[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Twarda jak skała. To najdziwniejsze ze wszystkiego, bo zawsze była taka grzeczna i posłuszna,
a teraz... Ale ja i tak zrobiłam, co mogłam, aby ją zmusić do opamiętania. Mówiłam, że nie
szanuje swej reputacji. Oświadczyłam z całą powagą: Doss, gdy reputacja kobiety zostaje
zbrukana, nic nie zdoła jej oczyścić. Twoja opinia będzie zaszargana na zawsze, jeśli pójdziesz
do Ryczącego Abla, opiekować się taką upadłą dziewczyną jak Cissy Gay. - A ona mi na to:
 Cissy nie jest upadła i zła, ale nawet gdyby była, to nic mnie nie obchodzi. - Tak, jej własne
słowa:  Nic mnie nie obchodzi .
- Zupełnie straciła poczucie przyzwoitości - wybuchnął stryj Beniamin.
-  Cissy Gay jest umierająca - powiedziała mi. - Wstyd i hańba, że umiera w
chrześcijańskiej społeczności, a nikt nic dla niej nie chce zrobić. Kimkolwiek jest, jest ludzką
istotą.
- Cóż, gdy już o tym mowa, to zapewne tak jest - oświadczył stryj James tonem, jakby
robił wspaniałomyślne ustępstwo.
- Spytałam też Doss, czy nie powinna zważać na zachowanie pozorów. A ona odparła:
 Całe życie zachowywałam pozory. Teraz interesują mnie konkrety. Wypchajcie się
pozorami!
-  Wypchajcie się! - rozumiecie?
- To bezczelność! - orzekł wstrząśnięty stryj Beniamin. - Bezczelność! - Okrzyk ten
sprawił mu ogromną ulgę, ale nie zmienił sytuacji.
Pani Fryderykowa płakała. Kuzynka Stickles kontynuowała relację przerywaną od
czasu do czasu jękiem rozpaczy.
- Powiedziałam jej, obie powiedziałyśmy, że Ryczący Abel z całą pewnością zabił
swoją żonę w przystępie pijackiego szału i że ją też zabije. A ona tylko się roześmiała i
powiada:  Nie boję się Ryczącego Abla. On mnie nie zabije. Na zaloty też jest już za stary, więc
nie muszę się tego obawiać . - Co ona miała na myśli? Co to są zaloty?
Pani Fryderykowa spostrzegła, że musi przestać płakać, jeśli chce zachować kontrolę
nad konwersacją.
- Zapytałam: Valancy, jeśli nie zważasz na swoją reputację i pozycję rodziny, to czy nie
zależy ci choćby na moich uczuciach? - A ona odparła:  Wcale . - Tak po prostu: Wcale.
- Ludzie obłąkani nie zważają na uczucia otoczenia - odezwał się stryj Beniamin. - To
jeden z symptomów choroby.
- Wtedy się rozpłakałam, a ona na to:  Przestań, mamo, bądz rozsądna. Idę przecież
spełnić chrześcijański obowiązek. A jeśli chodzi o ruinę mojej reputacji, to jakie ma znaczenie
przy braku matrymonialnych szans? - To powiedziawszy, wyszła z domu.
- Ostatnie słowa, jakie do niej skierowałam - oznajmiła z patosem kuzynka Stickles -
brzmiały: Kto teraz będzie nacierał mi wieczorem plecy? - A ona odparła... nie, nie mogę tego
powtórzyć.
- Bzdury - orzekł stryj Beniamin. - Powtórz. To nie pora na pruderię.
- Odpowiedziała - wyszeptała że zgrozą kuzynka Stickles: - Idz do diabła!
- Pomyślcie, że doczekałam chwili, gdy moja córka zaklęła! - zapłakała pani
Fryderykowa. - I co gorsze - dodała, szukając suchej chusteczki - że teraz wszyscy dowiedzą
się, iż jest pomylona. Dłużej nie utrzymamy tego w sekrecie. Och, ja tego nie przeżyję!
- Powinnaś być dla niej surowa, gdy była młodsza - zauważył z naganą w głosie stryj
Beniamin.
- Nie wiem, jak miałabym to zrobić - odparła pani Fryderykowa, zresztą zgodnie z
prawdą.
- Najgorsze, że ten hultaj Snaith ciągle kręci się koło domu Ryczącego Abla - zauważył
stryj James. - Będę szczęśliwy, jeśli nic gorszego niż parę tygodni u Ryczącego Abla nie
wyniknie z tego szalonego kroku. Cissy Gay nie może przecież żyć dłużej.
- Nawet nie wzięła ze sobą flanelowej halki - lamentowała kuzynka Stickles.
- Jutro porozmawiam o tym z Marshem - zakomunikował stryj Beniamin, myśląc o
Valancy, a nie o flanelowej halce.
- Ja zaś zobaczę się z mecenasem Fergusonem - oznajmił stryj James.
- Tymczasem zaś - dodał stryj Beniamin - zachowajmy spokój.
* * *
Valancy szła do znajdującego się przy drodze do Mistawis domu Ryczącego Abla,
ciesząc się widokiem nieba w kolorach bursztynu i fioletu, z uczuciem lekkości i oczekiwania.
Bez żalu zostawiła matkę i kuzynkę Stickles opłakujące przede wszystkim siebie. Tutaj wiatr
delikatnie muskał jej twarz i poruszał wysoką trawę na obrzeżach drogi. Och, jakże kochała ten
wiatr! Rudziki sennie pogwizdywały w wysokich sosnach, a wilgotne powietrze pachniało
balsamicznie. Samochody warcząc mijały ją w fioletowym zmierzchu, najazd letników na
Muskoka już się rozpoczął, ale Valancy im nie zazdrościła. Chatki w Muskoka mogły być
urokliwe, lecz za purpurowym w zachodzącym słońcu horyzontem wznosił się Błękitny
Zamek. Jednym gestem odsunęła od siebie przeszłość, nawyki i kompleksy jak martwe liście.
Teraz nie pozwoli się nimi zasypać.
Obszerny, pochylony ze starości dom Ryczącego Abla położony był około trzech mil od
Deerwood. Na samym skraju  pustkowia , jak w potocznym języku nazywano słabo
zaludnioną, pagórkowatą i zalesioną okolicę wokół jeziora Mistawis. Trzeba szczerze
przyznać, że nie przypominał Błękitnego Zamku. W czasach, gdy Abel był młodszy i dobrze
mu się wiodło, dom był porządny i wygodny, a szyld z napisem  A.Gay - cieśla umieszczony
nad bramą, starannie pomalowany. Dzisiaj jednak była to zaniedbana, posępna rudera z
połatanym dachem i krzywo wiszącymi okiennicami. Można by przypuszczać, że Abel nigdy
nie wykonywał ciesielskich robót we własnym domu, który wydawał się senny, jakby
zmęczony życiem. Na jego tyłach rósł rzadki, świerkowy lasek. Ogród, który dawniej Cissy
starannie pielęgnowała, zdziczał. Po obu stronach budynku ciągnęły się poją porośnięte
wyłącznie dziewanną. Dalej leżał spory kawał nieużytków, gdzie rosły niskopienne krzewy
dzikiej wiśni i jodełki. Ugory dochodziły aż do pasma lasów, otaczających brzegi jeziora
Mistawis. Do jeziora prowadziła przez las wyboista, usłana kamieniami ścieżka.
Ryczący Abel spotkał Valancy na progu domu. - A więc jednak panienka przyszła -
powiedział z niedowierzaniem. - Nie przypuszczałem, że ten gang Stirlingów panienkę
wypuści.
Valancy pokazała w uśmiechu białe zęby. - Nie mogli mnie zatrzymać.
- Nie myślałem, że ma panienka tyle odwagi - oświadczył z uznaniem Ryczący Abel. -
A do tego jakie zgrabne nóżki - dodał, odsuwając się na bok, by ją wpuścić do domu.
Gdyby słyszała to kuzynka Stickles, byłaby pewna, że los Valancy - doczesny i
pozagrobowy - został przypieczętowany. Nadzwyczajna galanteria Abla jednak nie
zaniepokoiła Valancy. Poza tym był to pierwszy, jaki usłyszała w życiu komplement i spodobał
się jej. Już wcześniej podejrzewała, że ma ładne nogi, ale nikt o tym nie wspominał. W klanie
Stirlingów o nogach nie rozmawiano. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pumaaa.xlx.pl
  •