[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Kiedy mieli już ruszać, zza rogu wyjechał samochód
Fletcha. Fletch wysiadł, mocno zatrzaskując drzwi.
- Tak się nie traktuje samochodu - wymruczał z
dezaprobatą Woodall. Włączył światła sygnalizacyjne i
wyjechał ostrożnie na ulicę.
Amanda starała się patrzeć przed siebie. Skąd więc
wiedziała, że Fletch miał na sobie sprane do białości dżinsy i
koszulkę bez rękawów z napisem Windy Hollow Bull Dogs?
Odsłaniającą jego prężne muskuły.
Jeszcze kilka dni temu była w jego ramionach.
- Czy to on? - spytał Woodall, obserwując w lusterku
Fletcha.
- Kto? - spytała. Spojrzał na nią z ukosa.
- Twój były mąż.
- Tak.
- Ale wielkolud.
W jego głosie zabrzmiał niesmak.
- A teraz - powiedział, gładko zmieniając temat -
powiedz, czy szukamy dziś czegoś konkretnego?
- Myślałam o komodzie - odparła, czując bicie serca na
wspomnienie Fletcha. - Na przykład z sosny. Muszę postawić
coś w rogu jadalni.
- A więc - rzucił z zachwytem Woodall - przez cały ranek
polujemy na komodę.
Wiedziała, że Fletcher nie byłby zachwycony takim
pomysłem. Spojrzałby ponuro i uśmiechnął się ironicznie.
Woodall puścił głośniej muzykę i znów zaczaj dyrygować,
wymachując energicznie prawą ręką.
Amanda westchnęła, wyglądając przez okno.
Na aukcji były dwie komody, ale żadna nie wpadła jej
specjalnie w oko. Zauważyła za to lalkę z porcelany i
dziecinny wózek.
To nie były odpowiednie zabawki dla Shelby. Nadawały
się wyłącznie do oglądania.
Ogródek, w którym jedli lunch, był uroczy: ciche patio
wykładane kamieniami, meble z kutego żelaza, mały staw i
cudowny ogród. Zjedli miniaturowe kanapki i wypili herbatę
w zabytkowej zastawie z porcelany. Na deser podano
delikatne ciasteczka i świeże truskawki w kryształowej
salaterce.
Woodall bez przerwy opowiadał o spluwaczce z brązu,
którą kupił do biura. Nie mogła zrozumieć jego entuzjazmu
dla pojemnika, do którego wypluwało się przeżuty tytoń. W
dodatku tej spluwaczki ktoś już używał. Choć teraz była
nieskazitelnie czysta, jej widok wywoływał w Amandzie
odrazę.
Myślami wróciła do Windy Hollow. Zastanawiała się, co
wszyscy teraz robią. Wyobraziła sobie, jak Fletch i Shelby
uklękli obok siebie i ubijają ziemię wokół nowej sadzonki.
Oprzytomniała, kiedy Woodall położył dłoń na jej ręce.
- Jesteś dziś rozkojarzona - stwierdził z wyrzutem. -
Myślałem, że zdecydujesz się na tę komodę.
Nie miała ochoty go słuchać. A przecież byli dobrymi
przyjaciółmi i wszystko wyglądało tak obiecująco. Wiedziała,
że Woodall poprosi ją kiedyś o rękę. Jeszcze tydzień temu
była pewna, że się zgodzi.
Co z tego, że nie był dobrze zbudowany? Inne cechy były
o wiele ważniejsze. Wychowanie. Inteligencja.
Odpowiedzialność. Aagodność.
- Przepraszam - powiedziała. - Myślę wciąż o Shelby. Nie
zdejmując dłoni z jej ręki, pochylił się do Amandy.
- Chyba nie przywiązałaś się do tej małej? - spytał.
Spojrzała ze zdziwieniem. Jak mogła nie przywiązać się do
Shelby?
- Słucham?
- Straciłaś już jedno dziecko. Chyba nie chcesz przeżywać
znów tragedii.
Spojrzała na niego z przerażeniem.
- Tragedii? Shelby jest jak pączek kwiatu.
- Amando, szanuję twoje romantyczne uczucia, ale z
natury jestem realistą. Mój zawód tego wymaga. Na pewno
odnajdzie się rodzina tej dziewczynki. Ktoś, kto wsadził tę
małą do autobusu i napisał jej imię na kartce. I będziesz
musiała im ją oddać.
Wiedziała, że Woodall ma rację, i nienawidziła go za ten
rozsądek. Mimo to ogarnęła ją panika. Nie odda nikomu
Shelby. Fletch musiał o tym wiedzieć, kiedy zdecydował się ją
przywiezć.
Woodall chyba czytał w jej myślach.
- Dziwię się twojemu byłemu mężowi. Jak mógł ci to
zrobić? Moim zdaniem wykazał zupełny brak wrażliwości.
Ale gdyby nie miał wad, pewnie nadal bylibyście
małżeństwem, prawda?
Nie mogła uwierzyć, że Woodall czuje taką złość do
Fiesta. Nawet jeśli jego przypuszczenia były słuszne. Może
faktycznie Fletch wykazał brak wrażliwości, zostawiając u
niej Shelby. Może nie zdawał sobie sprawy z konsekwencji,
tak samo jak i ona. Może tak jak ona przede wszystkim chciał
pomóc małej.
Z bólem przypomniała sobie, że Fletch bardziej dbał o
innych ludzi niż o siebie.
Kiedyś razem z połową miasteczka obserwowała, jak
wspiął się na wieżę wodną za Harrym Jonesem, który po
zerwaniu z Lydią Stevenson chciał popełnić samobójstwo. Na
drabinie, sześćdziesiąt stóp nad ziemią, Fletch złapał
Harry'ego za nogi.
- W porządku, Harry - powiedział spokojnie. - Możesz
skakać. Ale zabierzesz mnie ze sobą. Przypominam ci, że
mam w domu małe dziecko.
Amanda była przerażona. Wolałaby, żeby to Fletch
pamiętał, że ma w domu małe dziecko, i nie podejmował
takiego ryzyka.
Pózniej Fletch starał się zlekceważyć zagrożenie.
- Harry to dobry człowiek - powiedział. - Teraz jest
załamany. Mógłby popełnić samobójstwo, ale z całą
pewnością nie skazałby mnie na śmierć.
Amanda podziwiała odwagę męża, lecz z drugiej strony
wolałaby, żeby nie zachowywał się jak bohater.
Teraz okazało się, że sama nie jest pozbawiona odwagi.
- Woodall - powiedziała, powoli dobierając słowa - mam
nadzieję, że śmierć mojej córki nie uczyniła ze mnie kogoś,
kto będzie się bał okazać serce dziecku, które tego potrzebuje.
Może Shelby wyjedzie stąd w przyszłym tygodniu. Może
nawet już jutro. Ale teraz jestem jej potrzebna, dlatego Fletch
przywiózł ją do mnie.
- Bo wie, że masz dobre serce - powiedział smutno
Woodall. - Czy to wszystko?
- Nie rozumiem - odparta chłodno.
- W zeszłym tygodniu słyszałem plotki...
Oczywiście. Ten pocałunek na skraju drogi
prawdopodobnie był od paru dni najważniejszym tematem
rozmów w Windy Hollow. Thelma Theobald musiała o to
zadbać.
- Naprawdę? - spytała opanowanym głosem. Woodall
skrzywił się.
- Ludzie mówią, że znów się spotykacie. Mam wrażenie,
że wszyscy wietrzą sensację. Pewnie robią już zakłady.
Tak jakby mógł cokolwiek wiedzieć o zakładach.
- Chcesz, żebym powiedziała, co myślę o tych plotkach?
Proszę bardzo...
- Nie, oczywiście, że nie. Chcę tylko wiedzieć... - Zrobił
pauzę, po czym dodał: - Czy zależy ci na nim, Amando?
A więc spytał. W takim razie mu odpowie. Prosto i
szczerze.
- Tak.
- Aha.
- Zbyt dużo nas łączy, żebyśmy byli sobie obojętni.
Woodall wyglądał na załamanego.
- Czy do niego wrócę? - Nagle słowo  nie" ugrzęzło jej w
gardle. Ale Woodall nie zasłużył sobie na takie traktowanie.
Ona sama też nie. Do diabła z Fletchem Harrisem. - Nie sądzę
- stwierdziła stanowczo. To nie było kategoryczne
zaprzeczenie, ale na nic więcej nie było jej w tej chwili stać.
W drodze powrotnej prawie nie odzywali się do siebie.
Zatrzymali się na jeszcze jednej wyprzedaży. Woodall stanął i
zgasił silnik. Amanda weszła do środka i zobaczyła
ogromnego pluszowego misia. Jasnobrązowy, miękki i
okrągły. Zupełnie nowy.
Kupiła go i rozejrzała się wokół. Wózek dla lalek i śliczna
lalka z szalą wypełnioną ubrankami. To dopiero zabawki.
Zachwycona zapłaciła za zakupy.
Woodall martwił się, że wózek porysuje mu karoserię.
- Dokąd jedziemy? - spytał. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pumaaa.xlx.pl
  •