[ Pobierz całość w formacie PDF ]

mu żadne rany. Rany pojawiały się stopniowo, podczas kolejnych
brawurowych akcji. Dlatego teraz, gdy nachodziła go senność,
natychmiast korzystał z okazji i przykładał głowę do poduszki.
Przypuszczalnie jego dawni kompani nie rozpoznaliby go w tym
zmęczonym żołnierzu, który zarabiał na życie, strzegąc wielkiej
spółki naftowej przed złodziejami i handlarzami narkotyków.
Czuł się znacznie starszy, niż na to wskazywała jego metryka.
Właściwie powinien być wdzięczny losowi za to, że w ogóle żyje.
Wielu jego przyjaciół przeniosło się już na tamten świat.
Tuż przed porą lunchu, kiedy przechodził koło gabinetu
Sariny, znów zobaczył ją pogrążoną w rozmowie z Ramirezem.
Coś tych dwoje wyraznie łączy, byli sobie bardzo bliscy, ale nie
zachowywali się jak kochankowie. Sarina siedziała skupiona, z
rękami skrzyżowanymi na piersi. Jeżeli utrzymywała z Latynosem
intymne kontakty, starała się z tym nie afiszować.
Rodrigo... tak, Rodrigo stanowi zagadkę. Spytawszy o niego
Huntera, Colby dowiedział się, że facet jest Meksykaninem, który
pracuje jako oficer łącznikowy między Eugene'em Ritterem a
należącą do syna Eugene'a, Cabe'a Rittera, firmą produkującą
sprzęt wiertniczy. Zaskoczyło to Colby'ego. Ramirez nie pasował
mu do obrazu człowieka tkwiącego za biurkiem. Poza tym miał
dziwne uczucie, jakby już go kiedyś spotkał.
Sarina podała Rodrigowi papierową teczkę i wstała.
- To wszystko, co udało mi się zdobyć. - Jej głos odbijał się
niczym echo od ścian korytarza.
- Ja też mam trochę informacji - oznajmił Ramirez. -
Przegram ci na CD. A wracając do spraw osobistych, powinnaś się
przeprowadzić. Tam, gdzie mieszkasz, Bernardette może stać się
łatwym celem.
- Potrafię się zaopiekować własnym dzieckiem. A
przeprowadzka nie wchodzi w grę. Dobrze wiesz dlaczego.
- Pomogę ci, Sarino. Uniosła rękę.
- Nie, dziękuję. Same sobie poradzimy. Zresztą jest już o
wiele lepiej.
- Dlaczego nie chcesz mnie słuchać? - spytał zniecierpliwiony.
- Gdzie indziej byłabyś bezpieczniejsza.
- Ale ja uwielbiam ryzyko. - Roześmiała się wesoło. - Poza
tym jest to najważniejsze zadanie, jakie kiedykolwiek
wykonywaliśmy.
- To prawda - przyznał - ale nie podoba mi się, że się
narażasz. %7łe możesz znalezć się na linii ognia.
- Wiem, ale to mój wybór. Moja decyzja.
- Cholera, nienawidzę takich upartych bab... - Urwał na
widok zbliżającego się intruza, po czym wstał. - Mogę panu w
czymś pomóc, panie Lane? - spytał urzędowym tonem, w którym
pobrzmiewał lekki hiszpański akcent.
Colby zerknął na Sarinę.
- Chciałem spytać o coś pannę Carrington. Ale to nic
pilnego; może poczekać.
- Wracam do roboty;.. - Rodrigo spojrzał na zegarek. -
Zadzwonię do ciebie.
Sarina skinęła głową. Kiedy znikł za drzwiami, przeniosła
wzrok na Colby'ego.
- Słucham?
- Co on miał na myśli, mówiąc, że Bernardette może stać się
łatwym celem?
Sarina uniosła brwi.
- Przepraszam, ale nie bardzo rozumiem, co cię obchodzi
moja córka?
- Byliśmy kiedyś małżeństwem, więc... Wybuchnęła gorzkim
śmiechem.
- Miewałam bóle głowy trwające dłużej niż to małżeństwo.
Nie zamierzał dać za wygraną.
- O co chodzi z tym łatwym celem? - powtórzył.
- Mieszkamy w domu komunalnym - odparła. - W dzielnicy
dla najuboższych. A w takich dzielnicach zwykle grasują gangi.
Wczoraj, kiedy Bernie siedziała na werandzie, doszło do
strzelaniny na ulicy. Nasz sąsiad, młody chłopak, został ranny.
Colby skrzywił się.
- Dlaczego akurat tam mieszkasz?
Nie miała zwyczaju wtajemniczać obcych w problemy
zdrowotne córki. Na przykład tego dnia, gdy Colby nakrzyczał na
Bernardette, wieczorem poszły spać, a w nocy Bernie dostała
ataku i trzeba było wiezć ją na ostry dyżur. Wszystko przez
Colby'ego, lecz on o tym nie wie.
- W dzielnicy zamieszkanej przez białych moja córka za
bardzo by się odróżniała.
Zmrużył oczy.
- Nie wykręcaj się od odpowiedzi, Sarino. Dlaczego
mieszkacie wśród biedoty? Twój ojciec miał miliony. Zmarł jakieś
sześć lat temu, ty byłaś jego jedynym dzieckiem...
- Zgadza się, ale tych milionów nie mam - oznajmiła chłodno.
- Musiał ci coś zostawić. Nie odezwała się.
- No dobrze. - Zmienił taktykę. - W takim razie ojciec
dziecka powinien ci płacić alimenty.
Wzruszyła ramionami.
- Hunter wspomniał, że to jakiś Latynos - ciągnął Colby. -
Facet na pewno ma krewnych albo przyjaciół. Odnalezienie go nie
powinno być problemem.
Dzięki ci, Phillipie, za drobne kłamstwo, pomyślała w duchu.
Za tego Latynosa.
- Wracaj do roboty, Colby. Nie mam czasu na pogaduszki.
- Skąd Bernardette wiedziała o mojej ręce?
- Liczył na to, że Sarina, zaskoczona pytaniem, poda mu
prawdziwą odpowiedz. Bo ta, którą dał mu Hunter, nie trzymała
się kupy.
- O ręce?
Czyżby się nie orientowała? Nie słyszała żadnych plotek?
Zmarszczył czoło.
- Tak. Wiedziała, że... że zostałem ranny w rękę. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pumaaa.xlx.pl
  •