[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wieczorem, są bowiem dla nas zarezerwowane miejsca w hotelu i bilety do teatru,
lecz nie widzę powodów do pośpiechu. Jeśli wyjedziemy o szóstej rano, zdążymy
moim samochodem na godzinę ósmą. Nie chciałbym w nocy pozostawiać dworu
bez opieki.
Bigos i panna Wierzchoń przez chwilą aż zaniemówili ze zgrozy. A potem
krzyczeli na przemian:
— Chce nas pan pozbawić kulturalnej rozrywki? Mamy okazję pójść do te-
atru, a pan nam to uniemożliwia? Żyjemy jak pustelnicy w tym strasznym dworze,
świata bożego nie widzimy, a pan nam odbiera jedyną okazję rozrywki kultural-
nej! Dworu nikt nie wyniesie na plecach, zamkniemy drzwi i okiennice.
— Rzecz w tym, że przenikają przez zamknięte drzwi — zaoponowałem.
— Co? — zdumiała się panna Wierzchoń. — Więc pan naprawdę wierzy w du-
chy? O, Boże — złożyła ręce jak do modlitwy. — I takich ludzi mianują kusto-
szami muzeów prowincjonalnych.
— Pani też słyszała głosy — odciąłem się.
Panna Marysia parsknęła cichym śmiechem. A koleżanka Wierzchoń, rozsier-
dzona do ostateczności, wzięła się pod boki i rozpoczęła dłuższe przemówienie:
— A owszem. Słyszałam owe „głosy”. Ale dlaczego słyszałam? Bo mam słaby
charakter, od dzieciństwa uważano, że łatwo poddaję się wpływom innych ludzi.
Można mi zasugerować różne rzeczy i poglądy. Pan, panie kustoszu — wyciągnę-
ła w moim kierunku wskazujący palec, jak oskarżyciel w sądzie — pan stworzył
w naszym dworze atmosferę niesamowitości i grozy. I w tej atmosferze usłysza-
łam „głosy”. Nie tyle usłyszałam, ile wydawało mi się, że je słyszę. Lecz pan za to
odpowiada. Tylko pan. A może pragnie pan, abyśmy złożyli skargę do dyrektora
Marczaka, że pozbawia nas pan rozrywek kulturalnych i straszy nas pan duchami?
Kolega Bigos nie groził. Spróbował przemówić mi do rozsądku:
— Jaką mamy gwarancję, panie kustoszu, że nawet wyjeżdżając o szóstej ra-
no, zdążymy jutro na godzinę ósmą? Przecież sam pan wie, z jaką szybkością jeź-
dzi pana samochód. Wciąż grozi katastrofą. Po co się narażać? Po co ryzykować?
Czy nie lepiej jeszcze dziś, spokojnie pojechać do Łodzi i zamieszkać w hotelu?
Tym bardziej, że Wydział Kultury opłacił już nasz pobyt i nawet kupiono bilety
do teatru. Chce pan Skarb Państwa narazić na straty za nie wykorzystane miejsca
w hotelu, za puste miejsca w teatrze?
Czułem się pokonany. Pokornie pochyliłem głowę.
— Dobrze. Pojedziemy dzisiaj do Łodzi.
70
Skończyliśmy obiad i pożegnawszy się z panną Marysią, szybkim krokiem
ruszyliśmy do dworu. Szczególnie śpieszyło się pannie Wierzchoń, która chcia-
ła przed wyjazdem zrobić sobie odpowiednią fryzurę. Również i kolega Bigos,
zazwyczaj tak lekceważący własny wygląd, tym razem zapragnął odprasować
spodnie.
Te przygotowania zajęły im dużo czasu. Lecz, mimo że w starym dworze cze-
kało na mnie sporo zajęć, spędziłem ten czas na jałowych rozmyślaniach w krześle
przed kolbuszowskim biurkiem. Tępo wpatrywałem się w głowę Wergilego i wysi-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]