[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Tak, wiem. To ja znalazłem ten list w archiwach.
Och, w takim razie zapewne mo¿e mi ojciec powiedzieæ coS
wiêcej na ten temat stwierdziÅ‚ Indy.
Byrne wzruszył ramionami.
Nie ma zbyt wiele do powiedzenia. Dlaczego s¹dzi pan, ¿e
zwój znajduje siê w jaskini?
OsobiScie wcale nie wiem, czy on tam jest. Ale doktor Camp-
bell zdaje siê przekonana, ¿e wÅ‚aSnie tam go znajdziemy. Uwa¿am,
¿e to logiczne miejsce do rozpoczêcia poszukiwañ. To Grota Merli-
na, podobnie jak Niniana. Prawda?
Wyraz twarzy Byrne a zmieniÅ‚ siê, jego rysy nabraÅ‚y twardych
cech czÅ‚owieka, który caÅ‚e ¿ycie spêdziÅ‚ obci¹¿ony powa¿n¹ odpo-
wiedzialnoSci¹ za religijne postêpowanie swoich parafian.
To Grota Rwiêtego Niniana powiedziaÅ‚ stanowczo. Tych,
którzy nazywaj¹ j¹ Grot¹ Merlina, na pewno nie chciaÅ‚by pan spo-
tkaæ.
Och, dlaczego nie?
WydawaÅ‚o siê, ¿e temat ten wprawia Byrne a w zakÅ‚opotanie.
Ksi¹dz odpowiedziaÅ‚ szybko:
Mo¿e porozmawiamy o tym pewnego dnia.
Indy wzi¹Å‚ w usta kês potrawy i zastanawiaÅ‚ siê nad t¹ maÅ‚omów-
noSci¹ miejscowego proboszcza.
Czy wie ksi¹dz, dlaczego ojciec Mathers nigdy nie wysÅ‚aÅ‚ tego
listu do Watykanu?
* Jest to szkocka potrawa narodowa (przyp. tłum.).
Jak ju¿ powiedziaÅ‚em, pewnego dnia porozmawiamy o tych
wszystkich sprawach.
W tej samej chwili mer podniósÅ‚ siê z miejsca i wybawiÅ‚ ich z nie-
zrêcznego milczenia. WygÅ‚osiÅ‚ typow¹ mowê powitaln¹ poSwiêcon¹
Deirdre i jej matce, ich zasÅ‚ugom dla tutejszego spoÅ‚eczeñstwa, a tak-
¿e temu, jak bardzo odczuwano brak obydwu kobiet. Nastêpnie przed-
stawiÅ‚ wszystkim Indy ego i podarowaÅ‚ mu szkock¹ spódniczkê. Mer
podniósÅ‚ j¹ do góry i obróciÅ‚ wolno dokoÅ‚a, na jego twarzy pojawiÅ‚
siê szeroki uSmiech. Indy usÅ‚yszaÅ‚ dochodz¹ce go chichoty i dostrzegÅ‚
zbli¿aj¹ce siê do siebie gÅ‚owy oraz zakrywane dÅ‚oñmi usta. RmiaÅ‚ siê
ze wszystkiego, nie maj¹c pewnoSci, co wÅ‚aSciwie byÅ‚o takie Smieszne.
Ten kilt, profesorze Jones, to podarunek od mieszkañców
Whithorn; tak siê skÅ‚ada, ¿e jest to tak¿e tartan rodu Campbellów
wyjaSnił mer.
Indy przyj¹Å‚ spódniczkê.
Dziêkujê. Nie mam pewnoSci, co oznacza ten wzór, ale wpa-
dÅ‚em na pewien pomysÅ‚. Wszyscy znowu siê rozeSmieli, a Indy
popatrzyÅ‚ na Deirdre. Dziewczyna uSmiechnêÅ‚a siê, ale jej twarz byÅ‚a
czerwona ze wstydu. Naprawdê bardzo to jest Å‚adne dodaÅ‚ Indy.
Pocz¹tkowo nie byÅ‚em caÅ‚kowicie pewien, czy jest to rzeczywiScie
mój styl, ale im bardziej siê jej przygl¹dam, tym bardziej mi siê po-
doba.
MiÅ‚o nam to sÅ‚yszeæ odezwaÅ‚ siê mer. Proszê j¹ dla nas
przymierzyæ, dobrze?
Indy skrzywiÅ‚ siê.
Pan ¿artuje.
Proszê siê nie krêpowaæ odezwaÅ‚ siê jakiS krzepki, brodaty
mê¿czyzna przy s¹siednim stole. WstaÅ‚ z miejsca i Indy zobaczyÅ‚ jego
spódniczkê. No ju¿, chÅ‚opcze. Zaprowadzê ciê na zaplecze i bê-
dziesz mógÅ‚ siê tam przebraæ.
Indy popatrzyÅ‚ na Deirdre i spostrzegÅ‚, ¿e dziewczyna kiwa gÅ‚o-
w¹ zachêcaj¹co. WzruszyÅ‚ ramionami i poszedÅ‚ za mê¿czyzn¹. Gdy
siê ju¿ przebraÅ‚, spojrzaÅ‚ w lustro na swoje odbicie. PodniósÅ‚ poÅ‚y
spódniczki, odsÅ‚aniaj¹c swoje owÅ‚osione uda. Potrz¹sn¹Å‚ gÅ‚ow¹ z nie-
dowierzaniem.
Gdy ponownie znalazÅ‚ siê na sali, wszyscy podnieSli na niego oczy.
Ku jego zdziwieniu, Deirdre wstaÅ‚a z miejsca, podeszÅ‚a i wziêÅ‚a go
pod ramiê. TÅ‚um wykrzykiwaÅ‚ radoSnie, kiedy razem wracali do stoÅ‚u.
Teraz jesteSmy ubrani jak blixniaki mrukn¹Å‚ Indy.
Deirdre pochyliÅ‚a siê ku niemu i wyszeptaÅ‚a mu prosto w ucho:
Teraz wygl¹da pan jak prawdziwy mê¿czyzna, profesorze Jones.
Dobrze wiedzieæ. MogÅ‚aS wystrychn¹æ mnie na dudka po-
wiedziaÅ‚, gdy zajêli znowu swoje miejsca. I mów do mnie po pro-
stu Indy, dobrze?
Indy powiedziaÅ‚a gÅ‚oSno, jak gdyby wsÅ‚uchiwaÅ‚a siê
w brzmienie tego imienia.
Nagle caÅ‚y pub wypeÅ‚niÅ‚y dxwiêki, do wnêtrza bowiem wkro-
czył zespół kobziarzy ubranych w spódniczki. Indy rozpoznał dwu
z nich, braci Carla i Richarda, których najêli do pracy w jaskini.
Dziêkujê, ¿e doprowadziÅ‚eS wszystko do koñca powiedziaÅ‚a
Deirdre.
Ich oczy spotkaÅ‚y siê i Indy poczuÅ‚, ¿e przez przepaSæ, jaka ich
dzieliła, został przerzucony most. W tej chwili do zespołu kobziarzy
doÅ‚¹czyÅ‚o kilka mÅ‚odych dziewcz¹t w tartanach. RozpoczêÅ‚y trady-
cyjny szkocki taniec. Indy dotkn¹Å‚ dÅ‚oni Deirdre. Skin¹Å‚ gÅ‚ow¹ w kie-
runku tañcz¹cych dziewcz¹t.
Czy właSnie to robiłaS kiedyS?
Co masz na mySli mówi¹c kiedyS robiÅ‚am?
DosÅ‚ownie poderwaÅ‚a siê z krzesÅ‚a i daÅ‚a znak przyjaciółkom.
Wszystkie doÅ‚¹czyÅ‚y do mÅ‚odszych dziewcz¹t. Indy obserwowaÅ‚, jak
Deirdre, z rêkami na biodrach, jednym kolanem uniesionym wyso-
ko, utrzymuj¹c równowagê na drugiej stopie, fikaÅ‚a nogami i wiro-
waÅ‚a przy upajaj¹cych dxwiêkach kobzy.
Nie mógÅ‚ oderwaæ od niej oczu. CzuÅ‚ siê tak zadurzony, jak szcze-
niak nie widz¹cy Swiata poza swoj¹ pierwsz¹ dziewczyn¹. Mo¿e spra-
wiÅ‚a to szkocka whisky, szalone dxwiêki kobzy, uroda Deirdre.
Wszystko naraz.
11. Grota Merlina
Herbaty, profesorze Jones?
Indy podniósÅ‚ wzrok na Lily, gospodyniê, i skin¹Å‚ gÅ‚ow¹. WolaÅ‚-
by na Sniadanie kawê, wiedziaÅ‚ jednak, ¿e nie ma takiej mo¿liwoSci.
Podobnie byÅ‚o z reszt¹ posiÅ‚ku: grzanki okazaÅ‚y siê chrupi¹ce tylko
po jednej stronie, jajka sadzone płynne na wierzchu, a twarde od
spodu. MógÅ‚ to wszystko albo zaakceptowaæ, albo rozpocz¹æ dysku-
sjê na temat gotowania, co o siódmej rano wydawaÅ‚o siê gorszym
pomysÅ‚em ni¿ zjedzenie tego, co zostaÅ‚o ju¿ podane.
ObserwowaÅ‚, jak jêdzowata kobieta w Srednim wieku, zawsze nosz¹-
ca szlafrok i lokówki, nalewa mu pół fili¿anki herbaty, nastêpnie dolewa
do tego mleka i stawia mu przed nosem miseczkê z kostkami z melasy.
Dziêkujê wzi¹Å‚ jedn¹ kostkê, odÅ‚o¿yÅ‚ j¹ jednak z powrotem, gdy
kobieta odeszła. Zwykle do herbaty nie dodawał ani cukru, ani mleka,
nauczyÅ‚ siê jednak podczas swoich podró¿y, ¿e lepiej dostosowaæ siê do
lokalnych obyczajów, ni¿ zmieniaæ je z powodu swoich indywidualnych
potrzeb. W ten sposób wszystko było łatwiejsze, a dzisiaj, w pierwszym
dniu prac, Indy pragn¹Å‚, by sprawy ukÅ‚adaÅ‚y siê pomySlnie.
Po chwili zeszła Deirdre.
Dzieñ dobry, Indy.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]