[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Książę, spojrzawszy na nią niemy, uląkł się tego widma tak zmienionego, że w niej prawie
Lukierdy poznać było trudno. Resztki młodości znikły, była to istota przeobrażona w posąg
nieczuły. Gdy powoli zaczerwienione oczy podniosła nań, przeszyły go do dna duszy. Nie
było w nich wymówek ani skargi; ale śmierć nimi patrzała. Uląkł się tego żywego trupa.
Z dala czatowała ciekawa pierwszego spotkania Bertocha. Nie rozumiała, co się działo.
Widziała ją zastygłą, jego ze wstrętem jakimś prędko wychodzącego z izby. Skinął na Niem-
kę, która czekała.
Coście z nią zrobiły? zapytał.
My? My?! żywo rękami poruszając, krzyknęła Bertocha. My? Ona sama, nie my, te-
mu winna! Wypłakuje oczy za tą starą czarownicą, pijaczką, która się nie wiedzieć gdzie po-
działa.
Przemko spojrzał surowo, Bertocha zarumieniła się i nie pytana przysięgać się zaczęła.
My, my nie wiemy nic! Stara poszła gdzieś, przepadła!
Książę już nie słuchał. Wieczorem poszedł do Miny, ale z drogi dwa razy się zawracał.
Szedł, ciągnął go nałóg, a wstręt miał i obawę. Wreszcie nie oparł się pokusie, pospiesznym
krokiem wpadł do niej, lecz nie jak dawniej ją witając. Chłodny był i obojętny.
Mina przystąpiła doń z zuchwałością, do której nawykła, ale odpychał ją jakąś dumą, któ-
rej nabrał w niewoli. Człowiek był inny, zestarzał. Nie mogąc go poruszyć, Niemka płakać
poczęła, lecz i łzy nie poskutkowały. Myślał o czym innym, na ostatek, napastowany łzami,
pogniewał się i precz iść chciał, gdy go uściskiem strzymała. Czułość ta nie uczyniła wraże-
nia, patrzał surowo i choć pozostał, nie rozmarszczył się. Nie był to już dawny Przemko na-
miętny; zalotność, płacz, gniewy znosili z lekceważeniem. Gdy po krótkim pobycie wyszedł,
Mina rękami oczy sobie zasłoniła; była w rozpaczy.
Ona, księżna ta przeklęta, winna wszystkiemu! zawołała. Ma litość nad nią! Póki ona
żywa, nie będzie końca.
Padła z rękami pościskanymi na łóżko.
Przemysław, jak krótko litość uczuł nad żoną, której widoczna choroba wstręt w nim bu-
dziła, tak mniej jeszcze dał się ująć napaściom dawnej kochanki. Inne myśli napełniały mu
głowę i burzyły w piersiach. Sięgał nimi wyżej i dalej nad ten grodek, na którym siedział, i w
którym ciasno mu było. Potrzebował ludzi do rady, co by go zrozumieli i poparli. Wojewoda
Beniamin, Tomisław kasztelan mówili mu o tym małym kawałku Polski, którą on trzymał;
niewola u Henryka, może chciwość panowania na większym obszarze księcia wrocławskiego
nauczyły go więcej pragnąć, patrzeć dalej. Nie miał się powierzyć komu.
61
Niepokój ten ducha, któremu ciasno było i duszno wszędzie, potrzebującego się wylać,
znalezć sprzymierzeńca, pomoc, radę nazajutrz zaraz wygnały go z domu. Jechał bez celu
prawie, nie wiedząc dokąd, z kilką ludzmi tylko, tym, co go pytali o kierunek podróży, odpo-
wiedzieć nie umiejąc. Aowów nie chciał, towarzystwo zwykłe ciążyło mu. Tęsknił za zmar-
łym stryjem, który byłby go jeden zrozumiał i pocieszyć umiał.
Ksiądz Teodoryk, jako ojciec duchowny czuwający nad księciem, zaniepokojony był tym
stanem jego, nie mogąc dobadać przyczyny. Lękał się i o siebie, aby nie popadł w niełaskę.
Nieśmiało ofiarował się towarzyszyć. Przemko odmówił półgłosem.
Za murami zamku spotkał kanclerza Wincentego, proboszcza poznańskiego. Był to kapłan
cichy, nie dworak natrętny jak Teodoryk, milczący, rozważny, więcej z księgami niż z ludzmi
żyjący. Szedł pieszo na zamek z agendą63 w ręku.
Przemko, który tylko co Teodoryka odprawił, jego zatrzymał.
Książe Wincenty odezwał się jesteście mężem dobrej rady. Jeżeliście nie znużeni,
siądzcie na spokojnego stępaka i jedzcie ze mną. W polu człowiek się swobodniej rozmówić
może, a jam długo w murach siedział i te mi się sprzykrzyły. Ciężko mi na duszy. Mój ojciec
duchowny zbyt powolny jest, nadto potakujący wy mi prawdę rzeczecie, ja jej potrzebuję.
Ksiądz Wincenty, który choć miał zaufanie pana swego, szczególnych łask jego nie posia-
dał nigdy, zdziwił się niemało. Wracał do domu i w żadną podróż puszczać się nie myślał,
lecz usłyszawszy rozkaz pana, ze skwapliwością wielką oświadczył się gotowym do podróży.
Na skinienie księcia konia mu podano. Dwór pozostał opodal nieco. Przemko zbliżyć się ka-
zał kanclerzowi. Twarz miał posępną i zmęczoną. Wyjechali w pole na ów gościniec pamięt-
ny, który niegdyś wytrzebiono za Chrobrego, gdy cesarz Otto pielgrzymował do Gniezna64.
Książę zwrócił się do towarzyszącego mu w milczeniu kapłana.
Ojcze mój rzekł słuchajcie, bo się wam wynurzę jak na spowiedzi. Dusza moja po-
trzebuje tego. Więzienie, największa męczarnia dla człowieka, ma też swe błogosławieństwa;
zasiewa ono w nas myśli, które wśród burzliwego życia nie przyszły. Doświadczyłem ja tego.
Z niewoli wróciłem innym.
Westchnął ciężko.
Dopóki żył stryj mój, Pobożny, jemu zwierzać się mogłem teraz nie mam nikogo, a
potrzebuję rady i pociechy. Tak jak u nas dziś jest, nie może być dłużej. Spojrzyjcie, co się
stało od podziału Krzywousta, od czasu jakeśmy koronę Ottonowską stracili.65 Na szczęty
rozpada się ta ziemia, a Brandeburczyki, Czechy, cesarstwo, dzicz wszelka bezkarnie w nią
[ Pobierz całość w formacie PDF ]