[ Pobierz całość w formacie PDF ]
173
Natychmiast klepnęła mnie po ręce na znak, że mam powtórzyć, i rozpromieniona sama
wyliterowała to słowa. Właśnie w tej chwili do domku z pompą weszła niańka z małą
siostrzyczką Heleny. Położyłam rączkę Helenki na dziecku i wyliterowałam słowo "dzidzi".
Powtórzyła je bez pomocy, z błyskiem zrozumienia na twarzy. W drodze powrotnej do domu
wszystko, czego się dotknęła, musiało otrzymać nazwę i rzadko musiałam coś powtarzać. Ani
długość słowa, ani układ liter nie robią jej, jak się zdaje, żadnej różnicy. A nawet łatwiej
zapamiętała heliotrop i chryzantemę niż krótsze nazwy. Pod koniec sierpnia znała 625 słów.
Po tej lekcji nastąpiła druga o słowach oznaczających położenie rzeczy. Jej sukienka była w
kufrze, a potem na kufrze. Wypalcowałam jej te przyimki w zdaniach. Zorientowała się
szybko w różnicy między "w" i "na", chociaż nie od razu potrafiła użyć ich w zdaniach. Gdy
to było możliwe, grała w trakcie lekcji rolę aktora. Cieszyła się, że stoi na krześle, że ją
wsadzam do szafy. W związku z tą lekcją nauczyła się imion członków rodziny i słowa "jest".
"Helena jest w szafie". "Mildred jest w siatkowym łóżeczku". "Pudełko jest na stole". "Tatuś
jest na łóżku". Oto próbki zdań, jakie układała w drugiej połowie kwietnia. Następna lekcja
była o przymiotnikach. Do pierwszej lekcji użyłam dwóch kul. Jedna była duża, miękka, z
włóczki, druga - kulka do strzelania. Natychmiast dostrzegła różnicę w rozmiarach. Biorąc
kulkę, uczyniła swój zwykły znak na małe - to jest odciągnęła na rączce fałdkę skóry.
Następnie wzięła kulę włóczkową i rozpostarła nad nią ręce na znak, że duża. Te gesty
zastąpiłam przymiotnikami "duża" i "mała". Z kolei zwróciłam jej uwagę na twardość jednej
kuli i miękkość drugiej. Nauczyła się przymiotników: miękka i twarda. W kilka minut
pózniej, macając główkę siostrzyczki, powiedziała do matki: "Głowa Mildred jest mała i
twarda". Wreszcie zrobiłam próbę wytłumaczenia jej sensu słów: prędko i wolno. Jednego
dnia pomagała mi nawijać włóczkę, wpierw prędko, potem wolno. Wypalcowałam jej:
"nawijać prędko" albo "nawijać wolno", przy czym trzymałam ją za ręce i pokazywałam, jak
się ma stosować do moich życzeń. Nazajutrz podczas ćwiczeń wypalcowała: "Helena zwijać
szybko" - i ruszyła szybkim krokiem. A potem: "Helena zwijać wolno" - znów dostosowała
ruch do słów. Pomyślałam, że czas nauczyć ją drukowanych liter. Kartkę z wypukłym
napisem "pudełko" umieściłam na pudełka. Ten sam eksperyment powtórzyłam z wieloma
przedmiotami. Jednak nie od razu zrozumiała, że etykieta z napisem oznacza przedmiot.
Wzięłam więc arkusz z alfabetem i położyłam jej palec na literze A, jednocześnie wykonując
"A" moimi palcami. W miarę jak oznaczałam litery ręcznym alfabetem, Helenka przesuwała
palec z jednej drukowanej litery, na drugą. W ciągu dnia nauczyła się wszystkich liter, dużych
i małych. Teraz otworzyłam elementarz na pierwszej stronie i kazałam jej dotknąć słowa kot,
jednocześnie palcując je. Zorientowała się błyskawicznie. Poprosiła, żebym poszukała psa i
174
wielu innych słów. Była bardzo niezadowolona, bo nie mogłam znalezć w książce jej imienia.
Nie miałam wady żadnych zdań napisanych wypukłym drukiem, które mogłaby zrozumieć,
ale siadywała godzinami suwając paluszkami po wszystkich słowach w książce. Gdy
natrafiała na znajome słowa, buzia jej rozjaśniała się. Widzieliśmy, że z dnia na dzień staje się
coraz milsza, coraz poważniejsza. W tym czasie posłałam panu Anagnosowi listę słów, które
opanowała, a on, zacny człowiek, kazał je dla niej wydrukować. Pocięłyśmy z panią Keller
kilka arkuszy drukowanych słów, żeby mogła układać je w zdania. Uradowało ją to więcej niż
wszystko, czego się dotąd nauczyła. Tego rodzaje praktyka była wstępem do nauki pisania.
Nie było żadnej trudności z wytłumaczeniem jej, jak ma pisać na papierze ołówkiem te same
zdania, które układała codziennie z kawałków papieru. Połapała się szybko, że nie potrzebuje
się ograniczać do wyrażeń już opanowanych, ale może przekazać każdą myśl, która jej
przyjdzie do głowy. Położyłam ramkę do pisania, jaką posługują się niewidomi, między
poskładany papier na stole i pozwoliłam jej zbadać pismo czarnodrukowe. Takie litery miała
pisać. Prowadząc jej rękę napisałam zdanie: "Kot pije mleko". Gdy skończyła, nie posiadała
się z radości. Pobiegła z tym do matki, która zdanie wypalcowała. Dzień po dniu
manewrowała ołówkiem po tych samych liniach rowkowanego papieru, nie okazując
najmniejszej niecierpliwości czy znużenia. Skoro nauczyła się przelewać na papier swoje
myśli, nauczyłam ją z kolei systemu Braille'a. Uczyła się ochoczo, gdy spostrzegła, że może
czytać sama to, co napisała. Jest to dla niej zródło stałej przyjemności. Będzie siedziała przy
stole cały wieczór, spisując wszystko, co przepływa przez jej intensywnie pracujący mózg. I
rzadko się zdarza, żeby mi było trudno odczytać to, co napisała. Równie uderzające postępy
robi w arytmetyce. Umie dodawać i odejmować w zakresie stu z wielką szybkością, a w
tabliczce mnożenia doszła do pięciu. Właśnie pracowała nad cyfrą czterdzieści, więc mówię
jej "Zrób dwa razy". Odpowiedziała natychmiast: "Dwa razy dwadzieścia równa się
czterdzieści". Więc ja znowu po przerwie: "Policz, ile będzie piętnaście trójek". Chciałam,
żeby zrobiła grupy trójkowe, i przypuszczałam, że będzie je musiała zliczyć, żeby zobaczyć,
ile wyniesie piętnaście razy trzy. Ale ona wypalcowała odpowiedz momentalnie: "Piętnaście
trójek równa się czterdzieści pięć". Gdy się dowiedziała, że ona jest biała, a ktoś ze służby
czarny, wywnioskowała stąd, że cała służba to Murzyni. Zawsze gdy pytałam ją o kolor kogoś
ze służby, odpowiadała: "Czarny". Zapytana o kolor skóry człowieka, o którym nic nie
wiedziała, zdetonowała się i wreszcie powiedziała: "Niebieski". Nie mówiono jej nigdy ani o
śmierci, ani o grzebaniu ciał, a jednak gdy pierwszy raz w życiu znalazła się na cmentarzu ze
mną i z matką, żeby obejrzeć kwiaty, położyła rączkę na oczach i powtarzała palcując:
"Płakać, płakać". Oczy jej zaszły łzami. Kwiaty nie sprawiły jej przyjemności i przez cały
175
czas na cmentarzu była bardzo spokojna. Innym razem, idąc ze mną, odczuła najwidoczniej
obecność brata, chociaż był od nas daleko. Powtarzała na palcach jego imię. Skręciła w
stronę, skąd nadchodził. Podczas spaceru lub przejażdżki Helena natychmiast przypomina
sobie nazwiska spotkanych osób. `cp2 Dalszy ciąg listów. `cp2 13 listopada 1887 r.
Zabraliśmy Helenę do cyrku. Cóż to była za uciecha! Personel cyrkowy bardzo się nią
zainteresował. Wszyscy robili, co mogli, żeby ta pierwsza bytność w cyrku stała się dla niej
pamiętnym dniem. Pozwalali jej oglądać zwierzęta, o ile to tylko nie było niebezpieczne.
Karmiła słonie i uzyskawszy pozwolenie wdrapała się na grzbiet największego. Siedziała
sobie na "Wschodniej Księżniczce", podczas gdy słonica maszerowała majestatycznie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]