[ Pobierz całość w formacie PDF ]

kiedykolwiek. %7łeby kazała mi przestać się miotać i dołożyła do tego pogardliwe
wybałuszenie oczu. Ale nic z tego. Jeszcze jedno wierzgnięcie nogami i kolejny jęk.
Wypowiedziałam słowa, których nie mogłam powiedzieć mamie, bo uwięzły mi w gardle
tego lipcowego dnia, gdy ciężarówki przedarły się przez barykadę, i pozostały we mnie,
blisko serca, jak coś, co zawsze tam było.
Znów miałam pięć lat i lekko wbiegałam po schodach. Mama nie czekała już na
lekarzy, słyszała, że przychodzą tylko do bogaczy. Otworzyła drzwi do swojego pokoju.
Podbiegłam, żeby się do niej przytulić, ale ona założyła mi na twarz maskę i zaciągnęła mnie
na ulicę, wołając łamiącym się głosem do kierowcy ciężarówki, żeby się zatrzymał. Złapałam
się skrzynki na listy, a mama szybko wracała do domu, bojąc się choćby mnie pocałować.
Oplotłam ramionami drewnianą skrzynkę, ale oderwali mnie i załadowali do ciężarówki, a
moje ciało zwiotczało w uścisku starszej kobiety.
- Proszę - błagałam teraz Arden, zamknęłam oczy i kołysałam w rytm swoich słów.
Ponownie ścisnęłam jej rękę. - Nie zostawiaj mnie. Potrzebuję cię.
Kiedy nie zareagowała, przyłożyłam głowę do poduszki i rozpłakałam się. Możliwe
że nigdy nie poczuje się lepiej. Może nigdy nie wyruszymy razem w drogę do Kalifii.
Kilka godzin pózniej obudziło mnie oślepiające światło. Ktoś stał w drzwiach i
świecił mi latarką prosto w twarz. Postać zmieniła pozycję i skierowała strumień światła na
ziemię. Przetarłam oczy i usiłowałam jakoś wytłumaczyć sobie obecność drobnej sylwetki.
Mogła mi sięgać nie wyżej jak do biodra. Potargane włosy opadały jej na ramiona, a obfita
spódniczka baletowa pyszniła się wokół jej talii.
Zamrugałam, ale postać wciąż tam była, prawdziwa, nie pozostałość mojego snu.
- Jak masz na imię? - szepnęłam do dziewczynki, licząc na to, że jako moja wizja
rozpłynie się w ciemności. - Cofnęła się. - Chodz, chodz do mnie. - Wyciągnęłam rękę, żeby
ją przywołać. Ale zanim zdążyłam coś dodać, uciekła ledwie oświetlonym korytarzem.
Usiadłam na łóżku, już całkiem przytomna. Nie miałam pojęcia, jak mała
dziewczynka znalazła się w tym męskim obozie, ale wiedziałam, że muszę za nią pójść.
Przeszłam przez próg i śledziłam, jak znika w tunelu ledwie widoczna w słabym świetle.
- Zaczekaj! - zawołałam. - Wracaj! Nagle zniknęła za zakrętem, którego się nie
spodziewałam.
Patrzyłam na pusty korytarz. Tunel zakręcał, więc poszłam wyznaczaną przez niego
trasą, starając się nie zbliżać do czarnych otworów w ścianach, za którymi znajdowały się
sypialnie chłopaków. Dziewczynka była wciąż przede mną, jej tutu podskakiwało i opadało,
gdy biegła. Tunel rozwidlał się, a ona skręciła w nieoświetloną odnogę. Szłam za nią, szybko
przebierając nogami.
- Nic ci nie zrobię - szepnęłam przywołująco - Zatrzymaj się, proszę.
Poruszałam się szybko, lżej niż w poprzednich dniach. Dobrze było się podnieść,
poruszać i z każdym metrem mój umył uspokajał się, myślałam tylko o swoim oddechu.
Zobaczyłam małą figurkę niedaleko przed sobą. Potem tunel zakręcił ponownie i ujrzałam
nad sobą rozgwieżdżone niebo.
Dziewczynka pobiegła między drzewa, wydając łobuzerski pisk, jakby to wszystko
było świetną zabawą. Szłam za nią, dopóki nie dotarła na drugą stronę wzgórza i nie
zanurkowała pod wysokie krzaki. Pochyliłam się, żeby złapać oddech, bo wysiłek zaczął
dawać o sobie znać. Kiedy podniosłam głowę, zdałam sobie sprawę, że zniknęła. Byłam
sama. W ciemności. Poza norą.
Nie mogłam iść dalej, to byłaby głupota, gdybym włóczyła się po lasach i śledziła
dziewczynkę wśród wzgórz. Gdyby udało mi się wrócić do tunelu, mogłabym obudzić Caleba
i powiedzieć mu, że dziewczynka jest sama, na zewnątrz. Ale kiedy się odwróciłam,
widziałam tylko cienie. Cofnęłam się w kierunku drzew, ale las był gęsty. Liście trzeszczały
mi pod stopami. Nade mną szumiały gałęzie. Kiedy dotarłam do miejsca, gdzie jak mi się
wydawało, było wejście do tunelu, zastałam tylko skaliste zejście do jeziora.
Odwróciłam się i pobiegłam na drugą stronę lasu, w przeciwną stronę. Wrócił do
mnie ten moment nad rzeką, ciężkie krople deszczu na mojej skórze, żołnierze idący po mnie
z pistoletami w dłoniach. Zobaczyłam przed sobą plecy Caleba, własną twarz na ulotce,
usłyszałam wypowiedziane przez Arden słowa:  Ty należysz do Króla . Jak mogłam być na
tyle głupia, żeby wyjść z nory i błąkać się po lesie w środku nocy, podczas gdy żołnierze
wciąż mnie szukali? Przecież zostałam już ostrzeżona.
Trzy metry nade mną wznosiło się zbocze wzgórza. Biegłam tak szybko, że prawie
się z nim zderzyłam. Chyba byłam z przeciwnej strony wzgórza, ale było zbyt ciemno, żebym
mogła być pewna. Postanowiłam okrążyć wzniesienie z nadzieją, że dotrę do omszałego
wejścia, ale wtedy usłyszałam coś za sobą. Nie miałam czasu na ucieczkę. W jednej chwili
poczułam mocny uścisk na ręce.
- Co ty tu, do cholery, robisz? - syknął Leif i pociągnął mnie z powrotem. W świetle
gwiazd prawie nie widziałam jego wykrzywionej twarzy. Usiłowałam wyszarpnąć się z jego
uścisku, ale złapał mnie jeszcze mocniej. - Mówiłem, że masz nie wychodzić na zewnątrz.
- Wiem - powiedziałam mimo bólu w nadgarstku - Przepraszam. - Bałam się
powiedzieć coś więcej. Bałam się nawet oddychać.
- Kto ci pozwolił wyjść? - warknął. W wyrazie obrzydzenia uniósł górną wargę i
pokazał wyszczerbione przednie zęby. - Caleb?
- Nie, biegłam za jakąś dziewczynką. Wybiegła na zewnątrz i zniknęła gdzieś tam, ale
ja&
- Mała dziewczynka? - roześmiał się Leif, ale zabrzmiało to bardziej jak warknięcie. -
W obozie nie ma małych dziewczynek.
- Sprawiasz mi ból - poskarżyłam się, lecz nie zwolnił uścisku wielkiej łapy na moim
szczupłym nadgarstku.
Pociągnął mnie ze sobą, a jego kroki dudniły. - Postąpiłaś głupio, wychodząc. Nie bez
powodu trzymam straż. O tej porze jesteśmy najbardziej bezbronni. Szczególnie odkąd wy tu
jesteście.
- Wiem - przyznałam, ale nie mogłam już znieść uścisku. Kiedy wlókł mnie na drugą
stronę wzgórza, poczułam, że krew odpłynęła mi z miejsca, gdzie przyciskał mi palce do
ciała.
W końcu odpuścił. Przystanął przy zarośniętym mchem kopcu i żołądek skurczył mi
się na myśl o tym, co może mi zrobić. Ale on pociągnął do góry właz i odkrył przede mną
jeszcze jedno wejście do tunelu.
- Widziałem wieczorem żołnierzy - powiedział powoli, żebym zrozumiała każde
słowo. - W tej okolicy nie było ich od miesięcy. Teraz byli. Szli po tamtym zboczu. - Wskazał
ręką na góry wyrastające zza drzew.
Czekał, aż coś powiem, zareaguję, może przeproszę, ale kiedy otworzyłam usta, nie
wydostały się przez nie żadne słowa.
- Idz do środka, już - warknął. - Nie chcemy, żeby cokolwiek złego stało się naszej
Eve, prawda? - Oczy miał jak zimny czarny marmur przezierający z wnętrza czaszki.
- Nie. - Odwróciłam wzrok, gdy na mnie patrzył. - Nie chcielibyśmy. - Weszłam do
tunelu szczęśliwa, że się go pozbędę.
- Twoja sypialnia jest po prawej stronie, trzecie wejście - rzucił, kiedy opuszczał za
mną pokryty mchem właz i znów zamknął mnie w ciasnym korytarzu.
Kiedy dotarłam do swojej jamy, z ulgą popatrzyłam na znajomą twarz Arden
jaśniejącą w bladym świetle. Cały czas się trzęsłam, a serce waliło mi w piersi. Tak szybko [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pumaaa.xlx.pl
  •