dostawała śniadanie,
dopóki ta cholerna szefowa" się nie wtrąciła. - Lila oblała się
rumieńcem. - Czyli wyjaśniło się, dlaczego kiedy masz dyżur,
kuchnia zawsze wydaje więcej śniadań. Tak?
Lila uznała, że nie ma sensu kłamać. Została przyłapana
na gorącym uczynku.
- Nie robię tego zawsze, ale w przypadku kilku osób,
które przychodzą na opatrunki albo dostają antybiotyki, tak.
%7łal odsyłać ich głodnych, więc czasami zamawiam dla nich
śniadanie.
- Czasami! - Ironia w głosie Hester była wyrazna.
- No, może trochę częściej.
- Siostro Bailey, nie jesteśmy przytułkiem, nie możemy
karmić wszystkich bezdomnych w mieście, nawet gdybyśmy
chcieli.
- Wiem - przyznała Lila, zmieszana.
- Niemniej jakiś posiłek od czasu do czasu nie zrujnuje
szpitala. Może, jeśli jeszcze nie jest za pózno, zamów
śniadanie dla Very? Przecież okazała się bardzo pomocna.
- Prawda?
- Tak, ale nie róbmy z tego reguły, dobrze? Są instytucje
zajmujące się dożywianiem bezdomnych.
- Słusznie. Wyniki są dobre... - Lila zmieniła temat - więc
Declan na pewno cię wypisze.
- Nawet jeśli tego nie zrobi, sama się wypiszę. Wezmę
jednak kilka dni wolnych. - Po raz pierwszy w życiu Lila
widziała przełożoną mniej pewną siebie. - Siostro Bailey,
doskonale się siostra spisała w tak trudnej sytuacji. Nie było to
proste.
- Nie było - przyznała Lila z uśmiechem. - Mój pierwszy
poważny sprawdzian, a tu szefowa w loży honorowej. Ten koń
musiał mieć jakiś szósty zmysł, żeby wiedzieć, że jesteś
potrzebna w szpitalu - zażartowała.
- Biedny Trigger. Tak się biedak wystraszył. Nie mogę się
doczekać, kiedy sama zobaczę, w jakim jest stanie. Musi być
bardzo zestresowany.
Hester minęła się z powołaniem, pomyślała Lila już po
wyjściu od szefowej. Powinna zostać pielęgniarką
weterynaryjną!
Shirley spokojnie przyjęła wiadomość, że jej siostrzenica
się spózni. Poranne zajęcia związane ze zmianą ekipy
pielęgniarek ciągnęły się w nieskończoność.
Wiele czasu zajęło też Lili uzupełnianie dokumentacji,
organizowanie zastępstw i dodatkowych dyżurów na czas
nieobecności Hester. Jednak, idąc korytarzem do wyjścia na
parking, postanowiła zajrzeć na intensywną terapię.
Wiedziała, że jeśli się nie dowie, jaka jest sytuacja małych
pacjentów, oka nie zmruży.
- Jaki jest stan? - spytała, przyglądając się zaróżowionej
twarzyczce dziewczynki zatrutej tlenkiem węgla.
- Dobry. - Głos pielęgniarki tchnął optymizmem. -
Jeszcze dziś rano wyjmiemy rurkę z tchawicy. Odpukać, ale
wszystko jest na dobrej drodze.
- A co z Amy? Tą małą z podejrzeniem choroby
menigokowej?
- W jej przypadku na cud trzeba będzie poczekać. Kobiety
wymieniły spojrzenia. Lila kiwnęła koleżance głową na znak
podziękowania i podeszła do oszklonej ściany. Z
beznadziejnym uczuciem bezradności wpatrywała się w
drobną postać dziewczynki podłączonej do skomplikowanej
aparatury, walczącej o przeżycie.
- Nie powinnaś być już w łóżku?
Spodziewała się usłyszeć ten głos. Zanim przemówił, stuk
obcasów, znajomy zapach płynu po goleniu zapowiedział jego
tchnącą opiekuńczością obecność.
- Zamiast leżeć w domu i zastanawiać się, co się z tymi
maleństwami dzieje, wolałam przyjść się dowiedzieć.
- Doskonale cię rozumiem.
Stali przez chwilę wpatrzeni w Amy, modląc się w duchu.
A nuż to coś pomoże?
- Też już idziesz? Declan potrząsnął głową.
- Muszę jeszcze zostać jakaś godzinę. Ale na noc wracam.
A ty?
- Ja mam teraz kilka nocy oddechu - odrzekła Lila i
ziewnęła szeroko. - Lepiej już pójdę. Dobranoc, Declanie, a
może powinnam powiedzieć dzień dobry"?
- Dobranoc wystarczy.
Pożegnanie było chyba najtrudniejszą chwilą tej nocy. Na
studiach nauczono ją radzić sobie z nagłymi przypadkami,
ofiarami wypadków, ale na takie chwile nie można nikogo
[ Pobierz całość w formacie PDF ]