[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nosił
zawsze przy sobie wiązkę kluczy na stalowym kółku. Po śmierci inżyniera kółko z kluczami znikło
bez śladu.
Sejf ujawniono dopiero dziś rano. Jeden z robotników zdejmując niezgrabnie ciężki gzyms od story
uderzył jego końcem w zwierciadło. Lustro rozpadło się na drobne kawałki ukazując sejf.
Karoń połączył się zaraz z Komendą MO w Gdańsku. Zamówił speca od otwierania kas na
jutrzejsze rano.
Pani Masia, jak się okazało, od dni paru nie nocowała w willi. Tragiczne wydarzenie obrzydziło
jej dom tak dawniej łubiany. Przygarnęła ją do czasu znalezienia innego mieszkania jedna z gdańskich
przyjaciółek.
Karoń polecił Heniusiowi, aby odbył całonocny dyżur w opustoszałej willi.
Czy ktokolwiek, poza robotnikiem, sprawcą rozbicia lustra, wie o znalezieniu sejfu? zapytał
panią Masie.
Chyba nikt, służącej wtedy nie było w pokoju, a robotnik był tak zmieszany, że mógł nie
zauważyć pomalowanego na kolor ściany sejfu.
Zaraz, zaraz... telefonował po coś Gabryś... Nie wytrzymałam i powiedziałam mu o sejfie! Czy
znowu zrobiłam coś złego, dla odmiany przez gadulstwo, a nie przez milczenie? mówiła z
rozbrajającą szczerością.
Nie, proszę pani, może nawet stało się dobrze pocieszył ją Karoń.
Major wrócił do miasta, a Heniuś pozostał w willi, nie pokazując się na zewnątrz, obficie
zaopatrzony przez panią domu w rozmaite wiktuały.
Karoń postanowił wcześniej niż zwykle położyć się spać. Zasypiając pomyślał
o zaczajonym w ciemno
ściach Heniusiu.
Telefon zadzwonił nad samym uchem. Mówił podniesionym głosem Heniuś.
Panie majorze! Mamy klops. W nocy jakiś mężczyzna próbował wejść do sypialni...
Kto to był? niecierpliwił sic Karoń.
A właśnie, że nie wiem. Nie udało mi się. Uciekł...
Rano będę u ciebie odpowiedział z nutką niezadowolenia major.
Teraz nic się już nie stanie.
Dlaczego jednak powiedziałeś mamy"? Klops zachowaj wyłącznie dla siebie!
Kładz się spokojnie spacja też się jeszcze prześpię. Dobranoc!
Heniuś opowiadał, jak to dobrze po północy usłyszał u wylotu Podleśnej odgłos hamującego
samochodu. Po chwili na schodach od ulicy ukazał się cień mężczyzny. Nie kryjąc się wcale, w
przekonaniu, że dom jest zupełnie pusty, nocny gość podszedł do drzwi wejściowych i otworzył je
bez trudu
był to więc klucz właściwy.
Heniuś słyszał kroki nieznajomego w hallu, pózniej
w salonie. Słyszał głośne wycieranie nosa, po czym nieznajomy zaczął powoli wchodzić na
schody. Heniuś postanowił zaczaić się za drzwiami sypialni inżyniera, a gdy facet wejdzie do pokoju
przekonać się, czego tu szuka, skoczyć na niego od tyłu i obezwładnić.
Plan był może dobry, lecz wykonanie zawiodło całkowicie. Przesuwając się ku drzwiom w
zupełnym mroku Heniuś zapomniał o stojącym na drodze ciężkim metalowym stoliku w stylu
wschodnim". Zawadził
o niego nogą tak niefortunnie, że mebel runął na ogołoconą już z dywanu podłogę z niezmiernym
hałasem.
W dodatku Heniuś rymnąłobokjak długi!
Oczywiście nocny gość natychmiast zbiegł ze schodów i miał na tyle sprytu, aby zamknąć swym
kluczem drzwi od zewnątrz. Zanim więc Heniuś zerwał
się, znalazł w hallu, próbował otworzyć drzwi i wreszcie przez wielki salon wybiegi szybko na
taras
usłyszał już tylko szum odjeżdżającego auta.
Strasznie mi głupio... powtarzał szczerze
zmartwiony porucznik.
Karoń przygadywał mu trochę, lecz wiedział swoje. Zdjęto ślady obuwia z posadzki, odciski
palców z klamki i poręczy schodów.
W południe Karoń wrócił na Podleśną. Była pani Masia. Był Heniuś. I jeszcze dwóch
miejscowych pracowników MO w towarzystwie speca od kas pancernych. Był też pracownik
notariatu.
Spec pomyślał, popatrzył, postukał, wyjął jakieś skomplikowane narzędzia...
Po upływie pół godziny sejf był otwarty bez uszkodzenia zamka. Wyjmowano z niego znajdujące
się tam przedmioty i układano na dużym stole, od razu segregując je i spisując w urzędowym
protokole. Karoń niezależnie od tego robił dla siebie notatki, a to i owo po złożeniu pokwitowania
odkładał na bok, na potrzeby śledztwa.
Sejf miał trzy półki. Na górnej leżały teczki skoroszytowe z rozmaitymi dokumentami: notatkami
tech-nicznymi, planami, świadectwami patentowymi. Karoń nie znalazł wśród nich nic dla siebie
interesującego.
Na środkowej półce znaleziono kilkanaście książeczek PKO rozmaitych typów i z bardzo różnymi
wkładami. W sumie było tego prawie trzysta tysięcy złotych. Przeliczono też paręset dolarów w
banknotach bądz w złocie.
Na samym dole inżynier przechowywał paczkę listów. Karoń przerzucił je pobieżnie. Było to
prawdziwe cmentarzysko uczuć", jak je nazwał w duchu.
Różne panie o usposobieniach romantycznych przypominały adresatowi spędzone wspólnie
słodkie chwile i domagały się niedwuznacznie dalszych jego świadczeń w wiadomej dziedzinie. Pani
Masia patrzyła na te listy z niesmakiem, lecz major znalazł tutaj dla siebie coś bardzo interesującego.
Był to list podpisany przez tajemniczą Muzę. Muza groziła! Groziła zemstą kogoś, kto ją nadal
kocha, mimo krzywdy sobie wyrządzonej, kto obroni przed zniewagą i poniżeniem..
Listy sąsiadowały z pokaznym plikiem weksli i rewersów na niemałe kwoty
wszystkie były podpisa-ne przez Sylwestra Gabrysia na rzecz Pawła Górskiego. Major
przeglądał je z miną człowieka, który wiedział już z góry, co znajdzie w sejfie.
Czy to już wszystko? spytał.
Chyba tak odpowiedział funkcjonariusz MO. Przepraszam, coś tu jeszcze jest!
I wyciągnął na światło dzienne maleńką kopertę, obwiązaną dla pewności cienkim sznurkiem. Na
papie-rze widniała wypisana piórem data: 2 kwietnia 1981 roku, a w środku spoczywał nieco
spłaszczony pocisk dużego kalibru!
Pani Masia oświadczyła stanowczo, że data na kopercie odpowiada ściśle dacie pierwszego
zamachu skrytobójczego i że pisała ją ręka Górskiego.
Jak się nieco pózniej okazało, pocisk znaleziony w sejfie oraz łuska z uliczki przed willą
Eskulap" pochodziły z takiej samej, być może nawet tej samej, broni.
Zledztwo ruszyło teraz z kopyta. Ustalono bez trudu, że ową tak agresywną Muząjest po prostu...
małżonka Gabrysia, Leokadia. Aktualna mówili jedni, rozwiedziona prostowali inni. Ale
ostatecznie nie miało to większego znaczenia.
W mieszkaniu Gabrysia przeprowadzono natychmiast rewizję, pod kierunkiem niezastąpionego w
takich razach Heniusia.
Połów był obfity: podeszwy letnich trzewików Gabrysia, z tak charakterystycznym żeberkiem" w
części tylnej, odpowiadały śladom z posadzek Afrodyty"; odciski linii papilarnych były identyczne z
odciska-mi na klamce drzwi willi, wreszcie na kluczach też znalezionych u Gabrysia. Ta wiązka na
stalowym kółku należała z pewnością do zamordowanego. Był tam i płaski klucz do sejfu!
OBYWATELU GABRYZ JESTEZCIE MORDERC!"
Kiedy nazajutrz Sylwester Gabryś zasiadł znowu na krzesełku przed biurkiem Karania zdawało
mu się, że widzi innego człowieka. Zamiast tamtego, ubranego w elegancki garnitur, uprzejmego,
nawet wesołego
spoglądał na niego zimno, niemal odpychająco, major milicji ze wszystkimi dystynkcjami.
Obok siedział przy magnetofonie porucznik Wollman.
Obywatelu Gabryś zaczął major głosem o metalicznym dzwięku
coście robili wczorajszej nocy w willi Afrodyta"?
Gabryś rozejrzał się wokoło, jakby szukał pomocy z zewnątrz. Pózniej zaczął
dukać:
[ Pobierz całość w formacie PDF ]