[ Pobierz całość w formacie PDF ]
głosu. Unikała spojrzenia Irlandki.
Ale ta nie dała się zniechęcić.
- Ależ, dziecko, czyżbyś nie widziała, jak on na ciebie
spogląda, kiedy wchodzisz do izby? Czy wiesz, jak na ciebie
patrzy, gdy sądzi, że go nie widzisz? Wygląda, jakby
umierał z głodu! Tak właśnie! I nie patrz na mnie jak na
wariatkę! To prawda, powiadam ci!
- Ale...
- %7ładne ale! Przypomnij sobie inne szaleństwo, którego
byliśmy świadkami. Pamiętasz, jak Jamie rozbijał jedną
rzezbę po drugiej?
W szarych oczach mignął błysk.
- Ach, widzę, że pamiętasz. Nikt nie rozumiał, co go
opętało. Ale teraz, kiedym to sobie razem zestawiła, powia
dam ci, namiętność do sztuki może być czasami wyrazem
głębszych uczuć. W czasach mego dzieciństwa mieliśmy
w Ulsterze pewnego starego poetę...
- Maire! - zawołała Christina w podnieceniu. - Chcesz
powiedzieć, że...
- Twierdzę, że istnieje tu pewne podobieństwo, macushla.
193
Podobieństwo, nic więcej. Ale skąd masz wiedzieć, jeśli nie
spytasz?
Dziewczyna powoli skinęła głową, nadal niepewna. Maire
westchnęła głęboko.
- Ach, dziecko, znam cię przez całe twe życie i nie
mogłabym cię kochać bardziej, gdybym sama cię urodziła.
A jednak nie potrafię powiedzieć, co masz robić. Jestem
rada, żeś postanowiła zerwać z lordem Aaronem, choć
wiesz, żem cię do tego nie nakłaniała. Sama musiałaś do
tego dojść. Widzisz, kochanie, tym razem też o to chodzi.
Nie mogę ci rzec, co trzeba zrobić, lecz wiem, co bym sama
uczyniła: spytałabym go!
Christina spojrzała w ciemne, szczere oczy i zaniechała
protestów. Powoli na jej ustach ukazał się uśmiech.
- Maire - szepnęła. - Jesteś absolutnie niespełna rozumu,
ale cię kocham.
Irlandka mruknęła niezrozumiale coś, co pobudziło Chris-
tinę do cichego chichotu. Chichot przeszedł w perlisty
śmiech; dziewczyna objęła swą towarzyszkę i uścisnęła ją.
- Wiesz - odezwała się przekornie - być może powinnam
skorzystać z twej szalonej rady, lecz jeszcze nigdy nie
pozwoliłam sobie na więcej niż zaproszenie mężczyzny na
przechadzkę. Ośmielę się zauważyć, iż w porównaniu z tym
oświadczyny wydają się dość... zniechęcające.
Maire roześmiała się i uścisnęła ją jeszcze raz; potem
wolno ruszyły w dalszą drogę.
- Zanim zaczniesz obmyślać tę zniechęcającą propo
zycję, najpierw napraw most, co się zawalił. Nie podobała
mi się mina Jamiego, kiedy się dowiedział, kim jest jego
lordowska mość.
194
Jamie i Jacques już kopali, kiedy obie przybyły do
zagrody. Christina westchnęła z ulgą. Skoro Jamie jest tak
zaangażowany w szukanie skarbu, widać nie poczuł się zbyt
urażony widokiem Aarona.
Ale ostrzegawcze słowa Maire nadal nie dawały jej
spokoju. Christina zdała sobie sprawę, że wczoraj nie
zareagowała właściwie. Nie powiedziała Jamiemu, co sądzi
o przyjezdzie Aarona, nie wspominając już o postanowieniu
zerwania zaręczyn.
Kiedy Jacques roześmiał się i chwycił Maire w objęcia,
dziewczyna poczuła rosnące zaniepokojenie. Jamie nie
przerwał pracy, nie spojrzał na nią. Kopał nieprzerwanie.
Także Irlandka to zauważyła; wyswobodziła się z objęć
Jacques'a i spojrzała na odwróconego Jamiego. Potem szturch
nęła Christinę.
- Kochanie - zwróciła się do Francuza. - Cieszę się,
żeście tak rano ruszyli do kopania, lecz nie zjedliście
przyzwoitego śniadania. Chodz ze mną, przyrządzę coś
pożywnego, a ty pomożesz mi to przynieść.
Beaumonde wydawał się zdezorientowany, lecz wystar
czyło mu jedno spojrzenie na zmartwioną twarz Christiny.
Skinął głową, dotknął lekko ramienia dziewczyny, uśmiech
nął się do niej krzepiąco i pospieszył za Maire, już zdążającą
ku chacie.
Christina zagryzła wargę. Jamie wymienił szpadel na
motykę; w dalszym ciągu się nie odzywał i nie reagował
na obecność dziewczyny.
Przyglądała się jego drgającym mięśniom szerokich ple
ców i ramion, widocznym pod cienkim płótnem koszuli.
Potem utkwiła wzrok w jego smagłych przedramionach,
195
żylastych i silnych. Słońce lśniło na porastających je jasnych
włosach. Zadrżała na wspomnienie chwili, kiedy obejmował
ją w przypływie namiętności.
Zamknęła oczy, bezgłośnie wyszeptała modlitwę i z wysił
kiem wydobyła słowa z wyschniętego gardła.
- Dzie... dzień dobry, Jamie.
Zatrzymał się z uniesioną motyką; powoli opuścił ją na
stertę ziemi.
- Czy naprawdę dobry?
Nadal się do niej nie odwrócił.
Przełknęła twardą kulę, która utkwiła jej w gardle.
- Tak... dobry... na przeprosiny i zmianę mojej przyszło
ści. Widzisz - zaczerpnęła powietrza - postanowiłam zwrócić
[ Pobierz całość w formacie PDF ]