[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wencjonalnego stylu życia. Teraz pojmuję, iż odrzuciłem cię taką, jaką w istocie
byłaś. To tak, jakbym zerwał dziki polny kwiat i oczekiwał, że rozkwitnie w cia-
snym mieszkaniu. Nic dziwnego, że nie czułaś się szczęśliwa. Przeżywałem wów-
czas w pracy wyjątkowo ciężki okres i wracałem do domu tak wyczerpany, że mo-
głem jedynie paść na łóżko.
W jej oczach zamigotało rozbawienie.
- Miałeś jednak dość sił na parę rzeczy.
Odpowiedział jej uśmiechem.
- Owszem. I wciąż pamiętam, co zarzuciłaś mi ostatnio na Sycylii. Istotnie,
traktowałem cię jak kochankę - i bardzo się tego wstydzę, cara mia. Ale zrozum, że
kobiety, które znałem przed tobą, były zachwycone, spędzając dni na zakupach z
moją kartą kredytową w ręku. Jednak ty nie użyłaś jej ani razu.
Stacy z zakłopotaniem wzruszyła ramionami.
- Mówiłam ci po wielekroć, że nie zależy mi na twoich pieniądzach. Ale nie
wiedziałam, że tak harowałeś w firmie, i do niedawna nie rozumiałam, dlaczego
praca jest dla ciebie aż tak ważna. - Przygryzła wargę. - Zbyt rzadko ze sobą roz-
mawialiśmy.
- Na to wygląda - przyznał. - Podczas ostatnich kilku tygodni na Sycylii do-
wiedziałem się o tobie więcej niż w trakcie całego naszego małżeństwa.
- Czego się dowiedziałeś?
- Tego, że jesteś serdeczna, kochająca i nadzwyczaj wielkoduszna. Pomimo
zła, jakie ci wyrządziłem, pospieszyłaś na pomoc mojej siostrze, choć musiało to
być dla ciebie bardzo trudne wyzwanie.
Zawahała się.
S
R
- Więc dlaczego do mnie przyjechałeś? - odważyła się w końcu zapytać. -
%7łeby mnie przeprosić?
Zmarszczył brwi.
- Owszem. A także, aby oznajmić ci, że nigdy nie zgodzę się na rozwód. Są-
dziłem, że już wyraziłem to jasno.
Serce radośnie podskoczyło jej w piersi, ale się opanowała.
- W gruncie rzeczy nic się nie zmieniło, Rico.
- Wszystko się zmieniło - oświadczył z niezachwianą pewnością. Wziął ją za
rękę i pociągnął za sobą. - Tym razem naprawdę rozumiem, czego pragniesz, i za-
raz ci to udowodnię.
Stacy przełknęła z wysiłkiem. W istocie pragnęła miłości, lecz Rico jak zwy-
kle nawet o tym nie wspomniał.
- Dokąd idziemy?
- Chcę ci pokazać jeszcze jedne powód, dla którego przyjechałem po ciebie
dopiero po dwóch tygodniach - rzekł nadzwyczaj z siebie zadowolony, prowadząc
ją do swego sportowego wozu.
Po krótkiej jezdzie skręcili w boczną drogę, wysadzaną drzewami, i podjecha-
li pod wielkie, imponujące domostwo. Rico zaparkował samochód, wysiedli i prze-
szli jeszcze kawałek pieszo.
- Twierdziłaś, że cię nie rozumiem. Oto dowód, że się mylisz - oznajmił
triumfalnym tonem. - Wiem, że uwielbiasz angielską wieś, ale nie możesz przecież
mieszkać w domku mniejszym od przeciętnej łazienki. Proponuje więc kompromi-
sowe rozwiązanie.
- Nie rozumiem - powiedziała, spoglądając na niego ze zdziwieniem. Potem
przeniosła wzrok na piękną georgiańską rezydencję. - Co ten dom ma wspólnego z
nami?
- Jest nasz - oznajmił Rico rzeczowym tonem właściciela nieograniczonego
konta bankowego i uśmiechnął się promiennie, zachwycony sobą i swoim wybo-
S
R
rem. - Lubisz tę okolicę, więc kupiłem ci tutaj posiadłość. Nie mów teraz, że cię nie
rozumiem. - Popatrzył na nią z radosnym oczekiwaniem. - Jesteś zadowolona?
- Nie - wycedziła przez zęby. - Prawdę mówiąc, mam ochotę cię udusić.
Spojrzał na nią skonsternowany.
- Cosa? Nie podoba ci się ten dom?
- Oczywiście, że mi się podoba. Jest piękny.
- Więc w czym rzecz?
- W tym, że wbrew temu, co sądzisz, dowiodłeś po raz kolejny, że kompletnie
mnie nie rozumiesz - odrzekła głosem nabrzmiałym tłumionymi emocjami. - Nie
chodzi o rezydencję ani osiedlenie się na wsi, tylko o partnerstwo i wspólne podej-
mowanie decyzji. Właśnie tego pragnę. Nie chcę, by ofiarowywano mi dom, nawet
najpiękniejszy. Chcę, abyśmy razem dokonywali wszelkich wyborów.
Rico zesztywniał, warknął coś pod nosem i ruszył szybko ścieżką w kierunku
parku.
Stacy osunęła się na najbliższy trawnik i wybuchnęła rozpaczliwym szlo-
chem. Oboje tak bardzo się od siebie różnią! Rico nigdy jej nie zrozumie.
Płakała, dopóki nie zabrakło jej łez. Wówczas podniosła głowę i ujrzała sto-
jącego przed nią Rica.
- Nigdy mi się z tobą nie udaje, co? - rzucił z goryczą. - Na Sycylii urządziłem
dla ciebie pracownię i spodziewałem się, że będziesz zachwycona, tymczasem wy-
glądałaś na tak urażoną, jakbym wyrządził ci jakąś krzywdę. A teraz wybrałem ten
dom, ponieważ sądziłem, że ci się spodoba. Przecież uwielbiasz angielską wieś.
Tak bardzo się staram cię zrozumieć, że stało się to już niemal moją obsesją. Za-
niedbuję firmę i pojawiam się w niej tak rzadko, że moi pracownicy prawie mnie
już nie rozpoznają.
Otarła oczy grzbietem dłoni.
- Rico...
- Być może powinnaś zrozumieć jedno. Nie przywykłem do kobiet podejmu-
S
R
jących decyzje wraz ze mną, tylko do takich, które na mnie polegają. Od śmierci
ojca decyduję za moją babkę, matkę i siostrę. Oczekiwałem, że dostosujesz się do
tego. Lecz ty jesteś inna. Wciąż nie potrafię cię pojąć, ale nauczę się tego, gdyż
chcę, by nasze małżeństwo przetrwało.
- Ale przecież nie jestem kobietą, jakiej szukasz - wyjąkała.
- Przeciwnie, jesteś moim ideałem.
Oblała się rumieńcem.
- Nie mówię o łóżku.
- Ani ja. Możesz wierzyć lub nie, ale w gruncie rzeczy podoba mi się, że je-
steś taka nieprzewidywalna. %7łe kupuję ci dom, a ty go odrzucasz.
Stropiła się nagle.
- Jest piękny...
- Sprzedam go i razem wybierzemy inny.
Popatrzyła na rezydencję, a potem znów na męża.
- Wybieram ten. Podoba mi się.
Przez jego przystojną twarz przemknął cień irytacji.
Chwycił Stacy za rękę i podniósł z trawnika.
- Czy już ci mówiłem, że jesteś najbardziej przekorną i wkurzającą kobietą,
jaką kiedykolwiek spotkałem? - Potarł dłonią czoło. - Wybacz, trochę się uniosłem.
- Kiedy zobaczyłam pracownię, wyglądałam na urażoną, gdyż sądziłam, że
urządziłeś ją jedynie ze względu na Chiarę - wyjaśniła.
- Myślałem wyłącznie o tobie... o nas. Chciałem w ten sposób odzyskać twoje
względy.
W oczach znów stanęły jej łzy.
- Tak bardzo się starasz, ale to wszystko jest daremne.
- Dlaczego? - zapytał zdesperowany. - Powiedz mi, co mam zrobić, żeby się
nam powiodło.
Otarła łzy.
S
R
[ Pobierz całość w formacie PDF ]