[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Carneiro, przecież właśnie tak nazywał się mężczyzna, który zaatakował Ellie w
slumsach.
- Chyba go poznałam.
R
L
T
Pani doktor zrobiła smutną minę.
- Diego i tak z nim wygra. Wiele lat zdobywał zaufanie Pedra. On nigdy się nie
poddaje. Ufundował darmową klinikę, w której co roku przyjmuję tysiące potrzebują-
cych ludzi: świeżo upieczone matki, staruszków, dzieci, które umarłyby bez pomocy
medycznej. - Spojrzała na Ellie. - Ma pani szczęście. Nie wszyscy mężczyzni są tacy
honorowi. Po tym, co wydarzyło się podczas Bożego Narodzenia...
- Mówisz o mnie, Letcio?
Diego stał w drzwiach i nie wyglądał na zadowolonego.
- Wiesz, że nie mogę przestać cię chwalić. - Doktor Carneiro posłała mu ciepły
uśmiech. - Przyszedłeś w doskonałym momencie. Spójrz.
Kobieta wskazała monitor, a Ellie powiodła wzrokiem za jej palcem. Dostrzegła
maleńkie bijące serce. Diego ujął jej dłoń, siadając na krześle obok.
- To jasne miejsce... to nasze dziecko?
- To jego serce - wyjaśniła Letcia. - A tutaj widać nóżki... i kręgosłup. A to główka.
Widzicie?
- To chłopiec? - zapytał.
- Jeszcze za wcześnie, żeby ferować wyroki, ale chyba tak. To chłopiec.
- Chłopiec! - wykrzyknął Diego.
- A tutaj... - Zmarszczyła czoło. - Chwileczkę. To nie... nie mogę...
Lekarka uważnie przyjrzała się monitorowi, a Ellie mocniej ścisnęła rękę Diego.
- Czy coś się stało?
Ellie zerknęła na niego. Jego przystojną twarz znaczyły niepokój i strach, które
nieporadnie próbował ukryć. W jednej chwili zrozumiała, że Diego kocha to dziecko
równie mocno jak ona.
- Coś jest nie w porządku z naszym dzieckiem? - wyszeptała drżącym głosem.
Ale doktor Carneiro obdarzyła ich promiennym uśmiechem.
- Będziecie mieli córeczkę!
- Córeczkę! - zapiała Ellie z zachwytu. Spojrzała na Diego triumfująco. - A nie
mówiłam?!
- A więc to nie chłopiec? - dopytywał Diego.
R
L
T
- yle mnie zrozumieliście - wyjaśniła lekarka.
- To blizniaki. Dziewczynka schowała się za swoim bratem.
Ellie i Diego wymienili zdumione spojrzenia.
- Blizniaki? - powtórzyła Ellie.
Dwoje dzieci do kochania. Dwoje dzieci do opieki. Dwoje dzieci potrzebujących
dwojga rodziców. Wstrzymując oddech, Ellie spojrzała na Diega. Jeszcze kilka tygodni
temu przeszedł zabieg wazektomii z zamiarem, by nigdy nie zostać ojcem, a teraz oka-
zało się, że los pobłogosławił go podwójnie.
- Wybraliście imiona? - zapytała lekarka.
Ellie pokręciła głową.
- Wszystko potoczyło się tak szybko. Jeszcze nie mieliśmy czasu, żeby się nad tym
zastanowić. - Odszukała wzrokiem twarz Diega. - Ale dla dziewczynki wybrałabym imię
Lilibeth albo Lily.
Diego na nią spojrzał. W jego oczach lśniły łzy.
- Nazwiemy ją Ana.
- Och, to cudownie! - wykrzyknęła jego siostra. - Naszą matkę rozpierałaby duma.
Ellie uniosła głowę.
- Ale moja babcia...
- Moja córka nazywa się Ana - poinformował ją chłodno.
Ellie zagryzła zęby. Wciąż ignorował jej zdanie.
Jak każdy mężczyzna myślał wyłącznie o sobie. Chociaż z drugiej strony, jeśli ko-
bieta, której imieniem chciał obdarzyć swoją córkę, uratowała mu życie, miał ważny
powód, by obstawać przy swoim.
- Ana Jensen - wymówiła na głos. - Dobrze. Niech będzie Ana.
Ale Diego nie wyglądał na zadowolonego. Zciągnął ciemne brwi.
- Jensen? - zdumiał się. - Oboje będą nosili nazwisko Serrador.
Pokręciła głową.
- Chcesz, żebym wróciła do Flint i wychowywała tam dzieci, które nazywają się
inaczej niż ja?
- We Flint? - zagrzmiał. - Czyś ty oszalała? Zostaniecie ze mną... wszyscy troje!
R
L
T
- Zostanę do porodu. Ale pózniej? Chyba nie oczekujesz, że pozwolę więzić się tu-
taj niczym księżniczka na wieży?
- Sądziłem, że będziemy razem wychowywać nasze dzieci - warknął. - Jestem ich
ojcem.
Skinęła głową.
- I zawsze będziesz mógł się z nimi spotykać. Każde z nas zachowa prawo do
opieki. Ale nie jesteś moim mężem. Nie masz do mnie prawa.
Blizniaki...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]