[ Pobierz całość w formacie PDF ]

samochodu Smitha.
- Ocochodzi?- Danzauważył napięcienajej twarzy.
- Nic - powiedziała flegmatycznie. - Nie wiedziałam, że
Smithwyjechał. Ciekawe, dokąd.
- Pewniezwiedza okolice- odparł krótko, czując na sobie
badawczywzrokCassie.
janessa+anula
us
o
l
a
d
-
n
a
c
s
108
DlaczegoDanunikał rozmówna temat Smitha?Topytanie
niedawałojej spokoju. Dannależał doludzi ciekawych świa-
ta, interesujących się dosłownie wszystkimseansami spiry-
tystycznymi, treścią miejscowej gazety, historią wielorybni-
kówczy też jej pracą wreklamie. Ale Smithnie interesował
goani trochę. Dlaczego? Niewiedziała. I na razieniemusiała
wiedzieć. Kiedy była z Danem, wszystkie te sprawy traciły
znaczenie. Patrzyła na jego usta, wsłuchiwała się wtembr
jego głosu i pragnęła tylkojednego... Kochać się z nim,
- Możebiedakzaszył się wjakąś mysią dziurę powczo-
rajszymspotkaniu z duchem? - Dan uśmiechnął się widząc
zmartwienie malujące się na twarzy Cassie. Wiedział jednak
doskonale, że Smithwybrał się domiasta, żebyprzesłać fa-
ksemartykuł doredakcji.
- Niema żadnegoducha.
- No to powiedz mi wreszcie, czego przestraszył się
Smith. I co mnie wystraszyło dwa dni wcześniej. - Dan za-
cisnął ręce na kierownicy, widząc, że droga nad urwiskiem
gwałtownie się zwęża.
- Czyja wiem? Zbiorowa halucynacja?AmożeSmithjest
zakonspirowanymalkoholikiem, który przyjeżdża na kilka
dni dotakiegocichegopensjonatu, żebypić na umór...
- Wykluczone. Nadużywanie mocnych trunków fatalnie
wpływa na urodę i..
Zaniepokojona zmianą w jego głosie, Cassie odwróciła
głowę. Spojrzała na zbielałe kostki palców, którymi kurczowo
ściskał kierownicę.
- Co się dzieje? - spytała, kiedy samochód zaczął gwał-
townie nabierać prędkości.
- Coś nietakzhamulcami - odparł cicho.
Kiedyznaczenietegochłodnegostwierdzenia dotarłodo
janessa+anula
us
o
l
a
d
-
n
a
c
s
109
jej świadomości, zamknęła oczy. Jeżeli wysiadły hamulce,
pomyślała przerażona, niemają najmniejszej szansy. Wypad-
ną z pierwszegozakrętu i stoczą się wdół postromymzbo-
czu. Nawet jeśli nie zginą na miejscu, następny samochód
może jechać tą drogą za kilka dni...
Wpatrywała się wDana, próbując zapamiętać na wiecz-
ność rysyjegotwarzy. Twarzymężczyzny, któregokochała...
Bliskość katastrofyspowodowała, żekłębiącesię wniej uczu-
cia skrystalizowały się wjedną, przejrzystą myśl. Kochała
Dana Travisa. Niewiedziała, kimbył, jakiemiał zamiary, ale
kochała go, bez względu na wszystko.
- Jeżeli przez pół kilometra nie wypadniemyz drogi, do-
jedziemy do prostego odcinka przy samej plaży - powiedziała
spokojnym, niemal sennymgłosem.
- Spróbujemy- odparł ponuro.
Dan wyłączył silnik i zaciągnął ręczny hamulec. Samo-
chód zwolnił nieco, ale nagłym, nie kontrolowanym ślizgiem
zbliżył się niebezpiecznie do wąskiego pobocza.
Udało imsię przejechać około czterystu metrów. Niemal
wtej samej chwili, kiedy Cassie pomyślała, że za sekundę
zjadą na plażę i będąmogli podziękować Opatrzności zaoca-
lenie, Dan stracił kontrolę nad kierownicą. Samochód skręcił
wprawoi potoczył się wdół. Staranował kępę dzikichkrze-
wów, zrobił pełnyobrót i, ostatnimimpetem, uderzył wwielki
szarygłaz.
Cassiepróbowała oddychać głębokoi rytmicznie, aletojej
wcale nie uspokajało. Miała mdłości i była śmiertelnie prze-
rażona.
- To cud, że nie zginęliśmy! Gdybyś nie wiedział, co
robić... gdybyśmy nie wyhamowali... - Wcisnęła międzyko-
lana drżące dłonie. Chciała się opanować. Nie musiała teraz
janessa+anula
us
o
l
a
d
-
n
a
c
s
110
niczegomówić. Przecież Danniejest ślepy. Zdajesobiespra
wę... Czy aby na pewno?
Wczoraj omal niezostali otruci, dzisiaj mieli zginąć wwy-
padku samochodowym.
- Dan? - Jej głos załamał się nagle i wybuchnęła szlo-
chem.
Dan oprzytomniał natychmiast i otworzył oczy. Podniósł
głowę znad kierownicy, wyciągnął do Cassie ręce i wziął ją
wramiona, Przyciskającdopiersi jej głowę, drżącymi palca-
mi potarł policzek, jakbypróbował się upewnić, czynaprawdę
żyje.
Przywarładoniegorozpaczliwie, dygoczącjakwfebrze.
- Już dobrze - szepnął. - Uspokój się, wszystko wpo-
rządku.
- Wporządku!? - wybuchnęła histerycznymkrzykiem.
- Wczoraj ktoś próbował nas otruć, dzisiaj mogliśmyspaść
z urwiska i spłonąć wtymcholernymsamochodzie! Aty mi
mówisz, że wszystkojest wporządku? Możejeszczepowiesz,
że tozbiegokoliczności? Czystyprzypadek?
Nerwowychichot Danawystarczył jej zaodpowiedz.
- Uwierzyłabyś, gdybymtakpowiedział?
- Nie. Dan, co tu jest grane? Powiedz mi wreszcie, do
jasnej... - Podbródek Cassie zaczął drżeć niebezpiecznie.
- Błagamcię, kochanie, niepłacz...
Przydusił ją swoimciałem, przylgnął brutalnie do pół-
otwartychust i wbił wniesztywnyjęzyk- nieproszącowza-
jemność, nie torując łagodnie drogi. To, co robił, nie miało
nic wspólnego z pieszczotą. Było desperackimpotwierdze-
niemtego, że żyje.
Cassie pociemniało woczach. Niczego bardziej nie pra-
gnęła niż takiej pewności. Oddychała szybko i niespokojnie,
janessa+anula
us
o
l
a
d
-
n
a
c
s
111
jakby cudowna fala pożądania porwała ją winny wymiar
czasu. Wiedziała już, gdzie się zaczyna i gdzie kończy jej
świat. Dan, odkądgopoznała, był częścią tego świata i częścią
jej samej.
- Och, Cassie... - szepnął, wzdychając. - Myślę, że...
- Nie myśl. - Zasłoniła palcami jego usta. - Nie chciała
teraz myśleć, martwić się przyszłością. Pragnęła jego piesz-
czot, miłości bez słów, chciała poddać się tej chwili bez reszty.
Zdjęła przez głowę bluzkę i delikatnie, już bez pośpiechu,
oplotła rękami jego szyję. Bliskość jego rozpalonego ciała
sprawiła, że przez moment nie pragnęła niczego więcej. Ale
pochwili uspokojenia wrócił lęk. I rozpaczliwepożądanie.
Dan, jakbyczytającwjej myślach, odpiął haftki biustono-
sza i uwolnił jej piersi.
- Mój Boże, Cassie, jesteś takapiękna...
Wierzyła mu. Czuła, że jej pożąda, że drżą jego mięśnie
napiętedogranic wytrzymałości. Zwiadomość tegobyła upa-
jająca. PodobniejakWczoraj, naplaży, poczuławsobieogro-
mną siłę. Była zdolna dowszystkiego.
Dansięgnął ręką za jej fotel. Zanimsię zorientowała, opadła
z siedzeniemdotyłu, pociągając goza sobą. Roześmieli się,
a potemichusta złączyłysię wdługim, namiętnympocałunku.
- Dan szepnęła, kiedy uniósł uniósł się na łokciach, żeby
zaczerpnąć powietrza. - Kochaj mnie, błagam.
- Tak, Cassie... niemusiszmniebłagać. - Pogładził ją po
włosach, apotemzaczął całować piersi. Wygięła się i zamru-
czała jakkotka, kiedydrażnił językiemnajpierwjedenkoniu-
szekpiersi, potemdrugi. Uniosła biodra. Chciała być wreszcie
naga, odczuwać wszystkomocniej i pełniej.
Nie czekając na jego pomoc, jednymruchempozbyła się
szortów.
janessa+anula
us
o
l
a
d
-
n
a
c
s
112
Dan uklęknął nad nią, zrzucił z siebie koszulę, a potem
spodnie. Patrzyła na niegospokojnie, nie odwracając wzroku.
Zledziła każdy jego ruch, upajając się jego męskością, wy-
raznymdowodempożądania, jaki jej dawał.
Westchnęła z ulgą, tonąc na powrót wjego ramionach.
Czuła, jak ciało Dana pulsuje z rozkoszy. Kiedy nie mogli
dłużej czekać, objęła go nogami i zaczęła poruszać się deli-
katnie, kojąco, jakbychciała przeciągnąć tę chwilę wnieskoń-
czoność. Dan był mokryod potu. Kiedywbił się wnią jednym
silnympchnięciem, zobaczyła tęczę i spadające gwiazdy; [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pumaaa.xlx.pl
  •