[ Pobierz całość w formacie PDF ]
emiter bez mocy&
- I to! - Norbis położył dłoń na rękojeści noża. - Ale będzie to wielki honor dla
wojownika. Kiedy zapłonie ogień, Gorgol stanie przed nim i opowie o swych czynach
dwunastu klanom i nie będzie nikogo, kto by mówił, że nie jest tak.
Storm troskliwie przygotowywał się do dzieła. Ponownie pomalował twarz zrobioną
naprędce farbą. Przez zranione ramię przewiesił złożoną derkę, której końce zatknął za pas
concha. Przejrzał się w jeziorku i przewiązał splątane włosy paskiem materiału. Z wody
spojrzała na niego postać barbarzyńcy, która na pewno zwróciłaby uwagę zgromadzenia
Nitrów, nawet bez jego drużyny.
Nie mógł nieść Baku na zranionym ramieniu przez całą drogę, więc musiał przekonać
go, żeby wyleciał z jaskini, sam zaś poszedł za nim trzymając Hing. Surra szła obok. Od
Gorgola dowiedział się, że orzeł wrócił poprzedniego dnia, tuż przed atakiem Rzezników i
zaraz przepadł gdzieś w jaskini, podobnie jak Surra i Hing.
Kiedy wyszli na zewnątrz, Storm skoncentrował się przywołując uwagę zwierząt i
przygotowując na ewentualny atak. Jeszcze raz nocny wzrok Gorgola okazał się przydatny,
gdy wspinali się krętą ścieżką na wyżynę. Tej nocy jednak świeciły księżyce i gdy wydostali
się z wąwozu, wyszli na jasno oświetlone zbocze.
Ziemianin szedł wolno, oszczędzając siły i przyjmując pomoc Norbisa w
trudniejszych miejscach. Wiatr był zmienny, niósł ze sobą niski pomruk, naśladujący łoskot
grzmotu. Dotarli do skalnego stopnia, na który musieli się wspiąć. Dalej ścieżka wiodła
wokół występu, przez łukowate przejście aż do szerokiej platformy, gdzie pod przewieszką
znalezli stos suchych patyków. Gorgol kopnął je i pokazał:
- Zły lotnik.
Stąd Norbis musiał ścigać zranionego stwora aż do Doliny Zamkniętych Grot.
Wyglądało na to, że ptak był samotnikiem, jego gniazdo nie zostało też zajęte przez innego
mieszkańca.
Musieli pokonać jeszcze jeden skalny stopień i Storm, podtrzymywany przez Gorgola
zastanawiał się, ile jeszcze będzie musiał wytrzymać dzisiejszej nocy. Ale droga okrążyła
zbocze i w oddali ujrzeli czerwony blask ognia. Nagle w górę sypnęły zielone iskry i poczuli
duszący swąd.
- Czarownicy! - zamigotały palce Gorgola.
Storm zobaczył, że znajdują się na równej płaszczyznie, pozbawionej roślinności, ale
pokrytej tu i ówdzie wyrzezbionymi przez deszcze skałami, w półmroku przypominającymi
dziwaczne postacie. Do dwóch takich form przywiązano czterech mężczyzn - osadników,
sądząc po strojach. Przestrzeń pomiędzy nimi wypełniała gromada Norbisów przykucniętych
dookoła ogniska i wpatrzonych w dwóch współplemieńców, którzy uderzając w małe bębenki
wydające odgłos naśladujący grzmot, tańczyli rytmicznie wokół płomienia.
Storm przyglądał się uważnie. Albo Nitra czuli się tu zupełnie bezpieczni, albo ich
wartownicy byli bardzo dobrze ukryci. W każdym razie żadnego nie widział. Ale tuż przy
jeńcach siedzieli tubylcy.
- Idę& - zasygnalizował do Gorgola.
Nadał wezwanie do Baku, który musiał krążyć gdzieś nad ich głowami, przy nogach
czuł krzepiące ciepło ciała Surry. Powoli zszedł na płaszczyznę, wydając dzwięk
przywołujący drużynę.
Z czerni nieba wynurzył się Baku - pierzasta cząstka nocy obdarzona własnym
życiem. Storm zachwiał się trochę, gdy orzeł wczepił się szponami w derkę okrywającą jego
zranione ramię, ale szybko doszedł do siebie i z Hing na piersiach, z Surrą, drapieżnie
szczerzącą kły, przy nodze, wszedł pewnie w krąg ogniska.
ROZDZIAA 17
Oto nadchodzi Zabójca. Potworów, obuty w jego mokasyny,
Odziany w ciało zrodzonego z burzy.
Oto nadchodzi Zabójca Potworów,
Cięciwa napięta, strzała gotowa do lotu.
Oto nadchodzi Zabójca Potworów,
Gotów do walki&
Storm nie był Zpiewakiem, ale słowa same przyszły do niego, układając się w rytmy
mocy. Czuł, że chroni go niewidzialna zbroja tego, który rozmawiał z Odległymi Bogami i
był równy Duchom Przodków. Czuł, że moc wzbiera i ogarnia go. Czyż z takim wsparciem
potrzebował jakiejś broni? Nie widział, jak szeregi Nitra rozstępują się, tworząc drogę ku
ognisku. Nie zdawał sobie teraz sprawy z niczego, oprócz tej pieśni i mocy, i tego, że on,
Hosteen Storm, był w tej chwili małą, ale istotną cząstką czegoś znacznie przekraczającego
wszelkie możliwe ludzkie dążenia&
Nie czuł bólu, jaki sprawiał siedzący na chorym ramieniu Baku. Stał teraz bez ruchu
oko w oko z niebieskorogim czarownikiem trzymającym uniesiony w górę bębenek.
Osłupiały Nitra wpatrywał się w to niespodziewane zjawisko.
- Ahuuuu! - Storm wydał okrzyk wojenny swych przodków. - Ahuuu!
Czarownik uderzył w bęben, odpowiedział mu głuchy pomruk grzmotu, ale Ziemianin
wyczuł w tym geście jakieś wahanie. Tubylec przemówił świergoczącym głosem. Storm nie
użył mowy palców. Nie należało zdradzać swego pokrewieństwa z osadnikami i ich
zwyczajami. Zwrócił się ku więzniom. Logan rozpoznał go, w oczach Quade'a błysnęło
zdziwienie.
Moc jest w jego ramieniu, moc jest w nim.
Zabójca Potworów odziany w jego ciało
Kroczy w nim&
Surra stąpała obok, dostosowując się do jego dostojnego kroku. Wypuścił Iling.
MeerkatJak cień ożywiony blaskiem ognia, pomknął ku najbliższej skale. Wspiąwszy się na
tylne łapy, rzucił się z zębami i pazurami na więzy krępujące jeńców. Na gest Storma Surra
równie szybko pospieszyła na pomoc Loganowi i drugiemu z poganiaczy.
Kapłan Nitra zaskrzeczał jak rozwścieczony joris i potrząsając bębenkiem skoczył ku
Ziemianinowi. Baku załopotał skrzydłami i krzyknął groznie przeszywając tubylca wzrokiem.
Uniósł się nieco w powietrze i zaatakował, zupełnie jak wtedy, gdy w wiosce Krotaga spotkał
się z zamlem. Nitra musiał ustąpić przed tym uosobieniem furii i ptak pogonił go wokół
ogniska. Z gardeł obserwujących ich wojowników wydarł się wysoki okrzyk zdumienia.
- Nasza, jest moc! - Storm zaintonował pieśń, którą pewnie tylko jeden ze słuchaczy
mógł zrozumieć. Ale jeśli nawet słowa były nieznane, to jej wymowa była całkiem oczywista
i gdy postąpił naprzód, Nitrowie rozpierzchli się przed nim.
Quade zrobił krok do przodu i Storm kątem oka zauważył, że zrzuca przecięte więzy.
To Gorgol, ukryty w mroku, wypełniał swe zadanie. Osadnik skoczył, by podtrzymać
słaniającego się Logana, ale chłopak oparł się przez chwilę na łbie Surry - kot nie pozwolił
[ Pobierz całość w formacie PDF ]