[ Pobierz całość w formacie PDF ]
oczy, porażona promieniami zachodzącego słońca. Gardło
miała wyschnięte i obolałe, ręce unieruchomione
kroplówkami.
Ktoś głaskał ją po głowie. Usłyszała znajomy głos:
- Już po wszystkim, najdroższa. Odzyskujesz
przytomność. Jesteś w szpitalu. Będziesz zdrowa.
Nie wymawiaj pochopnych życzeń, bo mogą się
sprawdzić, powiedział kiedyś Clem. Rzeczywistość przyznała
mu rację, bo oto, gdy otworzyła oczy, w świetle fluoryzującej
lampy ujrzała nad sobą uśmiechniętą twarz Jeremy'ego.
- Jeremy? - wystękała zdumiona.
- Tak, to ja. Jestem przy tobie i już nigdy więcej nie
pozwolę ci odejść.
- Co się stało? - spytała słabym głosem.
- To było pęknięcie śledziony. Zapalenie węzłów
chłonnych powoduje czasem takie powikłania. Czuję się
wobec ciebie okropnie winny.
I masz po temu wiele powodów, pomyślała.
- Powinienem był już dawno pojechać po ciebie, nie
pozwolić, żebyś tkwiła w środku dzikiego buszu, pod opieką
prowincjonalnego konowała. Bardzo cię za to przepraszam.
Olivia nie odpowiedziała. Zaczęła zamiast tego odtwarzać
w pamięci wydarzenia ostatnich dni. Wszystko nagle stało się
jasne. Uporczywy ból w barku i napady mdłości w oczywisty
sposób świadczyły o wewnętrznym krwotoku. Ból w dole
brzucha, który brała za objaw zatrucia, był spowodowany
groznym powiększeniem i krwawieniem śledziony. Ale
diagnoza dopiero teraz była tak jasna i oczywista. Nikt nie był
winny temu, co się stało. Na pewno nie Clem, któremu nie
pozwoliła się zbadać, ani nawet doktor Humphreys, którego
częściowo zwiodła.
No i teraz leży w szpitalu, mając u boku Jeremy'ego, który
nagle przyjął rolę zatroskanego narzeczonego. Czysta
komedia. Ku osłupieniu Jeremy'ego Olivia nagle zaczęła się
śmiać. Odskoczył do tyłu jak oparzony.
Olivia na zmianę to przytomniała, to znów zapadała w
niebyt. Raz odniosła wrażenie, iż widzi twarz Clema. Był
mizerny, w oczach błyszczały mu łzy, wokół oczu widniały
głębokie zmarszczki. Bardzo chciała mu opowiedzieć, jak się
czuje, lecz otrzymany przed chwilą zastrzyk przeciwbólowy
właśnie zaczynał działać i język się jej plątał.
- Nic nie mów - szepnął Clem i położył jej delikatnie
palec na ustach. - Nie wolno ci się męczyć.
Po obudzeniu się uznała tamto za sen, bo przy łóżku miała
znów Jeremy'ego.
- Jak się czujesz, kochanie? Strasznie długo spałaś.
- Która godzina?
- Dochodzi siódma. Czekałem, aż się obudzisz. Wrócę
teraz do hotelu, żeby coś zjeść. To był męczący dzień. - A
więc znów zaczyna narzekać. Wcale go nie prosiła, by
przyjeżdżał. - Ale mam dla ciebie dobrą wiadomość - ciągnął.
- Rozmówiłem się z lekarką, i za parę dni zostaniesz
przewieziona do Melbourne. Znajdziesz się z powrotem wśród
swoich. Od razu poczujesz się lepiej.
- A ty będziesz mógł szybciej podjąć pracę - dodała
uszczypliwie.
- Nie kłóćmy się, Olivio. Nie wracajmy do tego, co było. -
Ucałował ją pospiesznie w policzek. - Dobranoc, kochanie.
Wrócę z samego rana.
Olivia skinęła głową. Musi mu powiedzieć, że
niepotrzebnie traci czas, lecz w tej chwili nie ma na to siły.
Siostra Jay wprawnie zmieniała opatrunek. Była to
fachowa pielęgniarka w średnim wieku, o trochę surowym,
staroświeckim podejściu do pacjenta. Po skończonym zabiegu
otuliła Olivię kołdrą i z uśmiechem powiedziała:
- Wyglądasz dziś znacznie lepiej. A napędziłaś nam nie
lada strachu - powiedziała, wychodząc z pokoju, by za
moment wrócić z pytaniem: - Masz gościa, czujesz się na
siłach?
Olivia z rezygnacją skinęła głową. Czego on znowu chce?
Jednakże w drzwiach stanął bynajmniej nie Jeremy, tylko
zmęczony, wymizerowany Clem.
- Wyglądasz, jakbyś sam wymagał szpitalnego leczenia -
zauważyła z uśmiechem.
- Dali mi pokój przy gabinecie lekarskim, całkiem
wygodny, ale hałaśliwy. W sobotę bankietowali do czwartej
rano.
- Przyłączyłeś się?
- Tylko na chwilę, bo żadna z dziewczyn nie przypadła mi
do gustu - odparł zaczepnie, siadając na brzegu łóżka. - A
mówiąc serio, to głównie pętam się po korytarzu, czekając,
kiedy Jeremy wreszcie sobie pójdzie. Raz udało mi się do
ciebie wejść, ale byłaś nie całkiem przytomna.
A więc to nie był sen. Rzeczywiście go widziała.
- Jaki mamy dzisiaj dzień? - spytała.
- Wtorek.
- I wciąż tu jesteś? Dlaczego? - Natychmiast jednak
uświadomiła sobie, że Charlotte wróciła do Sydney.
- O tym właśnie chciałem z tobą porozmawiać.
- Nie, nie teraz, bardzo cię proszę! - zawołała, cofając
rękę, którą trzymał w dłoni, i odwracając głowę.
- Rozumiem, jesteś zmęczona. Czy mogę przyjść pózniej?
I co mi z tego? - pomyślała z goryczą. Chciała jednak
usłyszeć, co będzie miał do powiedzenia. Dowiedzieć się
prawdy, nawet najbardziej bolesnej.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]