[ Pobierz całość w formacie PDF ]
żące przed nim na stole.
- O, nie - powstrzymał go Niuniek. - Jesteś moim gościem, Józiu. Pozwolisz, że ja cię poczęstuję. Przygoto-
wałem coś ekstra na tę okazję.
Niuniek sięgnął do kieszeni i wyciągnął paczkę papierosów w celofanie. Obejrzał pudełko ze wszystkich stron,
choć oglądał przy kupnie w Delikatesach", odpieczętował
i pstryknął palcem serdecznym w denko. Z pudełka wysunął się do połowy elegancki papieros z filtrem.
- Dunhill - powiedział Niuniek. - Amerykańskie. Nigdy ich jeszcze nie paliłem. Raz trzeba spróbować.
Niuniek poczęstował Gańkę, inżyniera i sam zapalił. Gańko od lat przyzwyczajony do sportów, zaciągnął się i
zaniósł suchym kaszlem. Azy popłynęły mu do oczu.
- A niech to cholera - zaklął i z jakąś złością spojrzał na papieros.
- Jak ci nie smakują, Józefku - powiedział Niuniek -to zgaś i zapal swojego.
Gańko nie należał do ludzi, którzy od razu się załamują. Pociągnął jeszcze dwa razy nie zaciągając się.
- Tego świństwa nie da się palić - stwierdził i zapalił sporta.
- Tacie nie smakują te papierosy - odezwał się inżynier - bo tata nie wie, co dobre. Dla taty najlepsze są sporty,
bo sport, to zdrowie".
Gańko spojrzał na zięcia takim wzrokiem, jakby miał na końcu języka słowa: Ty gnojku zasrany, jaki ja dla cie-
bie tato?"
Powiedział natomiast, co wszyscy usłyszeli:
- Nie dadzą się palić przez te perfumy.
- Nie dokończyłeś, Gańko, o tym, jak wy tam żyjecie.
- A co tu kończyć? - zastanowił się Gańko, co by jeszcze powiedzieć. - W tej klubo-kawiarni dyskutujemy nad
tym, cożeśmy zrobili do tej pory, co jest, a co by się jeszcze przydało. Wszyscy chętni są do roboty, bo wiedzą,
że robią dla siebie. Przyjeżdżają różni prelegenci z odczytami, słuchamy ich, potem rozmawiamy z nimi. Raz był
nawet jakiś literat, Domański, czytał nam swoje wiersze, owszem, nie powiem, potem długo mówił nam o
Fredrze i Wyspiańskim, zahaczył o Mickiewicza, wziął pieniądze i odjechał. Niepotrzebnie mówił nam o tym
Fredrze i Mickiewiczu, bo to bez przerwy w telewizji wystawiają, aż się rzygać chce. To chyba wszystko.
- Rozumiem - powiedział Niuniek. - Jednym słowem na nadmiar kultury nie narzekacie.
- Raz nawet była u nas Rodowicz ze swoim zespołem i śpiewała tę swoją piosenkę: Och, jakbym chciała damą
być". Ludzie do dzisiaj ją wspominają. Dzieciarni rozdawała swoje podpisy.
Inżynier znudzony opowieścią teścia, wyciągnął z kieszeni nowego Szaradzistę", długopis, i gdzieś od środka
zeszytu począł rozwiązywać krzyżówkę. Bez reszty oddał się rozrywce, ale co chwila zwracał się do zebranych
o pomoc.
- Powiedzcie mi państwo, jak się nazywa rzezbiarski młotek drewniany. Zaczyna się na ,,ka", a kończy na 1".
Sześć liter.
- Na ka"? Sześć liter? - łamał sobie głowę Niuniek. Spojrzał na Aniołka, która robiła dobrą minę do złej gry.
-Kiedyś wiedziałem, wiem o co panu chodzi. Taki drewniany okrągły młotek.
- Może inaczej. Więzienie na osiem liter? Też zaczyna się na ka".
- Kryminał - odezwała się niepewnie Aniołek.
- To by się zgadzało - powiedział uradowany inżynier.
- Kazamaty też mogą być - podsunął Niuniek.
- Niech będzie kryminał - powiedział inżynier i wpisał kryminał w puste pola.
Na tym się urwało. Zebrani nie byli w stanie pomóc inżynierowi w rozwiązywaniu krzyżówki. Zniechęcony
więc schował Szaradzistę" do kieszeni. Niuniek zwrócił się do niego z pytaniem.
- A co pan, inżynierze, myśli robić na wsi ze swoim wykształceniem?
- Wszystko przemyślałem, panie Niuńku. Od początku do końca. Przejmę ziemię teścia i wezmę się za gospo-
darowanie. Specjalizacja, to jest to, na co obecnie trzeba się nastawić. Trzeba iść z prądem, a nie odwrotnie. W
ciągu trzech miesięcy zakręcę się przy papierach technika-rolnika. Kiedy będę miał już papiery w kieszeni,
wtedy wystąpię z podaniem do banku o pożyczkę na rozwój hodow-li trzody chlewnej. Zwinie nam są
potrzebne, panie Niuńku. Należy stawiać na świnie i świnie popierać, laki widzę początek. Zaprojektuję i
postawię chlewnię na jakieś dwieście sztuk.
- Powiadasz pan...specjalizacja.
-Tylko! Ogląda pan czasem w telewizji, jak pokazują chłopa. Co on mówi o gospodarowaniu? Jak ktoś ma łeb
na karku, wie jak podejść, z której strony, ten nic zginie. Szybko upora się z trudnościami. Wszyscy pójdą mu na
rękę i będą pokazywać go jako wzór gospodarności. Wszystko można zrobić, panie Niuńku, tylko trzeba chcieć i
umieć.
- No, z tego co pan mówi, to ma pan wielkie plany -przyznał Niuniek.
- Są warunki, żeby postawić wieś do góry nogami. Do niedawna ludzie uciekali ze wsi do miasta, teraz jest od-
wrotnie. Chętnie wróciliby na wieś, ale przyzwyczaili się do miasta. Zdobyli jaką-taką pozycję w pracy, a nawet
wysokie stanowiska, i tego wszystkiego nie mogą od razu rzucić, ot, tak sobie, zlikwidować, spakować mancie i
wrócić na wieś.
- Cieszy mnie, że ma pan tyle zapału - powiedział Niuniek. -Jest pan młody, ma pan młodą żonę, życie przed
wami. Rodzice, dopóki będą mogli, to zawsze wam pomogą.
- A co tam będzie do pomocy? Co tylko będzie możliwe, to się zmechanizuje. Karmę będą rozprowadzać podaj-
niki, coś się wykombinuje, żeby uprzątało nawóz, z pod-ściółką to samo.
-'łacie, za jakiś rok, dwa, kiedy dobrze się podstarzeje, a ja już stanę na nogi, załatwię posadę gminnego insemi-
natora. Będzie miał na starość odpowiednie zajęcie. Robota lekka, nasienie mu dostarczą do domu i czego
jeszcze można żądać.
- Ja nie będę żadnym inseminatorem - stanowczo sprzeciwił się Gańko. - To nie dla mnie robota. Nie będę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]