[ Pobierz całość w formacie PDF ]

180
RS
- Nie, nie możemy porozmawiać o tym pózniej! - wrzasnął Harve. -
Jesteś moją córką! Nie wiedziałem nawet, że się z kimś spotykałaś. Co to za
facet? Dlaczego go nie znam?
 Nie ma siły, by go powstrzymać" - pomyślała. Musiała mu
powiedzieć.
- Znasz go, tato. To Sam.
- Sam? Mój Sam? Ty i Sam Nichols? - Harve wytrzeszczył oczy,
próbując złapać oddech. - On się z tobą ożeni, oczywiście.
- Nie, tato, z całą pewnością nie ożeni się ze mną.
- Dlaczego nie? Ja...
- Tato! Nie wiesz, jak to jest.
- Powiem ci, jak to jest. - Harve zacisnął pięść i trzasnął nią w drugą
rękę. - Nigdy nie powinienem był ocalić życia temu nędznemu łobuzowi,
oto, jak to jest.
181
RS
Rozdział dwunasty
- Daj mi butelkę - zażądał Sam, popychając wzdłuż kontuaru pustą
puszkę po piwie. - Czegokolwiek, najlepiej karaibskiego rumu.
Barman z  Czerwonej Małpy" potarł szczeciniastą brodę.
- Może powinieneś pozostać przy piwie, Sam. Pochłonąłeś go sporo.
Jeśli pomieszasz, zalejesz się w trupa.
- O to mi właśnie chodzi.
- Nie upijaj się i nie rób u mnie bałaganu, dobrze, bracie? Nie
chciałbym, żebyś miał kłopoty.
- Butelka - powtórzył Sam stanowczo. Jeśli nie otrzyma alkoholu,
pójdzie za kontuar i sam się obsłuży. Mieć kłopoty? Co on wygaduje?
Przecież to śmiechu warte! Barman najwyrazniej nic nie rozumiał. Sam pił,
by się powstrzymać od wpakowania się w kłopoty.
Styl jego życia nie czynił go może człowiekiem, który mógłby zostać
postawiony za wzór w szkółce niedzielnej, ale jednego nie robił - gdy pił,
nie prowadził samochodu. Zalewał się więc na umór przez cały ostatni
tydzień. To trzymało go w barze. Nie wskakiwał za kierownicę swego ka-
brioletu, nie ruszał w nieznane. Gdyby nie to, krążyłby nocą po pustych
ulicach i skończył Bóg wie gdzie.
Ostatnim razem, włócząc się po mieście, zaparkował przed agencją
Brewsterów, mając nadzieję, że ujrzy przelotnie B. J. Przez pierwsze dni po
powrocie z Nassau omal nie zwariował, tak bardzo pragnął ją zobaczyć,
wyjawić jej prawdziwą przyczynę unikania stałego związku. Nie chodziło o
kobietę. Nie spojrzał na inną, odkąd spotkał Bev. Kierował nim strach. Bał
się dnia, w którym przestanie ignorować jego niepohamowanie i fantazję i
182
RS
poprosi go, żeby się zmienił i stał się... mężczyzną, jakiego ona chce
naprawdę.
Obserwował ją, gdy wychodziła z agencji Brewsterów punktualnie o
piątej, ubrana w spodnie i bluzkę z koronkowym kołnierzykiem. I
powiedział sobie, że należy wytrzezwieć i spojrzeć prawdzie w oczy. To
była zwykła sprawa dla B. J. Brewster. Nie tęskniła za nim wcale. Wszystko
w niej wróciło do normy. Zapomniała o nim bezboleśnie.
 Niech i tak będzie" - mówił do siebie przez całą drogę do swego
małego apartamentu. Wyglądała na szczęśliwą. A przynajmniej zadowoloną.
Co dało mu prawo, by czyścić sobie sumienie jej kosztem? Zasmucił Bev
już nie raz.
- Hej, Nichols...
Sam usłyszał gruby męski głos, ale zupełnie nie miał nastroju do
konwersacji.
- Pózniej - powiedział, gdy intruz zaczął pukać w jego ramię.
- Chcę porozmawiać z tobą, bracie.
- Daj spokój! - ostrzegł Sam.  Gdzie, do cholery, podział się barman z
tą butelką?" - Był wściekły.
Gdy mocne palce wcisnęły się głęboko w bark, odwrócił się, gotów
wyrządzić komuś krzywdę. Olbrzymia pięść dosięgła go tak szybko, że nie
zdążył zrobić uniku. Prawy sierpowy uderzył go prosto w podbródek.
Padając pociągnął za sobą stołek barowy i połamał go dokumentnie.
Ból przeszył go na wylot. Pokręcił głową, potarł obolałą szczękę i spojrzał w
górę, na faceta, który mu przyłożył. Harve Brewster?
- Dlaczego to zrobiłeś?
183
RS
- Tak mi się odpłacasz! - wrzasnął Harve, potrząsając pięścią. -
Ocaliłem ci twoje nędzne życie i poprosiłem w zamian, byś strzegł mojej
córki, mojej jedynej córki! A ty w ten sposób mi się odpłacasz.
- Co takiego zrobiłem?
- Nie udawaj niewiniątka - warknął Harve, pomagając mu wstać. -
Chodz, synu. Musimy porozmawiać.
Bev zabierała się właśnie do czyszczenia miski Moby Dicka, gdy
zadzwonił dzwonek u drzwi.
- Kto tam?! - zawołała, wychodząc z kuchni. Dłonie miała zajęte
sprzętem do usuwania glonów.
- Przesyłka dla B. J. Brewster! Przesyłka? Nie zamawiała niczego.
- Chwileczkę - powiedziała, stawiając ekwipunek na podłodze.
Poprawiła bluzkę i spróbowała przygładzić rozczochrane włosy. Otworzyła
drzwi i zamarła z ręką na klamce. Gapiła się na olbrzymi bukiet świeżo
ściętych żonkili, który pojawił się przed nią. I na mężczyznę, który trzymał
je w ręku.
- Sam? Co ty tu robisz?
- Przynoszę ci kwiaty! - Trzymał je niedbale, jakby nie był pewien, czy
zostanie dobrze przyjęty.
Bev nie mogła go przywitać, nawet jeśliby chciała. Poczuła że podłoga
nagle przesunęła się pod jej stopami. Zrobiła krok do tyłu, ogarnęły ją
mdłości. Zaraz zwymiotuje!
- Wybacz mi! - krzyknęła, dając mu znak, by wszedł, a sama popędziła
do łazienki.
- Co się stało?! - zawołał za nią.
Nie zwróciła owsianki, którą jadła na śniadanie, ale niewiele
brakowało. Poranne mdłości! Poprzedni atak był niczym w porównaniu z
184
RS
dzisiejszymi nudnościami. Gdy żołądek uspokoił się wreszcie, przejechała
wilgotną szmatką po twarzy i szyi, aby móc wyjść i spojrzeć mu w oczy.
- Dobrze się czujesz? - spytał, gdy wróciła do salonu. W dalszym ciągu
stał na progu z żonkilami w ręku i patrzył na nią troskliwie. Tak ją zaskoczył
swoim pojawieniem się,że nie zauważyła nawet, jak bardzo się zmienił.
Charakterystyczne lotnicze okulary przeciwsłoneczne opierały się na czubku
głowy, wsunięte w gęste ciemne włosy, które porządnie zaczesał do tyłu.
Wyglądało na to, że naprawdę użył grzebienia zamiast ręki. Zwieżo
ogolony, przyglądał się jej uważnie i uśmiechał się z odrobiną niepewności.
Tylko czarna skórzana kurtka przypominała dawnego Sama Nicholsa.
- Dobrze się czujesz, B. J. ?
- Zwietnie - odparła szybko. - Pewnie zjadłam coś nieświeżego.
Wyglądał tak, jakby z trudem hamował śmiech.
- Mówiono mi, że wywieram dziwny wpływ na kobiety, ale nigdy
przedtem żadna przy mnie nie wymiotowała.
- To nic takiego, tylko fala... - urwała, zerkając na niego.
- Porannych mdłości? - dokończył za nią.
Słowo ogromnie nieeleganckie, jak na damę, wyrwało się z ust Bev.
- Wiesz o dziecku?
Skinął głową. Dlaczego nie była zdziwiona?
- Harve ci powiedział, prawda? - spytała z rozdrażnieniem. - Gdzie on [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pumaaa.xlx.pl
  •