[ Pobierz całość w formacie PDF ]
cudownie potańczyć z nim, czuć go przy sobie blisko. Chyba mogła
pozwolić sobie na tę jedną niekonsekwencję? Pewne przyjemności
jednakże były nie dla niej. Odwróciła się z uśmiechem. - Lepiej nie -
powiedziała stanowczo.
- Gniewasz się na mnie?
- Nie. Ale tak naprawdę nie jestem tu swoja.
- Co ty mówisz?! A kto miałby tu być bardziej swój" niż ty?
- Nie wiem. Im szybciej wyjadę, tym lepiej. Położył dłoń na jej
ręce.
- Myślisz, że pozwolę ci tak po prostu zniknąć?
Nie odpowiedziała. Spróbowała się wymknąć, ale to nie był
ktoś, kto zniósłby opór. Pociągnął ją w nie oświetlone miejsce.
- Przez jakiś czas muszą się obyć bez nas. Poprowadził ją
między drzewa aż na polanę, skąd widać było ciemną przestrzeń
98
RS
doliny. Kiedy księżyc wypłynął zza chmur, wypełniła się srebrzystym
światłem.
Przez moment stali zapatrzeni, porażeni jej widmowym
pięknem.
- Zwiatło właśnie tak się pojawia - odezwał się Franco. - Nagle,
kiedy człowiek najmniej się spodziewa. I rozpędza ciemność. Wtedy
zaczynasz rozumieć, dlaczego żyjesz, kiedy zdawało ci się, że nie było
już dla ciebie nadziei. Bo pewnego dnia taki moment nadchodzi.
Nie była w stanie mówić. Jego słowa obiecywały tak wiele. ..
Gdybyż tylko ośmieliła się w nie uwierzyć.
- Zatańczmy - poprosił znowu.
Nie potrafiła opierać się dłużej temu, za czym tęskniło jej serce.
Położyła mu ręce na ramionach i poczuła, że przyciąga ją do siebie.
Drzewa zasłaniały światła domu, lecz słychać było dobiegający z
przyjęcia słodki dzwięk akordeonu, na którym ktoś wygrywał tęskne
tony walca.
Kołysał nią delikatnie w rytm muzyki. Dała się prowadzić,
czując ciepło jego ciała i ruchy ud. Tańczyli zagubieni w tym samym
marzeniu, albo tak się jej przynajmniej wydawało. Mogli być sami na
odległej planecie, on i ona, nim zaczął się czas, przepełnieni muzyką
sfer. Marzyła, żeby to trwało wiecznie.
- Joanne - powiedział miękko. - Spójrz na mnie. Zobaczyła jego
usta. Przytrzymał jej spojrzenie, a potem objął ją mocniej i dotknął
wargami jej ust. Poczuła się jak rozkwitający kwiat. To był
99
RS
mężczyzna, którego kochała, niezależnie od tego, jak bardzo by się
starała tę miłość zabić.
Walczyła z nią przez całe lata, ale to on był jej przeznaczeniem,
a teraz... teraz tuliła się do niego i czuła jego miękkie wargi.
To był pocałunek, jaki mógłby złożyć młody chłopiec, lękający
się odrzucenia. Kiedy jednak Franco odczuł wzajemność, jego wargi
stały się pewniejsze, gwałtowniej domagające się pieszczoty. Była
gotowa oddać mu serce, duszę, całą siebie. Za jedną noc szczęścia
dałaby wszystko, nie bacząc na nic. W pewnej sekundzie odezwał się
jednak w jej głowie mały demon. Miał głos Franca i mówił: Nie
wolno ci nigdy mi zaufać". Tamta przestroga rzucała teraz cień na
każdy pocałunek, każde słowo. Zniszczyła chwilę, która mogła być
taka piękna. Czar prysnął i chociażby nie wiem jak się starała, nie
chciał już wrócić. Czuła zacieśniające się wokół niej ręce, jego
burzącą się namiętność, ale wiedziała, że nie wolno jej zawierzyć.
Zebrała w sobie wszystkie siły i uwolniła się z jego ramion.
- Proszę cię - szepnęła. - Puść... Musimy to przerwać.
- Dlaczego?
- Powinniśmy już wracać. Zauważą, że nas nie ma. Opuścił ręce,
ale wyczuwała jeszcze, jaki jest rozedrgany.
- Czy to jedyny powód? - zapytał zdenerwowany.
- Tak.
- Jesteś pewna, że to nie ma nic wspólnego z Leo? Przez chwilę
nie wiedziała, o kim mówi.
- Nie rozumiem...
100
RS
Odsunął się od niej z wyraznym wysiłkiem i obiema rękami
przeganiał włosy. Z całego jego ciała biło napięcie. Wreszcie odważył
się mówić.
- Widziałem was razem, widziałem, jak go całowałaś.
Słyszałem, jak mówił, że cię uwielbia. Uwielbia, może, ale nie
wie, co to znaczy kochać. Kocha się wtedy, gdy nie można
zapomnieć, choćby nie wiem jak się tego chciało. Gdy patrzy się
kobiecie w twarz, żeby wiedzieć, co sprawia jej przyjemność, a co
boli. Gdy leży się w nocy i myśli o niej w ramionach innego, gdy chce
się... - Urwał i wciągnął powietrze.
- Franco, o co ci chodzi... - zaczęła, nie śmiąc wierzyć, że mówił
o niej.
- O nic! Miałem na myśli jedynie to, że... Twierdziłaś, zdaje się,
że to ja wepchnąłem cię w jego ramiona, a nie chciałbym mieć tego na
sumieniu.
Bardzo by chciała zapytać: Czy to wszystko?", ale bałaby się
uwierzyć, że jest zazdrosny. Wszystko toczyło się za szybko. %7łyła w
zbyt wielkim pędzie. Podniósł głowę i zobaczyła w jego oczach coś,
co mogło być marzeniem jej serca. A może znów się oszukiwała?
Czekała, co powie.
- Tatusiu, tato!
Wołanie Nica rozdzieliło ich raptownie. Zrozumiała, że
cokolwiek Franco zamierzał powiedzieć, już nie powie. Zobaczyła
głębokie poruszenie na jego twarzy i domyśliła się, że sama wygląda
podobnie. Z największym trudem wracali do rzeczywistości.
101
RS
- Tato! - wołał Nico, wybiegając spomiędzy drzew. - Goście się
zbierają. Wszyscy się zastanawiają, gdzie jesteście.
Joanne pierwsza odzyskała równowagę.
- Tatuś pokazuje mi dolinę - powiedziała. - To przecudowny
widok.
- Ale już wracamy - dodał pospiesznie Franco, nim mały zdążył
o cokolwiek zapytać. - Nie powinienem zaniedbywać gości.
- Ciocia, idziesz? - Nico wyciągnął do niej rękę.
- Zostanę tu jeszcze trochę. - Gdyby wróciła razem z Frankiem,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]