[ Pobierz całość w formacie PDF ]
doprowadzała ją do szaleństwa.
Nie liczyła, że Ross powróci z dobrymi wieściami. Chciała tylko, aby w ogóle wrócił, by mogła
spędzić z nim czas, który jej jeszcze pozostał.
- Nie przepraszaj. Po prostu wyjdz stąd. Zatrzymała się i podniosła ręce do góry.
- Gdybyś miał tu kawałek wolnego miejsca, z przyjemnością wybylabym tam i nie zabierała ci
powietrza. Ale nie mam nawet gdzie usiąść.
- W łazience.
- Chyba nie mówisz o sedesie?
- Możesz usiąść na klapie.
- Rozumiem, że raczej nie miewasz tu gości.
- Nie są mi potrzebni. Tylko przeszkadzają. Nieświadomie zaczęła znowu chodzić, kręcąc się po
ciasnej przestrzeni. Zobaczyła błysk irytacji na twarzy Reggie'ego. Otworzył usta, by wygłosić
kolejną kąśliwą uwagę.
I wtedy usłyszeli ten zgrzyt. Tępy zgrzyt klucza obracanego dwa razy w zamku drzwi wejściowych.
Ale przecież zamknęła drzwi za Rossem!
Zamarli. Ich spojrzenia spotkały się i znieruchomiały.
- Oczekujesz kogoś? - spytała szeptem. Pokręcił głową.
- Nie.
- Kto ma klucze?
UCIECZKA W MROK
193
- Dozorczyni, pani Abramowitz - odparł głosem, w którym pojawił się strach. - Ta stara zołza ciągle
grozi mi, że przyjdzie tutaj i sprawdzi, jeśli nie będzie mnie widziała przez dłuższy czas. Mam w domu
sprzęt za ciężkie tysiące. Nie potrzebuję, żeby ktoś mi węszył.
- Kiedy ostatni raz ją widziałeś? Machnął ręką.
- Parę tygodni temu. Może miesiąc. Nie tęsknię za jej widokiem. Zaczekaj, zaraz ją spławię.
Chwyciła go za rękę, niezdolna pozbyć się wrażenia, że coś jest bardzo nie w porządku.
- Reggie...
Już go nie było. Pobiegł do drzwi.
- Reggie, nie...
Ze swojego miejsca nie widziała wejścia. Zaczęła przesuwać się ku jedynej drodze ucieczki, oknom.
Usłyszała szczęk odpinanego łańcucha i poirytowany głos Reggie'ego, otwierającego drzwi.
- Słuchaj, ty stara... Cisza.
I odgłos czegoś ciężkiego, upadającego na podłogę.
Wstrzymała oddech, nasłuchując.
Usłyszała odgłos kroków, powolnych i czujnych, posuwających się wzdłuż korytarza.
To nie był Reggie. Równe, zdecydowane stąpnięcia w niczym nie przypominały pląsających,
nerwowych kroków hakera, który nie miałby zresztą powodu się skradać.
Rzuciła się do okna, starając się poruszać jeszcze bardziej bezgłośnie niż ten intruz. Nie miała pojęcia,
czy za oknem są schody przeciwpożarowe ani czy samo okno da się otworzyć, lecz musiała
przynajmniej spróbować.
194
KERRY CONNOR
Nieznajomy zaczął poruszać się szybciej. Kathleen targnęła zasłoną i zobaczyła, że żaluzje są
przyklejone do szyb.
Obróciła się błyskawicznie, rozglądając się za czymś, czym mogłaby rozbić szybę.
W drzwiach salonu pojawił się mężczyzna. Zamarła.
Ewidentnie nie Reggie. Był łysy, z nadwagą, ubrany w niedopasowany garnitur, który potęgował jego
niezgrabny wygląd. Twarz miał pobrużdżoną i obwisłą, a pod oczami worki. Sprawiałby żałosne
wrażenie, gdyby nie dwoje zaskakująco niebieskich oczu o intensywnym spojrzeniu. W ręku trzymał
pistolet. Nie wycelował w nią. Nie musiał.
%7ładne nie poruszyło się. Przez długą chwilę po prostu patrzyli na siebie. Nie było o czym mówić.
Wiedział, kim jest. A ona wiedziała, po co tu przyszedł. Na odległość śmierdział policją.
Kathleen odezwała się pierwsza.
- Gdzie jest Reggie?
- Zdrzemnął się. Wkrótce się obudzi. Trochę poboli go głowa, ale nic mu nie będzie.
Dziwna była ta potrzeba zapewnienia, że nie zrobił Reggie'emu krzywdy, lecz dalsze słowa
bynajmniej jej nie zdziwiły.
- Pójdziesz ze mną, dobrze?
Tak naprawdę nie było to pytanie. Obydwoje znali odpowiedz.
Przepraszam cię, Ross.
- Tak - powiedziała.
ROZDZIAA CZTERNASTY
Ross nie mógł się pozbyć niepokojącego uczucia, które pełzło mu po krzyżu, gdy wracał do
mieszkania Reggie'ego. Nie miał dobrych wieści. W nieskończoność czekał, aż narzeczona Pete'a
Crowleya wróci do domu, aby w dwie sekundy dowiedzieć się od niej, że wśród jego osobistych
rzeczy nie ma żadnej płyty. Facet nie miał nawet komputera, więc nie przeoczyłaby czegoś takiego.
Zupełnie bezsensownie wystawił Kathleen na niebezpieczeństwo.
Nie, nie bezsensownie. Musi być inny sposób. Wystarczy, że zastanowi się, komu jeszcze może ufać,
do kogo się zwrócić.
Szedł po schodach do mieszkania Reggie'ego, gnębiony poczuciem zawodu, lecz jeszcze nie klęski.
Nagle na trzecim podeście stanął i wszystkie myśli uleciały mu z głowy.
Drzwi mieszkania, uzbrojone w tyle przemyślnych zamków, były niedomknięte.
Ruszył biegiem w górę i pchnął je z rozpędu. Aupnęły głośno, napotykając na opór.
- Cholera, Ross, ty też chcesz mnie zabić?
Ross pociągnął klamkę ku sobie i ostrożnie wślizgnął się do środka.
Reggie podnosił się z podłogi, masując sobie głowę.
196
KERRY CONNOR
[ Pobierz całość w formacie PDF ]