[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Skrzyżowano szable. Po drugim skrzyżowaniu szabla d Artagnana utkwiła w sercu
Riberaca. Oficer padł martwy na ziemię.
Zwycięstwo nie dało d Artagnanowi satysfakcji, wyciągnął pistolet z siodła. Lufa była
zatkana kółeczkiem drewna. D Artagnan wyciągnął kołek, a następnie rulonik papieru
welinowego.
W takim wypadku mówił do siebie nie mogę sobie pozwolić na błędy.
Następnie rozwinął rulon i znalazł trzy arkusiki, złożone i zszyte w połowie. Z treści
przekonał się, że był to testament Franciszka Thounenina z Dompt. Zrodkowa kartka była
owym kodycylem do testamentu, a więc ta, o którą tu chodziło. Dwie zewnętrzne kartki
schował do kieszeni, pozostałą zwinął i zatrzymał w ręce.
Te rozumował muszą być zniszczone. Pierwszy arkusz, którego treść nie grozi
niczym, musi być dostarczony madame de Chevreuse, jako dowód wykonania poleceń .
Dosiadł konia i ruszył w stronę Paryża. Zatrzymał się w najbliższej oberży. W głównej
izbie palił się ogień w kominku. D Artagnan podszedł bliżej i rzucił dwa zmięte arkusiki
welinu na pastwę płomieni. Poczekał aż papier obrócił się w popiół i podszedłszy do
gospodarza rzekł:
Monsieur, jakiś kilometr drogi stąd leży umarły człowiek. On pochodzi z bogatej
szlacheckiej rodziny i był faworytem kardynała de Richelieu. Radzę ci posłać po ciało i
zawiadomić o tym władze. Alę zapomnij, żeś mnie kiedykolwiek widział.
D Artagnan wskoczył na konia ponownie i oddalił się w kierunku stolicy. Misję swoją
spełnił, nie był jednak w humorze, czuł się przygnębiony. Myślał nawet o tym, by po
przyjezdzie do St. Sulpice zamówić dziesięć mszy żałobnych za duszę Riberaca. Dłużej się
jednak zastanowiwszy, przyszedł do przekonania, że jedna msza wystarczy. Zrobi ona swoje i
za dziesiątą część kosztów.
O piątej po południu, przy niepewnej pogodzie d Artagnan wjeżdżał do ogrodu pałacyku
Heleny de Sirle. Brama była otwarta na oścież, jak gdyby go oczekiwano. W tej chwili padły
pierwsze krople deszczu. Pachołek przyskoczył do niego i zaopiekował się koniem, następnie
zjawił się lokaj.
Czy zastałem pannę de Sirle? zapytał. Jestem d Artagnan, porucznik muszkieterów.
Zechce pan łaskawie wejść do salonu! zaprosił go lokaj.
D Artagnan podążył za lokajem. Wszystko tu było tak, jak opisywał Atos. Tym razem
muszkieter miał się na baczności. Bacznie śledził wszystkie zakątki i postanowił zachować
wszelką ostrożność. Piękno tego saloniku nakazywało mu tym większą ostrożność. A jednak
kiedy gospodyni zameczku ukazała się, d Artagnan zawahał się, nie chcąc dopuścić do głowy
myśli, by osóbka ta miała tyle złego w sobie.
Panna de Sirle była piękną, i młodą. Młodszą, aniżeli określał ją Atos. Doprawdy była
jedną z najpiękniejszych istot, jakie muszkieter w życiu swym spotkał.
Pan życzył sobie, mnie widzieć? zapytała niskim, dzwięcznym głosikiem.
Tak, pani. Mam zaszczyt być dostawcą listu Jego Eminencji kardynała Richelieu.
Ach! Spojrzała na niego mile uśmiechnięta. To pan chce widzieć moją siostrę,
Helenę. Ja jestem Eugenia de Sirle. %7łałuję bardzo, że siostry nie ma, pojechała do Paryża dziś
rano i jeszcze nie wróciła. Zechciej mi dać list, położę na jej biurku.
Nie posiadając żadnych instrukcji co do sposobu doręczenia listu, d Artagnan wręczył
pismo Eugenii.
83
Chwileczkę, monsieur, jeśliś łaskaw. Panna de Sirle zniknęła za drzwiami,
obdarzywszy gościa tak słodkim uśmiechem, że d Artagnan stanął oniemiały. Czy ten
uśmiech przyrzekał cokolwiek? Instynktownie zakręcił wąsa, otarł kurz ze srebrnych lam i
czekał z bijącym sercem.
Niebezpieczeństwa nie było. Jego nazwisko nie wywarło na pannie żadnego wrażenia.
Widocznie nie słyszała o nim.
Stanowczo zdecydował nie jestem głupcem. Kiedy kobieta patrzy na mnie, łatwo mi
doczytać się czegoś, jeśli oczywiście wzrok ten coś mówi. Jeżeli zaraz opuszczę ten dom, co z
tego za korzyść? Jestem w obozie wroga, zasadą jest korzystać z okazji w takich wypadkach.
A co za okazja...
Urwał rozmyślanie. Zdecydował, że jednak jest osłem. A przecież panna nie dawała mu
spokoju. Imaginacja pracowała szybko. Jej oczy... %7łe nie była damą, o której opowiadał mu
Atos, sprawiało mu wielką radość.
Trzeba przyznać, że d Artagnan po przyjezdzie do Paryża nie próżnował. Przystojny, mile
widziany, w okresie, kiedy impuls więcej aniżeli dyskrecja dominowały w arystokracji,
korzystał z okazji.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]