[ Pobierz całość w formacie PDF ]
niacy, którzy z innych wymagań, do jakich jawnie się Zakon nie przyznawał, żyć sobie
obiecywali.
Znalezli się tam i śpiewacy, i błaznowie, i usłużna gawiedz wszelkiego roóaju, na
co z zamku przez szpary patrzanox v . Potworzyły się wesołe gospody, niby dla czelaói
i knechtów& niby dla kupców i podróżnych; a co się tam w nich po kątach óiało, miejski
sołtys nie baróo w to wchoóił.
Nie zdraóał jeden drugiego, bo sam się lękał być wydanym; na wzajemnym pobła-
żaniu stało to życie.
W zamku surowa reguła, choć się często zwalniała, zawsze niby panowała pozornie;
poza nim Krzyżacy swobodniej sobie poczynali. Gdy w murach nigdy się żadnej, nawet
w wieku podeszłym, niewieście, pokazywać nie było wolno; w mieście, pod rozmaitymi
nazwiskami i pozory, zamieszkiwała ich liczba wielka.
Rycerstwo, gdy spoczywało na zamku, puszczało się na łowy różne nad Nogatem,
ujeżdżało konie, zabawiało się wycieczkami; a powracając, nie rzadko zatrzymywało się
w mieście, o czym choć kto wieóiał, białych płaszczów zdraóić by się nie ważył.
x u ga a si óiś: wzbogacać się.
x v a na s a (daw.) óiś: patrzeć na coś przez palce; traktować pobłażliwie.
ze i ac k aszewski Kunigas 38
Drobniejsza szlachta, która się już naówczas odróżniała płaszczami szarymi, choć
w Zakonie równą się uważała ze starszyzną, nie mogła sobie tyle pozwalać. Trzymano
jÄ… surowiej.
Do zwolnienia reguły dla dostojniejszych przyczyniały się, parę razy w rok przyby-
wające, całe zastępy gości krzyżowych z Anglii, Francji, z Niemiec i innych krajów. Dla
tych przybyszów drogocennych, bo z nimi wiele zasobów otrzymywał Zakon, zastawiano
stoły, wyprawiano uczty i zabawy, turnieje i łowy. A że oni do reguł zakonnych nie byli
obowiązani się zastosowywać, reguła do ich wymagań się nakłaniała. Starszyzna była od
niej wolną na czas pobytu gości, a po ich odjezóie, obyczaj, raz wzięty, trwał dalej.
Zwieccy luóie przynosili z sobą swawolne rozmowy; niejeden z dworem na krucjatę
ciągnął sługi różne, które w mieście się zostawały i niekiedy tu zamieszkiwały&
Ludność więc była tu wcale inna niż po miastach, które urosły w warunkach od-
miennych. Czoło jej stanowili kunsztmistrze, rzemieślnicy, rękoóielnicy różni, a poza
nimi ci, co na luókich słabościach, jak plugawe pasożyty, się gnieżdżą.
Gospód wszelkiego znaczenia co nie miara było, począwszy od tych, w których się
knechty piwem up3ały, aż do tych, co białym płaszczom dostarczały doskonałych pig-
mentów, to jest mocnych win, osłoóonych i korzeniami przyprawnychx w .
Na stole krzyżackim powszedniego czasu, jeśli się taki pigment ukazał, to w małym
kółku i pod wymiarem, jaki reguła wskazywała; po gospodach dawano go, ile kto zapłacił.
Na ostatek byli w mieście i tacy mieszczanie, o których powołaniu i zajęciach nikt
dobrze nie wieóiał. Zwali się albo pokrewnymi jednych, lub protegowanymi drugich
i roóiną.
Do tych zagadkowych onego czasu istot, w Malborgu już od dawna osiedlonych, na-
leżała i Gmunda Lewen, niemłoda już niewiasta, pokrewną się zowiąca jednego z płasz-
czów biaÅ‚ych, SiegÊîieda von Ortlopp.
SiegÊîied ów, znad Renu tu przybyÅ‚y, mąż już zestarzaÅ‚y teraz, milczÄ…cy, z siÅ‚y starga-
nymi, dla dawnych jakichś zasług swoich w Zakonie był wielce poważany. Jego powaga
osłaniała dom pani Gmundy, który wśród miasta jak wyspa stał odosobniony, bo do nie-
go ani sołtys, ani miejscowa właóa ni zaglądać, ni od niego nic żądać, ani się mieszać do
spraw jego nie śmiała.
Nie tylko SiegÊîied stary tam uczÄ™szczaÅ‚; przychoóili i inni Krzyżacy i zabawiano siÄ™
tam wesoło nieraz do pózna. Gdy na Zamku rzucanie kości i gra inna, oprócz warcabx x
a szachów, zakazaną była; wieóieli wszyscy, iż u Gmundy kubki stały jawnie na stoli-
kach i grywano tu zapamiętale. Nie goóiło się też Krzyżakom w towarzystwie niewiast
znajdować, a tu ich zawsze było pełno.
Gmunda Lewen miała po dwie i trzy siostrzenice, sprowaóane z Niemiec, które się
ukazywały tu i znikały, czeladz kobiecą liczną. A nikt jej chowania ich nie wzbraniał.
Stara gospodyni nader wyglądała poważnie: twarz miała surową, namarszczoną, usta
usznurowane, i uchoóiła za baróo srogo dozierającąx y dworu swojego. Gdy się czasem
w białych krochmalnych czepcach, szeroko rozpiętych nad głową i spadających aż na
ramiona, ukazała w progu swojego domu, w sukni czarnej, bramowanej galonami, z to-
rebką i kluczami u pasa, mieszczanie przechoóący kłaniali się jej do ziemi, a mieszczanki
przyglądały się strojom ciekawie, rade naśladować, co jej z Niemiec przysyłano.
W kościele, do którego Gmunda uczęszczała nader gorliwie, miała swój klęcznik obity
aksamitem, najbliżej ku ołtarzowi posunięty i gdy do niego szła, wszyscy się przed nią
ustępowali. A idąc, szeleściła sukniami, dzwięczała łańcuchami i manelamiy p , których
zawsze było na niej pełno.
Wieóieli mieszczanie, iż przez niÄ… i SiegÊîieda na zamku u Mistrza wszystko, co
chciała, wyrobić mogli. Potęga jej już tak była ustaloną, że choć surowsi, jak Bernard,
znać jej nie chcieli i czasem się oóywali o niej z przekąsem, nic jej dotąd już za trzeciego
Mistrza nadwerężyć nie mogło.
Dwór Gmundy stał w mieście samym, niedaleko nowego kościoła, jednakże tak od-
osobniony i odparkaniony, a drzewami osłonięty, iż niełatwo było zbadać, co się w nim
x w a n przyprawiony, zaprawiony.
x x a a óiś D.lm: warcabów.
x y i a doglądać; dozorować.
y p an a (z wł.) bransoleta.
ze i ac k aszewski Kunigas 39
óiało. Głównymi jego wrotami od ulicy baróo rzadko kto wchoóił, lecz miał dwie fur-
ty mniej widoczne po bokach, które nie próżnowały. Wieczorami, często po obwołaniu
gaszenia ognia, u Gmundy świeciło, lecz nikt by był nie śmiał o to jej upominać.
Słowem, było to gniazdo uprzywilejowane.
Lat już upłynęło pięć pono od czasu, gdy z wyprawy na Litwę zwycięskiej, w któ-
rej, oprócz rzezi straszliwej, mnóstwo jeńców młodego wieku zabrano, przypęóono do
Malborga kilkaóiesiąt sierot, przeznaczonych na życie i niewolę.
Byli to, jak mówiono, chłopcy sami, i przypisywano to trafowi, że mięóy nimi zna-
lazło się óiesięcioletnie óiewczę Baniuta, na którym resztki oszarpanego ubrania,
delikatna płeć, wstążka złocista we włosy wpleciona, domyślać się kazały óiecka moż-
niejszego rodu.
W początkach, gdy Baniutę odkryto, surowsi starzy Krzyżacy krzyczeli, domagając
siÄ™, aby to plugastwo wprost, ochrzciwszy, zabić i nie żywić. Stary SiegÊîied ulitowaÅ‚ siÄ™
óiecku płaczącemu i strwożonemu, i, nie wieóieć jakim sposobem, wyrwawszy je z rąk
oprawcom, wymógł, że mu pozwolono oddać je na wychowanie Gmunóie, która acz
niechętnie, zgoóiła się je, jak psa, żywić przy kuchni.
Najpierwej więc ochrzczono ją na gwałt, dając jej imię patronki, czczonej w zakonie,
dla znajdujących się tu relikwii jej, Barbary. Gmunda ze wstrętem podjęła się hodować
to stworzenie, które za óiką istotę, nigdy się niemającą dać przyswoić, uważała.
W istocie, obyczaj miała Baniuta zupełnie inny niż mieszczańskie óieci. Na pozór od
rówieśnic swoich nieskończenie była przebieglejszą, śmielszą, dojrzalszą i nieunoszoną;
oónaczała się dumą i uporem. Biciem i karaniem nic na niej wymóc nie było podobna.
Mdlała z bólu, gdy ją sieczono, ale zacinała usta i nie wydała jęku.
Nie ucząc się, umiała jakoś, czy też instynkt jej poddawał, wiele rzeczy, którym się
óiwowano.
Niezmiernie zręczna i silna, mogła się jak kot wdrapać na najwyższe drzewo, prze-
lezć przez plot, wygrzebać w ziemi jamę i w niej, liśćmi się okrywszy, zakopać, aby jej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]