[ Pobierz całość w formacie PDF ]

i położyła pacjentowi dłoń na ramieniu.  Dobrze się czujesz, skarbie?
 Tak, doskonale.
 Niczego ci nie trzeba?
 Nie, dziękuję.
Kiedy wyszła, Sandy sięgnął po swoją aktówkę.
 Patty?  spytał zdumionym tonem.
Lanigan tylko wzruszył ramionami.
 Skarbie?
Odpowiedzią był taki sam gest.
McDermott uśmiechnął się szeroko i ruszył do wyjścia. Przystanął przed
drzwiami, obrócił się i rzekł:
 Jeszcze tylko jedno pytanie. Gdzie był Clovis, kiedy zjeżdżałeś samocho-
dem z autostrady?
 W tym samym miejscu, gdzie pozostał: przypięty pasami bezpieczeństwa
do fotela pasażera. Wstawiłem mu puszkę piwa między nogi i pożegnałem się
z nim serdecznie. Miał na wargach tajemniczy uśmieszek.
Rozdział 38
Do dziesiątej rano instrukcje dotyczące sposobu przekazania pieniędzy nie
dotarły jeszcze do Londynu. Dlatego też Eva wyszła z hotelu i urządziła sobie
spacer wzdłuż Piccadilly. Nie miała żadnego konkretnego celu, z przyjemnością
wmieszała się w tłum turystów i wędrowała bez pośpiechu, oglądając wystawy
sklepowe. Trzy dni spędzone w areszcie obudziły w niej tęsknotę do zgiełku co-
dziennego wielkomiejskiego życia. Kupiła sobie na lunch zapiekankę z kozim
serem i zjadła ją z apetytem w mrocznym kąciku zatłoczonego pubu. Cieszyło ją
wszystko, i blask słońca, i głosy obcych ludzi, nie mających zielonego pojęcia,
kim ona jest. A przede wszystkim nie zwracających na nią większej uwagi.
Kiedyś Patrick relacjonował jej obszernie swoje doznania z pierwszego roku
pobytu w Sao Paulo, lecz wtedy nie mogła zrozumieć, jak przebywanie wśród
całkiem obcych ludzi może napawać dreszczem podniecenia. Teraz jednak, w tym
londyńskim pubie, sama czuła się bardziej jak Leah Pires niż Eva Miranda.
Na Bond Street jęła robić pierwsze zakupy  najpierw z konieczności, gdyż
musiała się zaopatrzyć w środki higieniczne czy bieliznę  szybko jednak poczę-
ła zaglądać do ekskluzywnych salonów, Armaniego, Versace a oraz Chanel, nie
przywiązując większej wagi do cen. Ostatecznie mogła się już zaliczyć do bardzo
bogatych kobiet.
Byłoby o wiele prościej, bez wzbudzania niepotrzebnej sensacji, zaczekać do
dziewiątej i aresztować wszystkich wspólników w biurze kancelarii. Ale nikt nie
miał pewności, że adwokaci zjawią się w pracy, co szczególnie dotyczyło Rapleya,
który tylko sporadycznie wychodził z domu.
Zapadła więc decyzja o przeprowadzeniu akcji wczesnym rankiem. Nikogo
nie obchodziło, że prawnicy zostaną poniżeni wobec swoich rodzin, a sąsiedzi
z pewnością natychmiast rozpuszczą plotki. Ustalono zatem, że najlepiej będzie
wyciągnąć adwokatów z łóżek bądz spod prysznica.
Charles Bogan otworzył drzwi w piżamie. Zaczął płakać, kiedy szeryf fede-
ralny, z którym znali się od lat, zakuł go w kajdanki. Szef kancelarii od rozwodu
309
mieszkał sam, toteż zaoszczędzono mu upokorzenia w oczach rodziny.
W domu Douga Vitrano drzwi otworzyła żona adwokata i natychmiast zaczęła
się zachowywać bardzo agresywnie. Obrzuciła obelgami dwóch młodych agentów
FBI, ci jednak zaczekali cierpliwie, aż kobieta w końcu pójdzie na górę i wycią-
gnie męża z łazienki. Na szczęście dzieci jeszcze spały, kiedy Vitrano, skutego
niczym pospolitego kryminalistę, bezceremonialnie wyprowadzili na ulicę i we-
pchnęli na tylne siedzenie samochodu. Jego żona wyszła w szlafroku na ganek
i pożegnała odjeżdżających kolejną porcją wyzwisk, zalewając się jednocześnie
łzami.
Jimmy Havarac jak zwykle padł do łóżka pijany jak bela, nawet dobijanie się
do drzwi nie przyniosło rezultatu. Agenci wrócili więc do samochodu blokującego
podjazd i tak długo wydzwaniali z aparatu komórkowego, aż prawnik w końcu
odebrał, pózniej zaś zwlókł się z łóżka i został aresztowany.
Ethan Rapley, jakby nieświadom tego, że niedawno wzeszło słońce, siedział
w swoim gabinecie i pracował nad jakimś sprawozdaniem. Nie docierały do niego
żadne odgłosy z zewnątrz. Na łomotanie do drzwi odpowiedziała żona, po czym
smętnie powlokła się na górę, żeby zanieść mężowi smutne wieści. Wcześniej
jednak ukryła rewolwer, który adwokat trzymał w szufladzie komody w sypialni.
Ten zaś, udając, że potrzebna mu para czystych skarpetek, dokładnie przetrząsnął
całą szufladę. Nie miał jednak śmiałości zapytać żonę, gdzie się podziała broń.
W głębi duszy chyba sam się obawiał, że ona powie mu prawdę.
Założyciel kancelarii adwokackiej Bogana już od trzynastu lat piastował sta-
nowisko sędziego federalnego. Mianował go senator Nye, żeby umożliwić krew-
niakowi objęcie kierownictwa firmy. Czterej wspólnicy utrzymywali bliskie kon-
takty z wszystkimi pięcioma urzędującymi sędziami federalnymi, toteż ich domo-
we telefony zaczęły dzwonić, jeszcze zanim cała czwórka spotkała się w areszcie.
O ósmej trzydzieści zatrzymanych przewieziono oddzielnymi samochodami do
gmachu służb federalnych w Biloxi i pospiesznie załatwiono wszelkie formalno-
ści z dyżurującym urzędnikiem magistratu.
Cutter wpadł w złość, dowiedziawszy się, w jakim tempie Bogan zdołał po-
wiadomić swoich wysoko postawionych popleczników. Co prawda, wcale nie li-
czył na to, że uda mu się zatrzymać czterech oszustów w areszcie aż do procesu,
niemniej ością w gardle stanęło mu wezwanie do natychmiastowego stawienia się
przed komisją magistratu. Dlatego też błyskawicznie powiadomił kilka agencji
prasowych oraz reporterów z lokalnej stacji telewizyjnej.
Stosowne dokumenty zostały podpisane w błyskawicznym tempie i cała
czwórka wyszła na ulicę. Podjęli decyzję, aby przejść pieszo kilkaset metrów do
biur kancelarii. Tuż za nimi podreptał rubaszny olbrzym uzbrojony w przenośną
kamerę oraz młody, niedoświadczony reporter, który nie był jeszcze pewien, o co
tu chodzi, gdyż przekazano mu jedynie, że zapowiada się głośna afera. Ale ża-
den z nich nie zdołał zarejestrować choćby najkrótszej wypowiedzi któregoś ze
310
wspólników. Tamci pospiesznie weszli do starej kamienicy przy Vieux Marche
i zatrzasnęli dziennikarzom drzwi przed nosem.
Charles Bogan od razu zamknął się w swoim gabinecie i zadzwonił do sena-
tora.
Prywatny detektyw, wybrany osobiście przez Patricka, już po dwóch godzi-
nach siedzenia przy telefonie odnalazł szukaną kobietę. Mieszkała w Meridian,
dwie godziny drogi na północny wschód od Biloxi. Nazywała się Deena Postell,
pracowała jako kelnerka w niewielkim barze szybkiej obsługi i dorabiała na drugą
zmianę w kasie nowo otwartego supermarketu na obrzeżach miasta.
Sandy bez trudu odnalazł wskazany bar i wszedł do środka. Przez jakiś czas
stał przed oszkloną ladą i udając, że podziwia świeżo wyłożone porcje pieczonych
piersi kurcząt oraz frytek, ukradkiem obserwował pracowników krzątających się
za kontuarem. Jego uwagę przyciągnęła mocno zbudowana kobieta o przetyka-
nych siwizną włosach i donośnym głosie. Jak reszta koleżanek, miała na sobie
firmową koszulę w pionowe biało-czerwone pasy oraz identyfikator z wydruko-
wanym imieniem Deena.
Chciał zrobić na kobiecie dobre wrażenie, toteż był w dżinsach i swetrze, bez
krawata.
 Czym mogę panu służyć?  zapytała uprzejmie.
Była dopiero dziesiąta, zdecydowanie za wcześnie na frytki z kurczakiem.
 Poproszę dużą kawę  odparł, także uśmiechając się przyjaznie.
Kelnerka puściła do niego oko, widocznie lubiła flirtować z klientami. Pod-
szedł bliżej kasy, lecz zamiast pieniędzy wyjął swoją wizytówkę.
Kobieta rzuciła na nią okiem i odsunęła na bok. Wychowywała dwoje małych [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pumaaa.xlx.pl
  •