[ Pobierz całość w formacie PDF ]
frenezja współczesnej kultury masowej ma wyprowadzić nas z getta własnej osobowości jako
czegoś danego i skończonego. Transgresja staje się artykułem równie powszechnym, jak
ogólnie dostępna oświata i opieka medyczna. Surogatem zbawienia jest możliwość bycia
kimś innym. Za pomocą przeróżnych technik możemy odmienić swoje ciało i ukształtować je
według wybranego wzoru. Strój i styl wyprowadzają nas z egipskiej niewoli codzienności.
Kiedy przeglądamy kolorowe magazyny, można odnieść wrażenie, że opowiadają one
głównie o sposobach przeistoczenia naszej osoby, począwszy od diety, otoczenia, mieszkania,
a skończywszy na przebudowie struktury psychicznej, ukrytej często pod kuszącą propozycją
bycia sobą . Jeśli mamy ochotę (i pieniądze), możemy spędzić weekend jako odkrywcy w
tropikalnej dżungli, jako poszukiwacze złota albo więzniowie obozu koncentracyjnego z
odpowiednią dietą, strojami i wyszkoloną aktorsko załogą. Skoki z mostu na gumowej linie,
sporty ekstremalne, obietnice camel trophy i marlboro country spełniają w istocie rolę
dawnych ćwiczeń duchowych i mistycznych podróży. Wszystkie aspekty człowieczeństwa
muszą zostać odkryte i zbadane, by emancypacja choć o krok mogła wyprzedzać alienację.
Wydaje się, że cała energia popkultury skierowana jest na produkcję nieskończonej ilości
gotowych do użytku wcieleń, a pojęcie fikcji powoli traci swój sens, ponieważ byty realne
splatają się w erotycznym uścisku z fantomami, a te drugie łączy z tymi pierwszymi ścisłe,
chociaż bękarcie, pokrewieństwo.
Po dwóch tysiącach lat ciało powraca z wygnania i próbuje odzyskać utracone na rzecz
ducha dziedzictwo. Ta gwałtowna rewindykacja ma w sobie bezrozumny radykalizm ludowej
rewolucji, która bardzo chętnie wszystkie stare wartości opatruje znakiem przeciwnym.
Spychana, lekceważona, pogardzana i przemilczana, cielesność staje się centrum jeśli nie
refleksji, to intuicji. Nareszcie jesteśmy właścicielami naszych organizmów, które przestały
być darem, brzemieniem czy powinnością. Możemy formować nasze psychofizyczne
powłoki, możemy przebudowywać ich wewnętrzną strukturę, możemy w końcu
zwielokrotniać nasze mentalne istnienia, by same dla siebie stanowiły interesujące
towarzystwo.
Wciągnąć coś do nosa, włożyć pod język, połknąć, zapalić czy wprowadzić do żyły to są
czynności bardzo proste i fundamentalne fizjologicznie. Banał procedury sytuuje narkotyczny
eksperyment blisko zwierzęcości. Błony śluzowe, ślina, skóra, krew, przewód pokarmowy,
wydzieliny to antypody modlitwy, medytacji, nauki i refleksji. Substancje chemiczne po
prostu wchodzą w nasze ciała, by w jednej chwili przeistoczyć je z siłą pradawnego cudu.
Zwiatłość na drodze do Damaszku objawia się jako własność powszechna. Okazuje się, że
zródłem i narzędziem przekroczenia jest cielesność. Niezależnie od tego, co byśmy sądzili na
temat rzeczywistego sensu doświadczeń narkotycznych, język ich opisu zawsze błądzi gdzieś
na pograniczu mistyki, religii i traumy, w ciemnych rejonach tremendum et fascinans, a
quasi-sakralność pierwszych doznań miesza się z demonizmem ostatnich.
Próbuję wyobrazić sobie religię świata, który nadciąga. Najprawdopodobniej będzie się
składała z niezliczonej ilości intymnych obrzędów. Historia naszego gatunku polega w istocie
na stopniowym przezwyciężaniu samotności i wszystko wskazuje na to, że ten jej rozdział
dobiega właśnie końca. Samotność wcale się nie zmniejszyła. Po prostu żyjemy w coraz
większych jej skupiskach, pielęgnując wspomnienia mitycznych epok sprzed alienacji. Na
przykład mit czasów średniowiecza albo legendę przedhistorycznej wspólnoty plemiennej.
Okazało się, że granice naszych ciał i umysłów są nieprzekraczalne. Nigdy nie będziemy kimś
innym, nigdy nie znajdziemy się gdzie indziej. Utopia społecznej rewolucji i obietnica religii
ustępują przed dobrą nowiną ekonomii, która głosi, że ewentualnie wszyscy będziemy bogaci.
Oczywiście, wspólnota ludzi bogatych jest najgorszą z możliwych wspólnot, ponieważ łączy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]