[ Pobierz całość w formacie PDF ]
I co z tego?
Jak to co?! To anomalia: jeśli gdzieś możemy znalezć cywilizację tech-
niczną, to tylko tam. Ci tu to barbarzyńcy, inteligentni, ale gdzie im do lotów ko-
smicznych?! Przyjrzał się uważnie Kin i dodał: Obawiasz się, że to artefakt
Kompanii?
Przytaknęła bez słowa.
Jest taka stara kungijska opowieść powiedział niespodziewanie Marco
głosem przypominającym prądy w lotnych piaskach. O pewnym lordzie, któ-
ry kazał wybudować wysoką wieżę. Gdy była gotowa, zwołał mądrych kungów
i oznajmił, że da farmę ostrygową i słynne pola kelpu na Tchu-pch temu, kto okre-
śli jej wysokość, używając wyłącznie barometru. Ci, którym się to nie uda, zosta-
ną zesłani na suche tereny, jak nakazuje obyczaj postępowania z przemądrzałymi.
Mądrzy próbowali, ale udało im się określić wysokość jedynie z dokładnością do
paru chetolów. Uznano to za niewystarczające i zesłano ich na suchości. . .
Lubię ludowe mądrości, ale nie sądzisz, że. . .
Aż tu pewnego dnia zagłuszył ją Marco zjawił się u lorda najmądrzej-
szy kung, który nie przyjął wyzwania. W tym czasie zaś odwiedził z barometrem
budowniczego wieży i w zamian za barometr, który był naprawdę ładny, uzyskał
od niego informację o dokładnej wysokości wieży. . .
Wokół pociemniało, a chwilę pózniej w otworze namiotu pojawiła się głowa
Silver.
Fszepłaszam, sze pszeszkacam, ale mosze to fas zaintełesuje. . .
Wyszli na pokład, gdzie zastali niecodzienny widok nikt nie wiosłował, za
to wszyscy wpatrywali się w niebo. Zrobili więc to samo.
W górze widać było trzy punkciki poruszające się zupełnie jak odrzutowce.
Smugi kondensacyjne odezwał się Marco. Najwyrazniej Oni zaczęli
nas szukać. Nie będziemy musieli się trudzić i robić im prezentów. . .
Co widzisz, Silver? spytała Kin.
Wyglądają jak latające jaszczury. Napęd zda się tajemniczy, ale wkrótce
powinniśmy wiedzieć więcej, bo szybko tracą wysokość.
Leiv pociągnął Kin za rękę. Na pokładzie załoga metodycznie wyrzucała za
burtę wiosła i pakunki i kolejno skakała do wody. Leiv desperacko próbował coś
jej powiedzieć, ale dopiero po chwili znalazł właściwe słowo:
66
Ogień? zasugerował i nagłym pchnięciem posłał ją w dół.
Nim wyszła z szoku, zadziałał instynkt samozachowawczy: po kilku desperac-
kich miotnięciach jej mięśnie przejęły kontrolę i wynurzyła się, parskając. Złapała
się jakiegoś poręcznego wiosła i spojrzała w niebo. Punkty wykonały szeroki łuk
i dał się słyszeć odległy huk towarzyszący przekraczaniu bariery dzwięku. Marco
i Silver pozostali na łodzi.
Po chwili trzy jaszczurowate kształty z przypominającymi nietoperze skrzy-
dłami przemknęły nad falami, okrążając łódz w pewnej odległości. Teraz wyraz-
nie dało się zauważyć ostre pazury i dym smużący się z ich nozdrzy. Odleciały
na północ, nabrały wysokości i zawróciły. Gdyby to były samoloty, Kin byłaby
pewna, że przygotowują się do nalotu bombowego.
Gdy pierwszy smok zaczął nurkować w stronę łodzi, Leiv położył jej dłoń na
głowie i zdecydowanym ruchem wepchnął ją pod powierzchnię.
Kin wynurzyła się wściekła, ale zarejestrowała, że woda jest cieplejsza, a z ło-
dzi unosi się dym.
Tuż obok łodzi pojawił się wodny pagórek i wyprysnął z niego Marco, klnąc
i łapiąc powietrze równocześnie. Silniejszy plusk w pobliżu oznaczał powrót
z głębin Silver.
Co się stało? sapnęła Kin.
Unosił się nad pokładem i ział ogniem odparła Silver.
A żadna pieprzona jaszczurka nie będzie się tak wobec mnie zachowywać!
wrzasnął Marco i popłynął ku osmolonemu kadłubowi.
Wdrapał się na pokład, gdy drugi smok obniżył lot.
Silver z cichym pluskiem skierowała się ku zielonym głębinom.
Pływający wokół Kin jęknęli zgodnym chórem pierwszy raz zobaczyli kun-
ga bez ubrania. Wszystkimi górnymi kończynami złapał za wiosło, co powstrzy-
mało atak smok znieruchomiał nad wodą poza zasięgiem tej zaimprowizowanej
broni i nabrał powietrza. Nie zdążył już zrobić wydechu, bo z wody wystrzeliło
nagle coś dużego i złapało go za tylne łapy. Przez sekundę smok i Silver tak wi-
sieli, po czym smocze skrzydła złożyły się z trzaskiem i oba stworzenia runęły do
morza, czemu towarzyszył dziwny syk.
Trzeci smok musiał być najbardziej rozgarnięty, co zresztą potwierdzałoby re-
gułę najinteligentniejsi walczą na samym końcu. Co prawda za pózno już było,
by zrezygnował z nurkowania, ale zdołał z niego wyjść na wysokości masztu, ha-
mując rozpostartymi skrzydłami niczym spadochronami. Marco wrzasnął i gdy
smok przelatywał nad jego głową, skoczył, a ponieważ wcześniej zdążył włożyć
pas, bez większego trudu zdołał go teraz dosiąść. Smok skręcił, próbując odzyskać
równowagę, wrzasnął i rzucił się wyżej.
Po drugiej stronie łodzi coś się nagle zakotłowało, na powierzchni pojawiło
się smocze skrzydło, a kadłub statku przechylił się gwałtownie, gdy wdrapywała
67
się nań Silver. Pływający koło Kin powitali ten widok okrzykami i popłynęli do
dymiącej jeszcze lekko łodzi.
Wysoko w górze pierwszy z atakujących i ostatni ocalały z trójki ryknął dono-
śnie i pospiesznie odleciał na wschód, dzięki czemu Kin dostrzegła jego system
napędowy. Skrzydła bowiem nie nadawały się do szybkiego lotu z uwagi na nie-
zgrabność i palność. Do szybkiego lotu smok zwijał je na grzbiecie, wyciągał łeb
pod brzuchem i wydychał gwałtownie strugę żółtego płomienia.
Z góry coś spadło.
Był to smoczy łeb.
W ślad za nim powoli spłynęła na rozpostartych skrzydłach reszta, szybując
po spirali. Na grzbiecie wciąż siedział Marco, zawzięcie dzgając nożem. Gdy mar-
twy smok z lekkim pluskiem osiadł na falach, rozległy się wiwaty. Szybko jednak
zmieniły się w pełne złości pomruki, gdyż Silver uparła się wciągnąć na pokład
swojego, jeszcze żywego smoka. Załoga pospiesznie odsunęła się pod przeciwle-
głą burtę, dając Kin otwarte pole do obserwacji.
Smok niemrawo poruszał skrzydłami, ociekając wodą, aż w pewnym momen-
cie uniósł łeb i kichnął. Dwa strumienie ciepłej wody trafiły Kin w nogi.
Marco z pomocą swych czterech ramion dostał się na pokład i uniósł zakrwa-
wiony nóż, czemu cała załoga przyglądała się z nabożnym prawie podziwem.
Krew miała czarną barwę, grzebień kunga krwawoczerwoną. Marco zawył:
Refteg! Ymal refteg Pelc!
Silver odkręciła kły i skrzywiła się wymownie:
Przypomnij mi co jakiś czas, że on jest oficjalnie człowiekiem zapropo-
nowała. Bo co rusz zapominam.
Przypomnę. A co zamierzasz zrobić z tym?
Jeden z żeglarzy dobył miecza i podał go Silver rękojeścią do przodu, ale
został zignorowany.
Jest martwy, ale mamy ciało. Bardzo mnie ciekawi, jak istota organiczna
może ziać ogniem oznajmiła Silver, złapała smoka za szyję i pociągnęła ku
rufie.
Do Kin podszedł dumny i napuszony Marco.
Zatryumfowałem! krzyknął donośnie.
Tak, Marco.
Wypowiedzieli nam wojnę! Wysłali smoki! Tylko mnie nie wzięli pod uwa-
gę!
Tak, Marco.
A mimo wszystko pokonałem ich! Nagle rozejrzał się przytomniej i mi-
na mu zrzedła. Uważasz mnie za szalonego kunga, prawda?
Przez grzeczność nie. . .
Jestem dumny z tego, że jestem człowiekiem! Pamiętaj o tym. A co do
reszty. . . to, że jest się paranoikiem, nie znaczy, że Oni nie próbują cię dostać.
68
Kin spoglądała w ślad za nim, gdy podchodził do załogi, bojąc się wszystkiego
oprócz fizycznego niebezpieczeństwa. Był tak samo ludzki jak tygrys.
Silver tymczasem obejrzała garkotłuka maszyna nie była uszkodzona, ale
plastykowa obudowa. . . nigdy już nie będzie sobą.
Gdy wioślarze wrócili do wioseł, Kin wyjęła ze skafandra zestaw narzędzi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]