[ Pobierz całość w formacie PDF ]
polskiej babci.
- Kto to jest? - spytał zaciekawiony, biorąc fotografię do ręki.
- Irena Milewska - odparłam. - Moja babcia. Od dawna nie \yje. Nigdy jej nie
widziałam.
- Lilli, jesteś do niej szalenie podobna - zauwa\ył. Gwałtownie zaprotestowałam.
- Bzdura!
- A jednak! Przyjrzyj się dokładnie - naciskał.
- Przestań - powiedziałam, odkładając zdjęcie na miejsce. - Ona była nudziarą,
śmiertelnie powa\ną gospodynią domową...
- Uwa\am, \e była tak samo ładna jak ty - obstawał przy swoim.
Na szczęście pózniej rozmawialiśmy o czymś zupełnie innym. Tamtego wieczoru
kochaliśmy się po raz trzeci. Zaczęło się od tego, \e odprowadziłam Dawida na przystanek
autobusowy, a potem po prostu wsiadłam razem z nim. Dojechaliśmy na miejsce i
wysiedliśmy z autobusu.
- Odprowadzę cię kawałek, OK? - powiedział, po czym oboje przeszliśmy na drugą
stronę ulicy, wsiedliśmy do autobusu jadącego w przeciwną stronę i zajechaliśmy znów do
mnie. Kiedy wysiadaliśmy, spytałam:
- Ucieszyłbyś się, gdybym jeszcze raz pojechała z tobą kawałek?
Dawid zaśmiał się i skinął głową. Szliśmy, trzymając się za ręce. Rozpadał się deszcz,
który szybko zamienił się w intensywną ulewę..
- Jak niedawno... - rozmarzyłam się i ścisnęłam dłoń Dawida. Znów pojechaliśmy do
niego, dyskretnie zakradliśmy się do mokrego teraz, otaczającego dom ogródka...
- Raz w pokoju Dawida, raz w moim, a raz w strugach deszczu - wyliczałam Wiktorii
kilka dni pózniej.
Mój chłopak wyjechał na trzy tygodnie z rodzicami na Cypr. - I za ka\dym razem bez
zabezpieczenia - skwitowała przyjaciółka z dezaprobatą.
- Akurat miałam okres - uspokoiłam ją, rysując jednocześnie palcem na szybie okna
kuchennego, tak jak to robiła mama, zarys górnej wargi Dawida.
śycie było piękne.
7
Mama, Bernard i ja pojechaliśmy do Włoch. Zrezygnowana siedziałam na tylnym
siedzeniu naszego samochodu i przez długie godziny monotonnej podró\y słuchałam muzyki.
Autostrada zdawała się nie mieć końca, po jakimś czasie wjechaliśmy w obszar Niziny
Padańskiej. Robiło się coraz bardziej upalnie.
T - shirt przyklejał mi się do ciała.
Najpierw udaliśmy się do Rzymu, poniewa\ Bernard uwielbiał to miasto, a potem nad
Adriatyk, do Marina di Rawenna, gdzie znajoma mamy miała niewielki dom. Byliśmy tam
ju\ kiedyś, raz wzięliśmy nawet ze sobą Annalenę. Jednak tego lata przyjaciółka wyjechała ze
swoim tatą. Wiktoria tak\e wybrała się do ojca, do Francji.
- Niedobrze mi - powiedziałam i wyłączyłam discmana.
- Napij się czegoś, Lilli - poradziła mama. Posłuchałam jej rady, ale nadal było mi
niedobrze. Ostatnio ciągle zle się czułam.
*
W Rzymie spędziliśmy tydzień. Mieszkaliśmy w jego gorącym centrum, w ciasnym
mieszkanku, nale\ącym do brata Bernarda.
- Co za przepiękne miasto! - mama nie przestawała się zachwycać. Dokądkolwiek
szliśmy, brała pod pachę blok rysunkowy i kreśliła szkice jeden za drugim.
- Dlaczego właściwie nie robisz tutaj \adnych zdjęć? - ze zdziwieniem pytał mnie
kilkakrotnie Bernard.
Wzruszałam na to ramionami. Dokuczał mi ból i zawroty głowy, a tamtego ranka
nawet zwymiotowałam.
Nie miałam na nic ochoty i tęskniłam za Dawidem.
- To od słońca. yle znosi te upały - powiedziała mama, głaszcząc mnie po czole.
Było to miłe uczucie i po raz pierwszy w \yciu zaczęła mi przeszkadzać obecność
Bernarda. Nieoczekiwanie przyszło mi na myśl, \e zagarnął część uczuć mamy. Był przy tym
tak bardzo miły jak zawsze, a wszyscy, gdziekolwiek się pojawialiśmy, brali go za mojego
ojca. Raz nawet pewien kelner stwierdził, \e jestem jak skóra zdarta z mego taty. Bernard
uśmiechał się, tłumacząc mi te słowa.
Kiedy dobiegł końca nasz tydzień w Rzymie, przenieśliśmy się do Rawenny.
Z ulgą spacerowałam samotnie pla\ą. Tu\ przy brzegu wiał silny wiatr. Powietrze
przesycone było zapachem morza i soli.
Bungalow, w którym mieszkaliśmy, był oddalony od pla\y zaledwie o kilka minut
marszu. Rano poszłyśmy z mamą na targ i kupiłyśmy ogromne brzoskwinie, pomidory i
gigantycznych rozmiarów pęk bazylii oraz grube, białe dzwonka miecznika, które Bernard
chciał dla nas według starego włoskiego przepisu przygotować na kolację.
Cały dzień cieszyłam się na te pyszności, ale wieczorem, kiedy ryba le\ała ju\ na
talerzu, nie byłam w stanie zjeść ani kęsa. Choć potrawa pachniała tak smakowicie, nagle jej
zapach wydał mi się obrzydliwy. Przestraszona przycisnęłam dłonie do ust, wypadłam do
małej łazienki i zwróciłam.
*
Cypr z Marino di Ravenna nie miał bezpośredniego połączenia telefonicznego, a tak
mi brakowało mojego chłopaka. Słońce paliło niemiłosiernie, byłam cała pokąsana przez ko-
mary i dokuczały mi spowodowane upałem częste zawroty głowy. Jednak przynajmniej mój
\ołądek się uspokoił. Razem z Bernardem wałęsaliśmy się po miasteczku, podczas gdy mama
siedziała na trawie rosnącej przy pla\y i malowała, albo korzystała z lekcji gry na fletni Pana
u Włoszki w podeszłym wieku, którą wcześniej poznała.
Bernard i ja spacerowaliśmy po placu, jedliśmy lody, zwiedziliśmy nawet bazylikę
San Vitale i obejrzeliśmy witra\e. Padające przez kolorowe okno promienie słońca
rozświetlały je. Wyglądało to pięknie, naprawdę zachwycająco.
Szkoda, \e nie było tu Dawida, by te\ mógł to zobaczyć.
*
Po trzech tygodniach wróciliśmy do domu. Od razu zadzwoniłam do mojego
chłopaka, ale jego mama poinformowała mnie, \e wyjechał razem z braćmi i tatą na
tygodniową wspinaczkę do Austrii.
- Szkoda - powiedziałam i odło\yłam słuchawkę. Następnie z wakacji kolejno wróciły
Wiktoria i Annalena.
Wybrałyśmy się razem na basen. Wiktoria miała nowego chłopaka: Tima.
- Jak ładnie jesteś opalona! - zauwa\yła Annalena, przykładając z westchnieniem
swoje blade piegowate ramię do mojego. Przyjaciółkę jej brak widocznej opalenizny złościł
ka\dego lata.
Wiktoria tak\e mi się przyglądała, a kiedy upewniła się, \e Tim nie mo\e nas
usłyszeć, powiedziała cicho:
- Ostatnio zrobił ci się całkiem ładny biust.
Spojrzała bezceremonialnie na moją górę od bikini.
- Nie gap się tak - odparłam zakłopotana, okrywając ręcznikiem ramiona.
Wiedziałam jednak, \e Wiktoria ma rację. Moje piersi rzeczywiście sprawiały teraz
wra\enie większych. Wyglądało na to, \e znów mi rosły, tak jak wtedy, gdy miałam
dwanaście lat. Wówczas te\ mnie trochę pobolewały. I tak samo były wra\liwe na dotyk.
*
Pod koniec tygodnia wrócił mój chłopak. Akurat tego ranka dostałam okres, ale na
szczęście krwawienie było o wiele słabsze ni\ kiedykolwiek wcześniej. Wsiadłam więc na
rower i pojechałam do Dawida.
- W końcu jesteś - powiedział, obejmując mnie.
- To ciebie wiecznie nie było - odparłam. Pocałowaliśmy się, a potem z Leonem,
Justusem i Bastianem rozegraliśmy zaciekły turniej badmintona. Od czasu do czasu zerkałam
ukradkiem na miejsce, w którym kochaliśmy się w strugach deszczu. Momentami dopadał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]