[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wodę.
Opadał, zdawałoby się, bez końca, lecz w pewnym momencie linka szarpnęła i poczuł, że
statek zaczyna go holować. Wtedy przebił się na powierzchnię i odetchnął z ulgą. Był tuż
przy sterach.
Ciemne skrzydła cięły falę za falą, ale ich śliska powierzchnia nie miała żadnego zaczepu,
którego mógłby się chwycić. Pozostało mu jedynie płynąć równo z nimi. Wystarczyło, by
zwolnił pracę rąk i nóg, a woda znosiła go na bok, na całą długość linki.
Z zimna kurczyły mu się mięśnie. Zrozumiał, że długo w wodzie nie wytrzyma i że powinien
się spieszyć. Zciskając w prawej garści sztylet, nabrał w płuca powietrza i zanurkował pod
śliski zielony spód bliższego steru.
Dla płuc to była tortura. Wiedział, że po kilku sekundach odmówią mu posłuszeństwa. Zaczął
gorączkowo skrobać palcami po oblepionym śluzem metalu, lecz nie wyczuł tam nic takiego,
o czym mówił Kryksus. Klnąc w duchu, przebił się nogami na powierzchnię. Tracił siły.
Wciągnął w płuca kolejny oddech i zniknął w ciemnej głębi.
Kryksus wyczuł obecność starego gladiatora wcześniej, niż ten stanął u jego boku i spojrzał
na huśtającą się na wodzie, między sterami, linkę. Stare oczy były stalowe od gniewu, aż
marynarz odruchowo cofnął się o krok.
- Co robisz? - spytał Reniusz spokojnie.
- Ja? Nic. To chłopak sprawdza stery i obcina pąkle.
Wargi Reniusza wygięły się z niesmakiem. Stał nieruchomo, bez-ręki, lecz kipiał gniewem.
Kryksus zauważył przypięty do pasa miecz i wytarł ręce o boki. Razem przyglądali się, jak
Marek wynurza się na powierzchnię i nurkuje w głąb jeszcze trzy razy. Ramiona zwisały mu
bezradnie i obaj mężczyzni dobrze słyszeli, jak się krztusi z wyczerpania.
- Sprowadz go tu natychmiast. Zanim się utopi - powiedział Reniusz.
Kryksus skwapliwie zaczął ciągnąć linkę, ręka za ręką. Reniusz
Rozdział 19
229
nie ofiarował się z pomocą, lecz stał z dłonią na rękojeści miecza, co wyglądało na
wystarczającą zachętę.
Kryksus zdążył się spocić, nim Marek znalazł się na poziomie pokładu. Wisiał na lince
niemal bezwładnie, zbyt słaby, by zapanować nad własnym ciałem.
Marynarz wciągnął go na burtę jak belę płótna i przetoczył twarzą do pokładu, dyszącego i z
zamkniętymi oczami. Uśmiechnął się na widok sztyletu w zaciśniętej dłoni i sięgnął po niego.
Za jego plecami coś szczęknęło. Zamarł, widząc kątem oka wyciągnięty miecz Reniusza.
- A teraz co robisz?
- Biorę sztylet! On... on miał przynieść muszlę... - wyjąkał mężczyzna.
- Sprawdz drugą dłoń - powiedział Reniusz.
Marek ledwo go słyszał przez wodę w uszach, piekący ból w piersiach i wszystkich
członkach, ale otworzył lewą dłoń; na niej, pokryta zadrapaniami i nacięciami, leżała okrągła
muszelka ze swym żywym, połyskującym wilgocią mieszkańcem.
Kryksusa zamurowało i Reniusz machnięciem miecza odsunął go na bok.
-Niech drugi... Parus, o ile pamiętam, zbierze ludzi. Sprawy posunęły się za daleko.
Kryksus popatrzył na miecz, potem na minę Reniusza i nie zaprotestował.
Gladiator schował miecz, kucnął przy Marku i uderzył go kilka razy po pobladłej twarzy.
Policzki nabrały koloru, a Marek za-krztusił się własnym kaszlem.
- Myślałem, że będziesz miał dość, po tym jak mało nie spadłeś z rei. Doprawdy nie wiem, co
zamierzasz udowodnić. Zostań tu, a ja tymczasem rozprawię się z ludzmi.
Marek usiłował coś powiedzieć, lecz Reniusz potrząsnął głową.
-Bez dyskusji. Z takimi jak ci tutaj rozprawiam się przez całe życie.
Podniósł się, poszedł tam, gdzie zebrała się załoga, i stanął na widocznym dla wszystkich
miejscu. Mówił przez zaciśnięte zęby, lecz jego głos docierał do każdego.
-Jego błąd polega na tym, że chciał być traktowany honorowo
230
Imperator
przez szumowiny takie jak wy. Ani mi się śni zabiegać o wasze zaufanie czy szacunek. Daję
wam prosty wybór. Wypełniacie dobrze swoje obowiązki. Pracujecie ciężko i odbywacie
wachty, i wszystko idzie jak należy aż do chwili, kiedy dopłyniemy do portu. Zabiłem więcej
ludzi, niż potrafię zliczyć, i tu, na tym statku, wypruję kiszki z każdego, kto nie będzie mi
posłuszny. A teraz niech zobaczę w was mężczyzn! Jeżeli ktoś chce ze mną dyskutować,
niech chwyci za miecz, zbierze swoich przyjaciół i stanie przeciwko mnie razem z nimi. -
Jego głos podniósł się do ryku. -Nie odchodzcie stąd tylko po to, by spiskować po kątach jak
stare baby! Mówcie teraz, walczcie teraz. Bo jeżeli teraz żaden tego nie zrobi, a usłyszę jakieś
szepty pózniej, rozłupię każdy łeb na dwoje, przysięgam!
Potoczył po twarzach wściekłym wzrokiem, a mężczyzni popatrzyli na swoje stopy. %7ładen się
nie odezwał i żaden się nie ruszył; stali na pokładzie jak posągi. Cisza się przedłużała i powoli [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pumaaa.xlx.pl
  •