[ Pobierz całość w formacie PDF ]
skoczyć.
- Zaskoczyć? - Charlotte zmusiła się do uśmiechu.
- Tak, i nie sądzę, by to miała być przyjemna niespodzianka. Na szczęście jestem o
krok przed nim. Jest w tym wiele historii rodzinnej, Charlotte, która cię nie zainteresuje.
Powiem ci tylko, że trudności w łapaniu go przez ostatnie tygodnie nie miały nic wspól-
nego z tą ziemią. Jemu chodziło o przynętę na mnie.
- Przynętę?
- Nieważne. Chcę tylko, żebyś nie była zaskoczona, jeśli podczas spotkania dojdzie
do konfrontacji czy nawet ostrych słów. W żadnym wypadku nie wolno ci wpadać w pa-
nikę ani wzywać pomocy. Spodziewam się problemów i jestem na nie przygotowany.
Wszedł do sali konferencyjnej, a ona pozostała z gonitwą myśli w głowie. Usiadła
przy stoliku ustawionym w korytarzu bezpośrednio pod salą, oparła głowę na dłoniach i
próbowała przeanalizować wydarzenia ostatnich kilku dni, by zastanowić się, czy znaj-
R
L
T
duje jakikolwiek fakt, który mógł uprawdopodabniać to, co przed chwilą powiedział jej
Nikos. Z pewnością Nikos się mylił. Ale Paulos też nie wyraził się o nim najlepiej...
Mylili się obydwaj, była tego pewna.
Nadszedł Zander i Charlotte wbiła w niego pytające spojrzenie. Gdyby nie to, że
była z nim w łóżku tej nocy, gdyby jej nie przytulał do siebie, gdyby nie dotykał jej tak
czule... Ale to, co zobaczyła przed sobą teraz, zdawało się potwierdzać domniemania
Nikosa: Zander przypominał człowieka gotującego się do śmiertelnej walki. Był w gar-
niturze - Charlotte widziała go w tym stroju po raz pierwszy - w najciemniejszym z moż-
liwych odcieni szarości, z nieco jaśniejszym, choć nadal szarym, krawatem. Tak ubierają
się ludzie idący na pogrzeb, przemknęło jej przez głowę. Do tego wszystkiego był nadal
nieogolony i z jego twarzy biła jakaś bezczelność i nieliczenie się z nikim i niczym. Jej
oczy błagały go o choćby krótki uśmiech, jedno mrugnięcie okiem, jakieś zakamuflowa-
ne odniesienie do wydarzeń ostatniej nocy, ale on patrzył na nią wzrokiem niezna-
jomego.
- Już wszedł? - spytał.
Kiwnęła głową, a on przeszedł obok biurka, zapukał raz, ale zdecydowanie w
drzwi i nie czekając na odpowiedz, otworzył je. W drzwiach Charlotte dostrzegła Nikosa,
stojącego przed swoim bratem blizniakiem po raz pierwszy w życiu.
Dzięki Bogu, Nikos ostrzegł ją, by nie reagowała w żaden paniczny sposób, bo
choć nie słychać było wyzwisk, to jednak brutalność słów, jakie dolatywały zza ściany,
była niepowszednia. Potem nastąpił zgrzyt mebla przesuwanego po podłodze i gdyby nie
absolutny nakaz jej szefa ignorowania wszystkiego, zadzwoniłaby w tym momencie do
niego, by się upewnić, czy wszystko jest w porządku.
Wbrew wszelkiej nadziei czekała jednak na to, że z sali wyjdzie za chwilę dwójka
braci pogodzonych ze sobą. Ale nic takiego najwyrazniej nie miało się zdarzyć.
Drzwi otworzyły się w końcu. Zander udał się w ich kierunku, kiedy spadły na
niego gniewne słowa Nikosa:
- Nie wyjadę z Ksanos! - mówił podniesionym głosem, jakiego nigdy wcześniej u
niego nie słyszała. - Będę tu tak długo, jak będzie mi się podobać. Mam tu jeszcze wiele
do znalezienia.
R
L
T
- Powiedziałem ci wszystko, co chciałem powiedzieć - odparł Zander, cedząc sło-
wa przez zęby.
Charlotte dojrzała go w przejściu i przeraziła się. Zobaczyła, jak garnitur marszczy
mu się na plecach niczym sierść zjeżona u dzikich kotów, gdy gotują się do skoku. Zo-
baczyła dłonie - te dłonie, które tak czule gładziły ją parę godzin temu - teraz instynk-
townie zwijające się w pięści. Chciała go zatrzymać, rzucić mu się na szyję i błagać, by
się uspokoił, no ale tego jednego nie mogła zrobić pod żadnym pozorem. Tymczasem to,
co mówił Zander, kazało jej otrzezwieć i skonstatować, że jednak ją oszukiwał, mówiąc
o miłej niespodziance dla brata:
- Nigdy nie będzie między nami więzi braterskiej! Nie mam brata, tak jak nie mia-
łem matki. Zostawiłeś mnie z tym..., a teraz wracasz tu jak wielkie panisko!
- A miałem jakiś wybór? - odparł, nadal krzycząc Nikos, choć w jego głosie było
zdecydowanie mniej nienawiści.
- %7łyłeś jak rozpieszczony synalek swojej bogatej rodzinki, a teraz wracasz tu jak
syn marnotrawny, przekonany, że przyjmą cię z otwartymi rękami, co? Nic z tego! -
krzyczał Zander. - Nie pasujesz do Ksanos, nikt cię tu nie chce. Będę budować nadal,
zbuduję klub nocny tuż pod twoim domem. Maszyny, a potem muzyka dadzą wam do
wiwatu.
- Po cholerę to robisz?
- W odwecie za całe gówno, przez które musiałem przejść, kiedy ty pławiłeś się w
luksusie. Więc jeżeli tak bardzo chcesz tu być, to zrobię wszystko, by umilić ci życie.
Zander wychodził już, kiedy Nikos krzyknął za nim:
- Co wiesz o naszej matce? %7łyje?
- Jak dla mnie umarła, kiedy wybrała ciebie. Idz jej szukać, znajdz i pokaż jej syn-
ka, którego uratowała.
- Nie uratowała - odkrzyknął Nikos. - Sprzedała mnie!
- Nie! - zaryczał Zander, w pełni przekonany, że tylko on w swoim życiu sięgnął
dna piekła i że wolałby być sprzedany samemu diabłu niż pozostawiony na jeden dzień z
tym człowiekiem, który był ich ojcem. - Uratowała cię, to się racz tym szczęściem, bra-
ciszku - drwił Zander. - Tylko trzymaj się z dala od Ksanos i ode mnie!
R
L
T
Charlotte usiadła, z wielkim trudem próbując zrozumieć, co się dzieje. Nadal są-
dziła, że Zander chciał szczerej rozmowy z bratem, ale coś w jej trakcie musiało pójść
nie tak.
Dla Zandera sprawa była zamknięta. Powiedział wszystko, co chciał powiedzieć,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]