[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- To znaczy, że przynajmniej dziesięć tych węgorzy zdołało zagrzebać się w piachu i
przeżyć. Muszą tkwić tam nadal i rozwijać się - zauważył Springer.
- W takim razie najlepiej będzie je wykopać - zdecydował Kasyx.
- Nie zabijesz ich tak łatwo, nawet jeśli znajdziesz. Te istoty przez dziesięć tysięcy lat
uczyły się sztuki przetrwania w każdych możliwych okolicznościach na przekór wszelkim
przeciwnościom.
- Znajdę jakiś sposób - powiedział Kasyx. - Wierz mi, Springer - znajdę jakiś sposób.
15
Samena posłała Kasyxowi ulotny pocałunek, żegnając się z kompanią nad dachami
Del Mar. Miała wrócić wreszcie do swego ciała, po całym dniu niewoli u diabła. Henry
natomiast spieszył do swej ziemskiej powłoki, chcąc jak najszybciej spotkać się z Andreą i
sprawdzić, czy nie dostała się we władzę szatana.
Samena zawróciła w kierunku La Jolla i jak falujące widmo pognała ku
uniwersytetowi. Szpital Sióstr Miłosierdzia, biały gmach otoczony cedrami libańskimi,
górował nad autostradą, a w jego oknach odbijały się pobliskie wzgórza, niebo i
przejeżdżające samochody. Samena czuła, jak przyzywa ją jej ciało, skryte gdzieś w szpitalu.
Pozwoliła, by ten zew wskazał jej drogę przez dach, betonowe podłogi kolejnych
kondygnacji, przewody elektryczne i wentylacyjne. W końcu znalazła się w izolatce na
czwartym piętrze, gdzie spoczywała, pogrążona w śpiączce, podłączona do kroplówki z
roztworem soli i elektronicznych czujników mierzących nieprzerwanie rytm jej serca,
oddechu, ciśnienie krwi i impulsy krążące w mózgu.
Była dopiero szósta trzydzieści rano, lecz jej babka czuwała przy łóżku. Na stoliku
obok stała do połowy opróżniona filiżanka z kawą - babka musiała spędzić w ten sposób całą
noc. Ta zrzędliwa, irytująca kobieta, która całe swe życie zbudowała wokół telewizyjnych
seriali, czuwała przy niej, modliła się za nią, od kiedy nie odzyskała przytomności.
Samena zawahała się przez chwilę. Scena była tak wzruszająca. Babka nie odzywała
się wcale, siedziała tylko ze złączonymi dłońmi i oczami zaczerwienionymi od łez i
zmęczenia.
Powoli, cicho i niezauważalnie, Samena wśliznęła się do ciała Susan. Czaszka
zamknęła w sobie jej lotny umysł, znowu była sobą. Odczekała z zamkniętymi oczami, wczu-
wając się w mięśnie, nerwy, w krew krążącą w żyłach i tętnicach, w przytłumione bicie serca.
Wrażenie powrotu do fizycznego ciała, po tak długim bytowaniu jedynie w sennej postaci,
było naprawdę niezwykłe. Zupełnie jak ubranie się w pięć płaszczy, sześć rękawiczek,
podszyte futrem buty i grubą wełnianą maskę. Cała właściwa Same-nie zwinność i
wrażliwość zniknęła. Wszystkie jej duchowe zdolności pogrzebane zostały pod ciśnieniem
właściwej atmosfery i stłamszone ciążeniem.
Otworzyła oczy. Babka miała opuszczoną głowę i szeptała coś, co brzmiało jak
 Ojcze nasz . Susan spoglądała na nią przez chwilę, po czym wyciągnęła rękę.
- Babciu?
Ta uniosła z wolna głowę. W pierwszej chwili nie uwierzyła, że Susan przemówiła.
Potem złapała mocno jej rękę.
- Susan - powiedziała z płaczem. - Bogu dzięki, Susan, że się obudziłaś! Siostro,
obudziła się! Och, Susan, Bogu dzięki, Bogu dzięki!
Objęły się mocno, najmocniej jak tylko mogły i Susan również zapłakała,
odreagowując strach, który wisiał nad nią przez cały dzień spędzony w rękach pomiotu
Yaomauitla. Akała tak, nie panując nad sobą. Trwało to aż do przyjścia lekarza, który
zaordynował jej środki uspokajające. Podziałały dość szybko.
Doktor stanął przy jej łóżku i przyglądał się, jak ustaje jej płacz.
- Przestraszyłaś nas trochę, młoda damo - zauważył. - Myśleliśmy już, że stracimy cię
na dobre.
- Byłam równie przestraszona jak wy - odrzekła Susan. Doktor uśmiechnął się
niepewnie.
- Niezbyt rozumiem, co chcesz przez to powiedzieć.
- Tyle tylko, że też się bałam.
- Byłaś nieprzytomna, moja droga. Nie mogłaś się bać. Susan zorientowała się, że
sama niebezpiecznie skomplikowała sprawę.
- Po prostu śniłam - powiedziała doktorowi. - Zniłam i bałam się we śnie.
- Rozumiem. Jak Dorota w Krainie Oz.
- Tak - powiedziała Susan, zauważając w myślach: Gdyby tylko wiedział pan,
doktorze, jak blisko jest pan prawdy. - Dokładnie jak Dorota w Oz.
Kasyx wrócił do swego uśpionego ciała akurat na czas, by wyłączyć budzik. W
powietrzu rozchodził się zapach świeżo parzonej kawy, co przypomniało mu, że Gil spędził
noc w jego domku. Przeciągnął się, odrzucił nakrycie i wstał. Gila znalazł w salonie - wyjadał
coś ze sporej miseczki i czytał gazetę.
- A, wróciłeś - zauważył Gil. - W kuchni jest kawa. Właśnie ją zaparzyłem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pumaaa.xlx.pl
  •