[ Pobierz całość w formacie PDF ]
oparzeniu. Myślałam, że śpi, ale nagle usłyszałam jej szept.
- Julie, to ty? Wszystko mnie boli. Jest tu mój ojciec? -
zapytała. Wyglądała mizernie.
- Alice... nie śpisz? Przepraszam, obudziłam cię.
- Nie, nie mogę spać. Boję się zamknąć oczy, bo non stop mam
koszmary.
- Usiądę tu na chwilę obok ciebie - zaproponowałam i
przysunęłam krzesło do łóżka przyjaciółki. -Twojego ojca tu nie
ma. Rodzice mówili, że był przy tobie cały czas...
- Wiem, czułam przez sen, że ktoś trzyma mnie za rękę... Julie,
jak to możliwe, że przeżyłyśmy? Co z Oskarem? Słyszałam, jak
pielęgniarki mówiły, że jeszcze jakiś chłopak ocalał.
- Tak, to Oskar. Nie wiem dokładnie, jak on się czuje, ale żyje.
- Julie, powiedz mi, jak znalezliśmy się przed domem?
Przecież spałam z Oskarem na górze...
- Patrick tam przyszedł. Pamiętam go - odpowiedziałam i
wciąż analizowałam treść własnych słów.
- Patrick! Patrick Varner?! Twój...? - powiedziała z
niedowierzaniem Alice. - Nie mój, ale tak, on...
- Co on tam robił?!
- Nie wiem, Alice. Zawsze zjawia się znikąd. Pamiętasz
wypadek na lodowisku? Nie mówiłam ci tego wcześniej* ale
widziałam go pózniej na nagraniu. Kamera go uchwyciła. On
mnie chyba śledzi...
- Nie wiem, czy cię śledzi, czy jest psycholem, ale chyba
uratował nam życie.
- Chyba tak.
- Gdzie leży Oskar, w którym pokoju? - zapytała Alice.
- Rodzice przenieśli go do innego szpitala, do miejscowości, w
której mieszkają. Nic mu już nie grozi -uspokajałam Alice.
- Nie mogę uwierzyć, że wszyscy zawdzięczamy życie
Patrickowi Yarnerowi. Jak mu się odwdzięczymy?
Byłam ciekawa, czy jeszcze go kiedyś spotkam, a je-
żeli tak, to w jakich okolicznościach. Na pewno nie był
psycholem, przecież wszedł w sam środek pożaru i nas uratował.
Dla mnie był bohaterem.
Gdy wracałam do swojego pokoju, znów odniosłam wrażenie,
że ktoś jest na korytarzu. Może to Patrick. Przyzwyczaiłam się
już, że pojawia się znikąd.
- Patrick, to ty? - powiedziałam niepewnie. Nie wierzyłam
jednak, że usłyszę jakąkolwiek odpowiedz.
- Nie, to nie Patrick - nagle ktoś odezwał się ochrypłym,
głębokim głosem.
Aż podskoczyłam ze strachu. Zabrzmiało to dość złowieszczo.
Ten ktoś stał za moimi plecami tak blisko, że słyszałam, jak
oddycha. Odległość musiała być naprawdę niewielka. Bałam się
odwrócić. Na całym korytarzu nie paliło się żadne światło, a na
środku byłam tylko ja i ktoś obcy, czający się za moimi plecami.
Chciałam biec. Nie odwracać się, tylko uciec i schować się pod
kołdrę. Ale ten ktoś jakby znał moje zamiary, jakby je
przewidywał. Nawet nie zdążyłam zrobić jednego kroku, jak
obcy mężczyzna stal już przede mną, zagradzając mi drogę.
Zaczęłam trząść się ze strachu. Czułam serce w gardle. Nie
mogłam oddychać. Nogi odmówiły mi całkowicie
posłuszeństwa, jakby mnie ktoś wbił w ziemię albo polał
cementem stopy i unieruchomił. W ciemności nie potrafiłam
rozpoznać rysów jego twarzy. Wiedziałam tylko, że stal przede
mną bardzo wysoki mężczyzna. Głowę miał lekko przechyloną w
bok i przyglądał mi się uważnie.
- To nie Patrick - powtórzył.
- W takim razie, kim jesteś?
- Spotkaliśmy się już kiedyś, nie pamiętasz? Wtedy też się
mnie bałaś. Nie chciałaś popatrzeć w lusterko. Pomyślałaś: Ma
potworną, poparzoną twarz, poproszę go z obojętna miną o kurs
do akademika". I tak zrobiłaś.
Początkowo nie zrozumiałam, o czym ten mężczyzna do mnie
mówi, ale szybko sobie przypomniałam. To był taksówkarz.
Kierowca, który pierwszego dnia mojego pobytu w Nowym
Jorku podwoził mnie do akademika. Samo to wspomnienie
spowodowało, że oblały mnie zimne poty. Ten facet znał moje
myśli i potrafił bardzo szybko się przemieszczać. Zledził mnie i
chyba chciał mnie skrzywdzić.
- Nie muszę cię śledzić, żeby wiedzieć gdzie jesteś. Na resztę
twoich domysłów odpowiedz brzmi tak"...
Gdy wypowiedział te słowa, tak jak stałam, tak nagle
osunęłam się bezwładnie na podłogę. Nie czułam bólu, ale
nieznajomy taksówkarz wysysał ze mnie siły i całkiem zawładnął
moim ciałem.
- Kim jesteś? - zdążyłam jeszcze zapytać.
- Zostaw ją, Drake! - usłyszałam inny głos, dobiegający z
końca korytarza. Ale już nie mogłam zareagować.
- O proszę, przyszedł ukochany braciszek Patricka! Szukasz
guza? - powiedział nieznajomy mężczyzna. Drwiący uśmiech nie
znikał z jego twarzy.
- Ona niczego nie wie, nawet się nie domyśla, jest niewinna,
przestań, słyszysz?!
- Gdzie zgubiłeś brata? Nie przyszedł ratować swojej miłości?
- zapytał z ironią.
- Zaraz przyjdzie.
- A no tak, on nie potrafi przemieszczać się w ciągu kilku
sekund. Poczekamy na niego i damy mu możliwość popatrzeć,
jak jego dziewczyna umiera - powiedział Drake.
Stał nade mną, ale najwidoczniej na razie przestał wysysać ze
mnie życie. Dało mi to parę minut na zebranie sił. Poczułam się
lepiej. Wszystkie zmysły mi się wyostrzyły. Wzrok stał się
doskonały. Teraz, mimo panujących ciemności, mogłam
przyjrzeć się obojgu. Wysoki mężczyzna miał poparzoną twarz,
tak jak ten kierowca... Czoło miał mocno wysunięte, brwi bardzo
gęste. Najbardziej charakterystyczne były jednak jego oczy. W
taksówce nie zwróciłam na nie uwagi. Teraz spostrzegłam, że
byty czarne jak węgiel albo smoła. Były pozbawione białka.
Kiedy mu się przyglądałam, stał do mnie bokiem. Mogłam
zobaczyć swoje odbicie w jednej z wielu szpitalnych szyb,
znajdujących się za nim.
Oniemiałam. Wydawałam się sobie teraz zupełnie inna. Włosy
nabrały jakiegoś blasku. Były jaśniejsze niż zwykle. Cała byłam
jaśniejsza. Skóra nabrała mlecznej barwy, a oczy niesamowitego
intensywnie morskiego koloru. Nigdy takich nie miałam!
Patrzyłam na siebie jak na obcą osobę. Spod moich dłoni również
wydobywało się jasne światło. Cala się świeciłam! Jakby moją
skórę pokrywało milion brylancików.
Najwidoczniej Drake też to zauważył, bo natychmiast skupił
uwagę na mnie. Tym razem nie wiedzieć czemu ironiczny
uśmiech zniknął z jego twarzy. Zamiast niego pojawiło się
zdziwienie i jakby złość. Niczego nie rozumiałam. Popatrzyłam
na siebie, a potem na innych. W głowie szukałam odpowiedzi.
Może ktoś mi wreszcie wyjaśni, co się tu dzieje?!", pomyślałam.
Wtedy na korytarzu pojawiła się następna osoba. To był
Patrick. Słyszałam go, jak biegł w stronę szpitala. Słuch też
miałam najwidoczniej doskonały. Powietrze zrobiło się parne.
Czułam, że jest mi gorąco. Kim byli ci ludzie? Kim ja jestem?
Czemu nagle, gdy mojemu życiu zagraża niebezpieczeństwo, coś
się ze mną dziwnego dzieje? Skąd się bierze ta moja wewnętrzna
siła? Czemu nie pojawiła się podczas pożaru? Niczego nie
rozumiałam. Patrick uważnie przyglądał się wszystkiemu. Chyba
poczuł ulgę, gdy zobaczył, że żyję.
- Nie chciałeś, żeby się dowiedziała kim jest? To teraz spójrz,
sam pozwoliłeś jej poznać odpowiedz - powiedział Patrick.
- Zabiję ją! - krzyknął Drake i wlepił swoje czarne oczy w
moje. - Gdzie ona jest?! - nagle krzyknął zdziwiony.
- Zniknęła, ale numer! - zauważył Patrick.
- Znajdzcie ją! Widzieliście, gdzie poszła? Thomas, gdzie ona
jest?! Odpowiadaj, słyszysz?! - warknął wściekły Drake.
- Jest tam, gdzie była. Tylko jej nie widzisz - odpowiedział
spokojnie Thomas.
- Coś jest nie tak chyba z twoim radarem. Gdyby tu była, to
[ Pobierz całość w formacie PDF ]