[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Wbiła łyżkę w gorący ziemniak, który leżał na plastikowym talerzu.
Dominik poczuł wibrujący lekko w kieszeni telefon. Dostał SMS.
Znał tylko jedną osobę, która wysyłała mu SMS-y. Wyciągnął komórkę,
przeprosił Lauralynn i odszedł na kilka kroków w kierunku wody.
Bardzo ciÄ™ pragnÄ™. Summer
W Nowej Zelandii lub Australii musiało być bardzo wcześnie.
Dlaczego zawsze kontaktowała się z nim w nieodpowiedniej chwili?
11
Odwiedziny
Zgodnie z moimi przewidywaniami, podobnie jak podczas wielu
długodystansowych lotów, w drodze do San Francisco siedziałam obok
nieatrakcyjnego i irytującego biznesmena. Chociaż lepsze to niż wrzeszczący
dzieciak. Kiedy nie zasypywał mnie lawiną pytań, próbował podbić moje serce
szczegółowym wykładem na temat strumieniowych mediów cyfrowych. Nawet po
wysłuchaniu jego monologu niewiele o nich wiedziałam. Mój mózg wyłączył się, gdy
samolot przemierzał drogę z Sydney.
Facet miał czerwony aparat ortodontyczny, krótkie, pulchne palce, a na głowie
przedziałek to wszystko razem odrzucało mnie od gościa już od początku.
Próbowałam zasnąć, ale świadomość, że za mniej niż dwadzieścia cztery
godziny zobaczę Dominika, nie pozwoliła mi zasnąć ani skoncentrować się na
filmach puszczanych na pokładzie samolotu.
Susan poinformowała mnie, że jest możliwość zorganizowania trasy po
Europie. ChodziÅ‚o o to, żeby wykorzystać sukces wÅ‚aÅ›nie zakoÅ„czonego tournée. Ale
ostrzegła mnie, że przygotowania występów mogą zająć jej przynajmniej sześć
miesięcy. Nie miałam nic przeciwko. Byłam wykończona i przerażona wizją
ponownego wyjścia na scenę.
Kiedy bezosobowy biznesmen odkrył, że w San Francisco mam sześć godzin
do kolejnego lotu, bezczelnie zaproponował, że wynajmie pokój w lotniskowym
hotelu, na szybki numerek, jak to ujął, bo jego połączenie do Omahy jest znacznie
wcześniej niż moje na La Guardię, więc będzie mi mógł poświęcić jedynie dwie
godziny.
Wydał się szczerze zaskoczony, kiedy odrzuciłam jego ofertę, a ja
odetchnęłam z ulgą, gdy na lotnisku musiał pójść do innej kolejki dla amerykańskich
obywateli. Na szczęście jego bagaż pojawił się szybciej niż mój i zobaczyłam w
oddali jego plecy.
Chyba jakiś amerykański pisarz powiedział, że nie można ponownie wrócić do
domu, czy coś w tym stylu. Kiedyś w lofcie Dominika przeczytałam o tym w
magazynie, ale nie zastanawiałam się nad tym zbytnio. Aż do niedawna. Powrót w
rodzinne strony uświadomił mi, że teraz Ameryka jest moim domem, a Nowa
Zelandia, mimo idealizowania, nigdy nie będzie taka sama.
Dokonałam wyboru.
Sprawdziłam godzinę na swoim starym kolorowym swatchu znalazłam go
w szufladzie szafki nocnej. Ten zegarek nosiłam jako nastolatka. W Nowym Jorku
musi być pózno, pomyślałam. Dominik pewnie już wrócił do domu, jeśli wieczorem
gdzieś wychodził. Wybrałam jego numer.
Cześć. Miał zaspany, ale ciepły, niski i znajomy głos.
To ja.
OdchrzÄ…knÄ…Å‚.
Miło cię słyszeć.
Obudziłam cię?
Oczywiście, ale nieważne. Znasz mnie, lubię wcześnie wstawać.
Jestem w San Francisco. Na lotnisku. Czekam na przesiadkÄ™. LecÄ™ w nocy,
więc powinnam być w Nowym Jorku z samego rana.
Jestem w Londynie...
W Londynie?
Ostry ból ścisnął mi serce. Wyjechał do Anglii?
Będę tu przez kilka dni. Musiałem coś załatwić. Sprawy rodzinne. Wracam
na Spring Street po weekendzie.
Ogarnęła mnie fala ulgi.
SMS, który wysłałam mu kilka dni temu, żeby poinformować, że wracam, a
trasa się wreszcie kończy, najwyrazniej do niego nie doszedł.
Trudno. Wyjechał do Londynu, więc i tak nie odebrałby mnie z lotniska. W
Anglii był środek nocy i czułam się winna, że go obudziłam, ale jego głos mnie
uspokajał. Czekałam na lot usypiana nocnymi ogłoszeniami. Sączyłam chłodne piwo
i chciałam rozmawiać z Dominikiem możliwie najdłużej.
Pragnęłam mu powiedzieć tyle rzeczy, ale dzieląca nas odległość, różnica
czasu i moje zmęczenie odebrały mi zapał. Skończyło się na gadce o niczym.
Zanim się rozłączyliśmy, zapewniliśmy się nawzajem, że nie możemy się
doczekać spotkania.
Gdy następnego ranka na wpół przytomna wyszłam z hali przylotów na La
Guardii z futerałem pod pachą i ciężką walizką, której kółka piszczały pod ciężarem
prezentów od rodziny i przyjaciół z Nowej Zelandii, zaskoczona usłyszałam swoje
imiÄ™:
Summer!
To był Simón. Wysiliłam się na uśmiech i spuściłam wzrok. Spojrzałam na
jego krzykliwe szpiczaste buty. Dzikie loki na głowie. Nieustannie entuzjastyczny
uśmiech.
Skąd wiedziałeś, że dzisiaj wracam?
Cmoknął mnie w oba policzki. Zapach wody po goleniu był świeży i
oszałamiający. Simón szarmancko wziął ode mnie walizkę.
Nie zapominaj, że mamy wspólnych znajomych. Susan mi powiedziała.
Nie wiedziałaś, że jest też moją agentką?
Oczywiście, że wiedziałam.
Dobrze wyglÄ…dasz.
Dzięki.
Domyślam się, że trasa okazała się sukcesem. Całe miasto o tobie mówi, a
przynajmniej orkiestra... Wszyscy się cieszą twoim szczęściem. Są podekscytowani.
Dzięki, Simón.
Witaj w domu.
Czekała na nas limuzyna z szoferem w uniformie. Zdaje się, że Simón
postanowił zalecać się do mnie, nie przebierając w środkach.
Wolno sunęliśmy w godzinach szczytu wśród ludzi jadących do pracy. Nie
miałam siły na rozmowę, ale Simón nawijał za nas dwoje. Bombardował mnie
pytaniami: gdzie grałam, jak reagowała publiczność na repertuar, który pomógł
wybrać. Nie wypytywał tylko o sprawy osobiste. Unikał pytań o Dominika i moje
plany na przyszłość.
Gdy dojechaliśmy do SoHo, słońce wznosiło się wysoko na letnim niebie. Po
Nowej Zelandii i Australii czułam, że jestem w całkowicie nowym świecie. Moim
świecie.
Kierowca wyjął z bagażnika walizkę i postawił przy schodach budynku.
Dopiero wtedy Simón zagadnął:
Twój chłopak nie mógł powitać cię na lotnisku?
Jest w Londynie powiedziałam.
Cztery dni dzieliły mnie od powrotu Dominika. Pierwszego dnia spałam. Jak
zabita. Niemal nie ruszałam się z łóżka. Wstawałam jedynie do toalety, kiedy już
dłużej nie mogłam wytrzymać, lub szłam do kuchni, żeby przegryzć stary kawałek
sera i wypić mleko z kartonu, które jeszcze nie było przeterminowane.
Rozkoszowałam się lenistwem, brakiem planów i zobowiązań. Loft był taki,
jak go zapamiętałam: przestronny, znajomy i przytulny dzięki elegancko
zorganizowanej przestrzeni. Nie rozpakowałam wszystkiego i planowałam zaczekać
z tym przynajmniej do następnego dnia. Chodziłam nago, tańczyłam na drewnianej
podłodze i przyglądałam się stadu gołębi na zacienionym rogu pobliskiego dachu.
Nawet nieśmiało weszłam do garderoby i pieściłam niektóre ubrania Dominika. Moja
naga skóra ocierała się o kaszmirowe swetry, a palce muskały doskonałej jakości
garnitury.
Poddałam się spokojnemu oczekiwaniu.
Simón zadzwonił dwa razy, ale nie oddzwoniłam. Wyłączyłam telefon.
Dominik też dzwonił, ale nie odebrałam. Za kilka dni będziemy razem. Wolałam
porozmawiać z nim osobiście niż przez telefon.
Drugiego dnia zaczęło mnie nosić, więc wzięłam prysznic i wyszłam na ulice
Manhattanu. Po przejściu przecznicy poczułam, że umieram z głodu. W zatłoczonej
jadłodajni na rogu La Guardia Place i Houston kupiłam duże frytki i nieziemsko
tłustego burgera. Zanurzałam się w niego z niezdrową rozkoszą. Buty sportowe
czekały na mnie w domu, ale mogły zaczekać jeszcze jeden dzień.
W parku przy placu Waszyngtona grupka zagranicznych niań zebrała się
dokoła placu zabaw, odgradzając go spacerówkami, a alejkami pewnym krokiem
przechadzali się właściciele psów, ciągnąc swoich ulubieńców za sobą, choć niekiedy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]