[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Nie o to mi chodziło.
Może niepotrzebnie ją nagabuje. W końcu to on jest z Victorią,
łączą ich upojne noce. Oczywiście ma świadomość nadrzędnego
celu, jaki im przyświeca. Starał się zapominać o tym, gdy trzy-
mał ją w objęciach.
Denise wzruszyła ramionami.
- Czasami jest trochę podminowana, może coś ją dręczy.
Junie mówiła mi, że gdy wczoraj poprosiła o poradnik dla
przyszłych mam, Victoria omal nie wybuchnęła płaczem.
Może po prostu miała swój dzień.
Caleb, słysząc to, spochmurniał.
Wątpię. Te dni raczej się na niej nie odbijają.
No to musi być coś innego - rzekła. - Victoria zawsze jest bar-
dzo powściągliwa w okazywaniu emocji. Zresztą już chwilę
pózniej uśmiechała się i zachowywała jak zwykle.
Taka jest jego Victoria. Zrównoważona i skryta. Nikomu nie
mówi, co naprawdę czuje. Sposępniał. Jemu też tego nie powie.
Choć bardzo by chciał.
Dla niej to małżeństwo jest tylko przykrywką, nie uważa go za
prawdziwego męża.
Walnął pięścią w stół i zaklął pod nosem. Bob byłby z niego
dumny.
- O, tak! To ją na pewno odblokuje - z przekąsem rze
kła Denise.
Westchnął głęboko.
- Przepraszam. - Zabrał się do czytania. Denise ma ra-
S
R
cję. Jeśli chce wyciągnąć coś z Victorii, musi zabrać się do tego
bardziej umiejętnie.
Szła do domu, wlokąc się noga za nogą. Ciężar, jaki ją przytła-
czał, był nie do zniesienia. Prawda była nie do zniesienia. Led-
wie się powstrzymywała, by nie zakryć dłonią ust i nie wybuch-
nąć płaczem. Ból przeszywał serce.
Od ich ślubu minęło wiele tygodni. Przez cały ten czas oszuki-
wała go, posługiwała się nim. Co z tego, że nieświadomie? Na-
wet dziś rano wtulała się w niego, nie dając mu wstać. Było im
razem tak dobrze, nie tylko w sensie fizycznym. Ta więz jest
głębsza. Gdyby tak nie było, nie cierpiałaby teraz tak rozpaczli-
wie.
Nie ma jednak wyjścia. Musi być z nim szczera.
Opuszczały ją siły. Szła coraz wolniej. Przyjdzie do domu, zrobi
obiad, a potem mu wszystko powie.
Choć może nie wszystko. Bo są rzeczy, do których nawet przed
sobą nie chce się przyznać.
- Dzień dobry! - radosny głosik Misty wyrwał ją z tych
przygnębiających myśli. - Moja lala ma dzisiaj urodziny!
Przyjdzie pani do nas?
Nieoczekiwanie poczuła łzy w oczach.
Przykro mi, złotko, ale nie dam rady. Złóż jej ode mnie najlep-
sze życzenia, dobrze?
Dobrze - odparła mała. - Niech się pani nie martwi i nie płacze.
Ja jej to wytłumaczę. Moja mamusia mówiła mi, że czasem tak
się układa.
Twoja mamusia jest bardzo mądra - Victoria uśmiechnęła się
przez łzy. - Dziękuję, Misty.
Otworzyła drzwi i weszła do domu. To już nie będzie jej dom,
jej życie. Wszystko stracone.
S
R
Choć jeszcze dzisiaj będzie udawać, że nadal jest jego żoną.
Nadal będzie go kochać.
Ta nagła myśl uderzyła ją jak obuchem. Omal się nie potknęła.
Ale czy powinna tak się dziwić? Wszystkie go kochają. Miała
szczęście być z nim tak długo, mieć go tylko dla siebie.
Nie dziwi się. Wie tylko, że nie może się przed nim zdradzić.
Nie po to brali ten ślub. Powód, dla którego go wzięli, przestał
istnieć. To oznacza koniec ich związku. Nie pozostało jej nic
innego, jak wrócić do swojego życia.
Nigdy nie powie mu prawdy.
Wchodziła do kuchni, gdy nagle objęły ją silne ramiona. Caleb
cmoknął ją w kark. Przygarnął do siebie.
- Witam, pani Fremont - odezwał się z uśmiechem.
Zamrugała. Starała się zachować spokój, nie reagować
na jego bliskość. Z miernym skutkiem.
Musi się trzymać. Nie może niczego po sobie pokazać.
Uśmiechnęła się z przymusem.
Co się stało, że wróciłeś tak wcześnie? Denise cię wykopała?
Jakbyś zgadła! - Roześmiał się. - Czekała na to od lat, wreszcie
się zbuntowała. Czyli dziś jesteś na mnie skazana. No i na Boba.
I Lionela.
Lionela? - zdziwiła się.
Uhm. Nie wspominałem ci o nim?
- Ma coś wspólnego z gazetą?
Caleb się roześmiał.
Owszem. Podsunąłem mu egzemplarz, a on od razu zaczął wę-
szyć.
Wytłumaczysz to jaśniej, mój mężu? - Jak cudownie brzmiało to
słowo! Nie mogła się powstrzymać, by go nie
S
R
wypowiedzieć. Ile by dała, żeby na zawsze zostać w jego ra-
mionach, patrzeć mu w oczy i nie liczyć czasu. Caleb popatrzył
na nią wesoło.
No więc, kiedy Denise kazała mi się wynosić...
Akurat w to uwierzę.
No dobrze, sam wyszedłem.
Musiałeś mieć powód.
Oczywiście. - Przesunął ustami po jej karku. Marzyła, by to po-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]