[ Pobierz całość w formacie PDF ]
na baczność przy stoliku i najstarszy coś zamel-
dował, a potem przechylił si do pijanego cywi-
la i poufnie mówił dalej, wykonując nawet nie-
regulaminowy ruch r ką w stron drzwi
i zapadającej nocy. M żczyzna wstał, i oficer
wstał, zagmerali wokół siebie i coś mówili, ona
podniosła ku nim jasne krótkowidzące oczy i oni
wyszli, pozostawiając przy niej pijanego cywila
w marynarce, który starał si wykorzystać ich
nową samotność na chwycenie jej piersi i wy-
mi dlenie jej przez ortalion, ale który osunął si
twarzą w przód i zamarł na blacie w nieprzy-
tomności.
l
Ona przez chwil siedziała nieruchomo, a po-
tem znów nabrała tego czegoś i podniosła łyżk
do ust, z cichym siorbni ciem, pomyślał, a po-
tem odłożyła łyżk i chwil znów na coś czekała,
i wysun ła ładną małą r k nad stół obok głowy
śpiącego i uj ła kieliszek z wódką i wypiła. Piła
tak jak jadła, małymi łykami niezgodnymi z jej
obfitym silnym ciałem, z białą szyją i nieco
obrz kłymi, nieco opuchłymi rysami, które kie-
dyś, w przyszłości, staną si po prostu t gie: ale
może przyszłości nie przewidywała. Ośmielił si
wtedy wyjść z zapitego tłumu m żczyzn, owi-
Nad wodą wielką i czystą 125
ni ty w dym i par z wilgotnych swych ubrań
i postąpił krok ku niej, a kiedy podniosła oczy
i zobaczyła go, brodatego, młodego i uśmiech-
ni tego, i zmrużyła krótkowidzące oczy, by
upewnić si dokładnie, że nie jest stąd, że nie
jest jak oni, on zakolebał si na stopach, pi ta-
palec, jak koń na biegunach, i postąpił dwa kro-
ki do tyłu, by zrozumiała.
Zrozumiała i siedziała nieruchomo, apotem zerk-
n ła na śpiącego UB-eka, i potem zaraz wykonała
taki ruch ramionami, jakby mówiła przykro mi
albo przepraszam , ale też si uśmiechn ła lek-
ko (bardzo lekko), jakby tym stąpaniem potwier-
dził jej domyślność, czy kompetencj , i drugi raz
wzruszyła, w zażenowaniu, ramionami, jakby t
kompetencj minimizowała, czy raczej uważała ją
za byle co, czy byle jaką, On pokazał jej na migi,
że wychodzi, i żeby wyszła za nim, i zobaczył, jak
ona znów mruży oczy w przelotnym przestrachu,
i jak je otwiera nadnaturalnie szeroko, że wyjdzie
za nim, bo tak trzeba, bo wypada jej tak uczynić,
skoro go (kogoś, uciekiniera, bandyt , szpiega)
wykapowała.
Wyglądał na to wszystko razem, i na dworze jej
wszystko o sobie opowiedział. Stali niezbyt da-
leko od GS-u, bo on nie chciał jej przestraszyć
nocnym cieniem i samotnością, ale nie uważał,
żeby była dzielna bo wyszła, skoro sam zakochał
si od pierwszego wejrzenia i czuł i wierzył, że
126 Perseidy
z nią stało si to samo. Była o kilka lat od niego
starsza, może nawet troch wi ksza, i stała nie-
co przyci żko w granacie powietrza i siwym po-
blasku od łuski asfaltu, i tak jak on patrzyła na
czarne wysklepienie lasu tam, gdzie było morze,
i na płaskie pole odzwierciedlające bezbarwne
nocne światło, i słyszała odgłosy nocy w prze-
rwach jego mówienia, sow , co zahukała i bar-
dzo daleki jazgot przetaczającego si nieśpie-
sznie samochodu.
l
Opowiedziała mu o sobie, nie wiedząc kiedy
i dlaczego, ni z tego ni z owego. Po prostu przy-
należał do jej rasy i mówił cicho i łagodnie o uro-
dzie świata, zamiast mówić o swoim strachu
i represjach, które go czekały, gdy go pochwycą,
a pochwycić musieli. Jej ojciec siedział już długo
w wi zieniu, złapany aż w 48 za WiN, powie-
działa, a on pomyślał, że jego ojciec odmówił
udziału w WiN-ie po pi ciu latach AK, bo, po-
wiedział, sam wojny z pistoletem nie wygram,
i miał dość, miał po prostu dość, trzeba było
ożywić życie, jakiekolwiek by być miało, a nie
utrupiać śmierć, która miała dość do roboty bez
niego, powiedział. Jej ojciec studiował przed
wojną filozofi , ale w czasie okupacji odkrył
w sobie ambicje wierszoklety, i w podziemiu
drukował, i może to go uratowało przed rozwał-
ką, a może czyjś kaprys, czy też to, że ona od ra-
Nad wodą wielką i czystą 127
zu weszła w układ z UB, że b dzie im służyła so-
bą, a była niegłupia, a przynajmniej wykształco-
na, bo studiowała na tajnych kompletach i po-
tem na Jagiellonce psychologi , tak że roz-
porządzili, by si z niej wypisała i zapisała na
AWF (była silnie zbudowana i łatwiej tam było
rozumieć, co myśli), gdzie zrobiła dyplom z cho-
dziarstwa.
Pan wie, powiedziała, chodziarze to są ci śmie-
szni ludzie, którzy pokracznie i pośpiesznie wy-
kr cają sobie biodra, kolana i stopy, idąc jak naj-
pr dzej i nie odrywając stóp od gruntu, ci co nie
mogą wpaść w kłus, bo to zakazane, wi c rolują
nogami stopa-palce, stale jedna z dwu stóp jest
na ziemi, stopy skr cają si jedna za drugą
w nieustannym do mety marszu, podobnie jak
palce klawicynisty nie odrywają si na ćwierć
sekundy od klawiszy, bo melodia by ustała,
i tym si różni chodziarstwo od biegu, czym kla-
wesyn od fortepianu, iż gdy pan biegnie, pewną
ilość czasu sp dza pan w powietrzu, oderwany
od ziemi, ma pan skrzydła, i gdy na przestrzeni
dziesi ciu dwudziestu kilometrów zliczyć by ten
czas w powietrzu, okazałoby si , że pan leciał
uwolniony, powiedziała, a ja nie, przylgni ta je-
stem do ziemi i pełzn jak robak, powiedziała.
Stałam si nawet za ci żka, by chodzić, powie-
działa, jak dorastająca baletnica może stać si za
ci żka, by tańczyć: wyrosną jej piersi i przeważą
128 Perseidy
do przodu, i po karierze. Wi c napisała prac
magisterską z chodziarstwa, była magistrem
chodziarstwa i ekspertem, i łatwo odgadła jego
stratagem, tyle że wiedzieć jak nie znaczy wie-
dzieć kto, powiedziała, ktoś dowcipny, ktoś mło-
dy, kto wcale nie wyszedł z morza, ale może roz-
płynął si w morzu, może uciekł? A wtedy win
b dzie ponosiła patrolująca wybrzeże marynar-
ka, bo ileż można upłynąć w jedną noc, i jak da-
leko jest stąd do najbliższej duńskiej wyspy Bor-
nholm? zapytała. Wtedy wziął ją za r k
i zapytał, czy jej ojciec pisze jeszcze wiersze
w wi zieniu, a gdy kiwn ła mi kkim białym
profilem na tle czarnego nieba, cofnął r k i zo-
stawił w jej dłoni zwitek tego, co pisał w jamie
nad morzem.
l
W t chłodniejszą, a przecież ciepłą noc, nie
śmiejąc patrzeć wprost ani na jej twarz, ani na
obrys ciała w szeleszczącym, poruszającym si
za każdym oddechem płaszczu, zamarzył, mil-
cząc, zobaczyć ją chodzącą. To znaczy, by zaru-
szała biodrami i podgi ła łokcie do góry i ścisn -
ła przed sobą pi ści niby tłoki u lokomotywy,
i by poszła, wykr cając stopy, pełnym szybkim
krokiem wyglądającym na toczenie si , i by jej
grube łydki (te widział) wykrzywiały si pod ko-
lanami na obie strony, jak od jazdy konno,
a piersi mi kko i ci żko zachybotały, jak nieopa-
Nad wodą wielką i czystą 129
nowane wahadła, aż zaczną si bujać tak i ją m -
czyć, by musiała przez ich ci żar przystanąć. Tak
to sobie wyobraził, i pojął, że nie myśli o jej twa-
rzy, ani o jej stopach, tylko o jej piersiach wła-
śnie, i dlatego na nią nie patrzy, żeby oczy nie ze-
ślizgn ły mu si na jej duże i wzd te piersi
w ortalionie. Coś legło mi dzy nich takiego, że
zamilkli, zrobiło si ci żko, obojgu biło serce
niepohamowanie i dławiąco, toteż ona (starsza)
odwróciła si i poszła z powrotem, pochylając
głow , a w świetle żółtomdławym z okna gospo-
dy rozwarła dłoń i spojrzała na zwitek papieru,
i rozwijając go mi dzy palcami zobaczyła, że to
są wiersze. Wtedy powiedziała, nie odwracając
si do niego, tylko patrząc w okno i majaczące
złe cienie pijanych w nim ludzi, o wagonie w le-
sie nad jeziorem, i zapytała, czy ma jakiekolwiek
pieniądze, a gdy pokr cił głową przecząco, co
odgadła, wyciągn ła z kieszeni ortalionu bilet
kolejowy i podała mu, mówiąc, że pociąg dojeż-
dża do Brodnicy, a stamtąd już jest blisko, po-
wiedziała, i dwukrotnie powtórzyła, ze wszyst-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]