[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przemocy. Mimo to Jim nie zmienił decyzji. Ponownie pozwolił wygrywać Brianowi.
Mimo sporadycznych wygranych stos złota przed sir Mortimorem nadal topniał. A
w miarę jak malały jego zasoby, gospodarz coraz mocniej zaciskał szczęki, czerwienił
się i pochylał jak gotowy do skoku lampart. Zniknął gdzieś opanowany mężczyzna w
średnim wieku, jakim w pierwszej chwili wydał się Jimowi, a pojawił zawzięty
wojownik.
Nagle u boku sir Mortimora znów wyrósÅ‚ Beaupré.
Sir Mortimor nie zwracał na niego uwagi.
 Milordzie  zaczÄ…Å‚ w koÅ„cu Beaupré.
 Odejdz!  powiedział rycerz, nie odrywając oczu od stołu.
 Milordzie  rzekÅ‚ Beaupré  cieÅ›la i jeszcze jeden czÅ‚owiek, których posÅ‚aÅ‚em na
zwiady, wrócili. Marokańczycy wznoszą przed naszą bramą jakąś konstrukcję, która
stoi na kawałku równego terenu i jest podparta słupami. Mimo ciemności czynią
szybkie postępy i mogą skończyć pracę przed świtem.
 I co z tego?  wymamrotał sir Mortimor, patrząc, jak Brian potrząsa kośćmi. 
Spalimy ją, gdy tylko nadejdzie świt.
 Okryli drewno kozimi skórami. Tyloma, ze chyba musieli przywiezć ich trochę na
statkach. Osłonięta w ten sposób konstrukcja nie da się łatwo spalić,
 Kazałem ci odejść  warknął sir Mortimor.
 Panie  nalegaÅ‚ Beaupré  musimy coÅ› zrobić.
 No to zajmij siÄ™ tym, Beaupré.
 Milordzie&
 Zajmij siÄ™ tym, Beaupré! ZapadÅ‚a krótka cisza.
 Tak, panie  rzekÅ‚ Beaupré i odwróciÅ‚ siÄ™. WszedÅ‚ na schody i zniknÄ…Å‚. Gra
toczyła się dalej, a gracze niemal się nie odzywali. Słychać było tylko ich oddechy,
grzechot kości i brzęk monet przesuwanych po stole lub zagarnianych do siebie. Jim
stwierdził, że powieki zaczynają mu ciążyć. Wydawało mu się, iż gra trwa godzinami.
Uległ pokusie i wydłużył okresy zwycięstw Briana, rzadziej dając wygrywać sir
Mortimorowi.
Gospodarz pochmurniał coraz bardziej, w miarę jak zmniejszał się jego zapas
monet. Wyglądał posępnie i groznie. Kiedy kości kolejny raz znalazły się w rękach
Briana, sir Mortimor był już w takim nastroju, ze Jimowi nagle zupełnie odechciało
się spać. Rycerz spoglądał na kości jak dzikie zwierzę czające się do skoku, a
napięcie między grającymi doszło do punktu, w którym powietrze zdawało się
wibrować.
Jim przeniósł spojrzenie z sir Mortimora na Briana. Jego przyjaciel mógł być pod
wieloma względami naiwny, ale umiał wyczuć wiszące w powietrzu
niebezpieczeństwo. Twarz Briana również zmieniła się. Nie było na niej widać ponurej
grozby, jaka malowała się na twarzy gospodarza, lecz wyrażała taką samą gotowość
do użycia siły. Rysy mu się wyostrzyły, skóra na kościach policzkowych napięła.
Zwężonymi oczami uważnie obserwował siedzącego naprzeciw mężczyznę i kości.
Jim czuł, że powinien sprawić, by Brian przegrał i oddał kości sir Morlimorowi,
zanim dojdzie do wybuchu, lecz z przykrością myślał o tym, że dobra passa
przyjaciela trwałaby tak krótko po nieprzerwanym paśmie sukcesów jego
przeciwnika. Ponadto plan Jima przewidywał, iż teraz Brian powinien nadrobić straty
jeszcze większą liczbą zwycięstw,
W rezultacie pozwolił Brianowi wygrywać. Kupka leżącego na stole przed
gospodarzem złota szybko topniała. W końcu Jim pozwolił, aby po niepowodzeniu
Briana kości przeszły w ręce sir Mortimora. Wysoki rycerz złapał je i uważnie
obejrzał.
 No tak, te kości są popękane!  rzekł, zrywając się na równe nogi.  Wstydzę
się, że zmusiłem gościa do gry takimi kostkami. Zaraz wrócę z inną parą.
Obrócił się na pięcie, w mgnieniu oka dopadł schodów i zbiegł nimi. Brian
popatrzył w ślad za nim.
 To nie było rycerskie postępowanie  rzekł spokojnym lecz groznym głosem,
spoglądając na schody, po których zszedł sir Mortimor.  Mógłbym rzec, iż
zabierając kości, przerwał moją szczęśliwą passę. Choć jemu może nie dostawać
ogłady, mnie jej nie brak. Mimo wszystko zapamiętam to sobie.
 Brianie&  zaczÄ…Å‚ Jim.
Brian odwrócił się i obrzucił go tym samym nieruchomym spojrzeniem, jakim
patrzył w ślad za nieobecnym rycerzem. Potem jego twarz wygładziła się.
 Nie martw się, Jamesie  rzekł,  Jeśli będzie trzeba, powiem naszemu
gospodarzowi, że nie mam już ochoty grać. A ponieważ jeszcze nie odegrałem
wszystkiego, co przegrałem w zeszłym tygodniu czy przez dwa, chociaż niewiele mi
już brakuje, nie może&
Urwał, słysząc kroki na schodach, i po chwili sir Mortimor zasiadł przy stole.
Usiadł na krześle i rzucił na stół dwie białe, czyste kostki.
 Te są nowe i na pewno dobre  rzekł niedbale. Znów zagarnął je długą dłonią, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pumaaa.xlx.pl
  •