[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Był na próbie, która odbyła się zaraz po kolacji - rzekła jedna z
dziewcząt tłoczących się przy drzwiach.
- Tak, ale przybiegł zasapany - powiedziała marszcząc brwi Audiva. -
Pamiętam, jak dostało mu się za to od Brudegana,
- Masz obowiązek informować mnie zawsze, kiedy wracasz - odezwała się
Dunca nie udobruchana w najmniejszym stopniu.
Menolly zawahała się, a następnie pokiwała głową na znak zgody. Nie
było sensu wykłócać się z kimś takim jak Dunca. Kobieta najwyrazniej
postanowiła, że nie polubi Menolly i będzie się jej czepiać z byle powodu.
- Kiedy się umyjesz i odziejesz przyzwoicie - ton Dunki wskazywał, że
nie wierzyła, aby Menolly była do tych dwóch rzeczy zdolna - zejdziesz do nas.
Chodzcie, dziewczęta. Nie ma powodu, abyście opózniały własny posiłek.
Dziewczęta posłusznie wyszły z pokoju. Większość z nich patrzyła na
Menolly z taką samą dezaprobatą jak Dunca. Tylko Audiva mrugnęła okiem
zachowując przy tym poważny wyraz twarzy. Potem uśmiechnęła się i znów
przybrała wyuczoną, obojętną minę.
Gdy Menolly opatrzyła stopy, umyła się szybko, ubrała i odnalazła małą
jadalnię, dziewczęta już prawie skończyły posiłek. Jak jeden mąż spojrzały na nią
krytycznie, a Dunca szorstkim gestem wskazała jej puste miejsce. Jak jeden mąż
śledziły ją, tak że czuła się wyjątkowo niezręcznie żując i przełykając. Jedzenie
było wiórowate, a klah zimny. Udało jej się zjeść wszystko. Wymamrotała
podziękowanie. Wpatrywała się w talerz. Dopiero teraz zauważyła na tunice
plamy po owocach. A więc miały powód, żeby się gapić. W dodatku, gdyby
wyprała to okrycie, nie miałaby niczego na zmianę, z wyjątkiem starych ubrań z
okresu pobytu w jaskini.
Mimo że spożyła posiłek nadal czuła głód. Jaszczurki ogniste czekały na
jadło! Wątpiła, aby Dunca okazała zrozumienie, ale odpowiedzialność za
przyjaciół natchnęła ją odwagą.
- Przepraszam bardzo, trzeba nakarmić jaszczurki. Muszę pójść do
Silviny...
- Dlaczego miałabyś zawracać głowę Silvinie podobnymi głupstwami? -
zapytała oburzona Dunca. - Czyż nie wiesz, że Silvina jest gospodynią całej
siedziby Cechu? Jej czas jest cenny! A jeśli nie umiesz zajmować się tymi
stworzeniami jak należy...
- Pani przestraszyła je dziś rano.
- Nie mam zamiaru znosić podobnego zamieszania codziennie i pozwalać,
żeby latały jak im się podoba strasząc dziewczęta.
Menolly powstrzymała się od zwrócenia uwagi, że to jej wrzaski
pobudziły zwierzęta do lotu.
- Jeśli nie potrafisz się sama nimi zajmować... Gdzie one teraz są? -
Rozejrzała się niespokojnie. Jej oczy mało nie wyskoczyły z orbit ze strachu.
- Czekają, aż je nakarmię.
- Dziewczyno, nie bądz bezczelna. Możesz być córką Pana Morskiej
Warowni, ale póki jesteś w siedzibie Cechu i pod moją opieką, musisz
zachowywać się odpowiednio. Ranga nie ma tutaj znaczenia.
Menolly na pół rozbawiona, na pół zdegustowana podniosła się od stołu.
- Czy mogę odejść? Proszę, zanim jaszczurki przylecą tu po mnie...
To wystarczyło. Dunce nagle zaczęło się spieszyć, żeby Menolly wyszła z
domu. Któraś z dziewcząt zachichotała, ale Menolly nie zauważyła, czy była to
Audiva czy ktoś inny. Podniosło ją nieco na duchu, że nie tylko ona poznała się
na hipokryzji Dunki.
Gdy wyszła na rześkie powietrze poranka, zdała sobie sprawę, jaki zaduch
panował w domostwie. Obejrzała się przez ramię. Wszystkie okiennice, z
wyjątkiem tych od jej pokoju, były starannie zamknięte. W trakcie wędrówki
przez obszerny dziedziniec pozdrawiali ją wesoło rolnicy udający się na pole oraz
uczniowie śpieszący do swoich mistrzów. Poszukała wzrokiem jaszczurek
ognistych i ujrzała jedną kołującą ku ziemi w okolicy bocznego skrzydła budynku
pracowni. Pozostałe uczepiły się gzymsów nad kuchnią i salą jadalną.
W drzwiach kuchni stał Camo z wielką michą w zgięciu lewej ręki. W
prawej dłoni trzymał kawał mięsa usiłując zwabić jaszczurki.
Przebyła już połowę drogi, gdy uświadomiła sobie, że dzisiaj chodzi się
jej znacznie łatwiej. Była to jedna z niewielu dobrych rzeczy, które ją jak dotąd
spotkały. Abuna złościła się na Camo, że chce zwabić gady, podczas gdy
powinien nosić płatki zbożowe do jadalni (jaszczurki jadły tylko w obecności
Menolly). A potem zwierzęta spłoszyły się, gdy uczniowie i czeladnicy wypadli z
sali, wypełniając dziedziniec krzykami i figlując w drodze na poranne lekcje.
Menolly na próżno rozglądała się za Piemurem. W pewnej chwili na podwórzu
zrobiło się pusto, jeśli nie liczyć kilku starszych czeladników. Jeden z nich
zatrzymał się koło niej, pytając surowo, dlaczego włóczy się sama po dziedzińcu.
Kiedy odparła, że nie otrzymała żadnych instrukcji, oświadczył, że z pewnością
powinna iść na lekcję z innymi dziewczętami. Polecił jej udać się tam
natychmiast. Wskazał część budynku nad arkadami. Menolly domyśliła się, że
tam właśnie zbierały się dziewczęta.
Gdy dotarła do pokoju nad łukowatą bramą, dziewczęta ćwiczyły już
gamy z czeladnikiem, który zganił ją za spóznienie, polecił wziąć instrument i
starać się dogonić pozostałe.
Wymamrotała przeprosiny, odnalazła cenną gitarę i zajęła swoje miejsce.
wiczenie było tak proste, że pomimo bolącej ręki nie sprawiało jej trudności.
Nie można było tego samego powiedzieć o pozostałych.
Właściwe układanie palca wskazującego na strunach wydawało się
przerastać możliwości Pony; palec stale się ześlizgiwał. Talmor, czeladnik,
pokazywał jej cierpliwie inne rozwiązania, ale nie mogła dość szybko ich
opanować, aby nie wypaść z rytmu ćwiczenia. Menolly pomyślała, że Talmor
odznacza się niebywałą wprost cierpliwością. Przebierała leniwie palcami wzdłuż
gryfu gitary. To było trochę niewygodne, jeśli komuś zależało na tempie, ale na
pewno nie takie trudne, jakby na to wskazywało zachowanie Pony.
- Skoro tak dobrze sobie z tym radzisz, Menolly, może zademonstrujesz
nam to ćwiczenie. W tempie... - Talmor podyktował rytm.
Menolly trzymała się prosto, nie poruszając głową. Petiron nie znosił
muzyków, którzy niepotrzebnie poruszali ciałem pomagając sobie w utrzymaniu
rytmu. Zagrała wedle polecenia. Audiva przyglądała się jej z niezwykłą uwagą.
Pona i inne dziewczęta siedziały nadąsane.
- A teraz układaj palce w tradycyjny sposób - powiedział Talmor,
ustawiając się koło Menolly z oczami utkwionymi na jej rękach.
Menolly wykonała ćwiczenie. Skinął jej krótko głową, popatrzył na nią z
nieodgadnionym wyrazem twarzy, a potem polecił Ponie spróbować jeszcze raz,
w wolniejszym tempie. Za trzecim razem dziewczynie udało się nie popełnić
błędu. Uśmiechnęła się z ulgą, zadowolona z sukcesu.
Talmor dał im kolejne wskazówki, a następnie wyjął kopię jakiegoś
utworu muzycznego. Menolly były uszczęśliwiona tym urozmaiceniem. Petiron
uważał się - jak mawiał - za harfiarza nauczyciela, a nie za artystę zabawiającego
publiczność. Menolly poznała więc zaledwie jeden czy dwa utwory pozbawione
charakteru pomocy dydaktycznej i nic ponad to. Pan Morskiej Warowni wolał
śpiewać niż słuchać i większość utworów grano dla niego.
W dużych siedzibach, jak powiedział jej kiedyś Petiron, lubiano słuchać
muzyki w porze obiadu i wieczorami, gdy zabawiano się raczej rozmową niż
śpiewem.
Utwór nie był trudny. Menolly od razu to zauważyła, przebiegając
wzrokiem nuty i poruszając palcami struny w paru miejscach, które wydawały się
bardziej kłopotliwe do odtworzenia.
- Dobrze, Audivo, zobaczymy, jak sobie dzisiaj z tym poradzisz - rzekł
Talmor uśmiechając się zachęcająco.
Audiva przełknęła ślinę. Jej zdenerwowanie zdumiało Menolly. Zdziwiła
[ Pobierz całość w formacie PDF ]